Odwróć tabelę. Mecz "na szczycie" w I lidze

Materiały prasowe / Fot. Krzysztof Wnęk
Materiały prasowe / Fot. Krzysztof Wnęk

Kompletnie nieudany jest jak na razie sezon 2016/17 dla Zetkamy Doral Nysy oraz bydgoskiej Astorii. Obie ekipy wygrały łącznie zaledwie trzy spotkania w rozgrywkach, a w 13. kolejce staną naprzeciw siebie. Ktoś tym samym przerwie passę porażek.

Z kolei druga ekipa nadal pogrążona będzie w kryzysie. Obecnie seria porażek Zetkamy i Astorii wynosi odpowiednio sześć i cztery. Niżej w tabeli są kłodzczanie, który zanotowali zaledwie jedno zwycięstwo. Kto w sobotę przełamie swoją niemoc?

Faworyta nie ma, bo i w takim meczu być nie może. Bydgoszczanie przed tygodniem bliscy byli wygranej, ale fatalnie rozegrali ostatnich pięć minut starcia z GKS-em Tychy i wypuścili kilkunastopunktowe prowadzenie, co przytrafić im się nie powinno, a jednak. - Mogliśmy wygrać wiele meczów, ale zawsze czegoś brakowało - mówi Mateusz Bierwagen, kapitan Astorii.

Rzeczywiście, w kilku przypadkach chyba tylko bydgoscy zawodnicy wiedzą, dlaczego nie zeszli z parkietu jako wygrani. Bo skoro zespół ten był w stanie pokonać na własnym parkiecie chociażby doskonale spisującą się Pogoń Prudnik, aby dwie kolejki później dać się totalnie stłamsić Zniczowi Basket Pruszków, to jest to trudne do wytłumaczenia. Z całym oczywiście szacunkiem dla zespołu Marka Zapałowskiego.

Nie da się nie zauważyć, że gra Astorii wygląda, lub też nie wygląda, w zależności od rywala. Zazwyczaj, kiedy dochodzi do starcia z silniejszym przeciwnikiem, bydgoszczanie dostosowują się do jego poziomu i grają - nawet jeśli nie przez cały mecz, a dany fragment - nieźle. Są jakby bardziej zmobilizowani. Stąd też dobre trzy kwarty przeciwko Legii, świetne 35 minut z GKS-em, czy pierwsza połowa wyjazdowego meczu w Gliwicach. Potwierdza to także wygrana z Pogonią i dwa wyjazdy do liderów. Astoria w Stargardzie przegrała, choć mogła wygrać, a w Łańcucie wstydu nie przyniosła.

ZOBACZ WIDEO Teodorczyk bohaterem Anderlechtu

Pojedynek w Kłodzku będzie ostatnim, w którym przedostatni klub w I lidze poprowadzi Konrad Kaźmierczyk. Warto dodać, że życie trenera bywa przewrotne. Rok temu o 30-letnim szkoleniowcu było głośno, kiedy zdołał wywalczyć z Astorią najlepszy wynik w nowej historii klubu - 6. miejsce. Tym razem tak dobrze już nie jest. Wraz z odejściem liderów, modyfikacjom uległa również gra zespołu, co jak na razie nie przynosi spodziewanych wyników.

Ale nie można całej winy zrzucić na Kaźmierczyka. W zasadzie trudno też zrzucić winę na zarząd - na pewno nie całą. Bo nikt nie może powiedzieć, że przespano okres transferowy. Relatywnie patrząc na bydgoski budżet, w miejsce tych, którzy odeszli, nie sprowadzono tylko i wyłącznie graczy, którzy są uzupełnieniem, ale takich, którzy coś dają. Nikt też nie mógł się spodziewać, zatrudniając Kacpra Stalickiego w miejsce Huberta Mazura, że ten kompletnie nie udźwignie tematu. Wydawało się bowiem, że to jeden z najlepszych graczy, dostępnych na rynku, do zatrudnienia w miejsce byłego lidera. Jednak nie.

- Chcemy się całkowicie odciąć od tego, co było i skupić się na kolejnych trzech bardzo ważnych meczach do końca rundy - podkreśla Bierwagen. - Jedziemy do Kłodzka z głodem zwycięstwa, ale nie traktujemy tego meczu jako pożegnalnego dla trenera, ponieważ on z nami zostaje, z czego wszyscy się bardzo cieszą - dodał kapitan bydgoszczan. Bo choć wyniki są, jakie są, Astoria nie zwolniła Kaźmierczyka, ale zaproponowała mu funkcję asystenta Jerzego Chudeusza. Po kilku dniach namysłu zaakceptował propozycję i w klubie zostaje.[nextpage]W Kłodzku także zmiany. Postanowiono postawić na świeżą krew w kwestii prowadzenia zespołu. Tym samym nowym szkoleniowcem został były reprezentant kraju, bardzo barwna postać całej polskiej koszykówki chyba w całej jej historii, Radosław Hyży. Tym samym trenerem przestał być Marcin Radomski, który rok temu - podobnie jak Kaźmierczyk w Bydgoszczy - osiągnął historyczny sukces, wprowadzając do fazy play-off absolutnego kopciuszka - zespół, na który nie stawiał absolutnie nikt. Piękny sen skończył się jednak wraz z nadejściem nowego sezonu.

Twierdza Kłodzko, która rok temu zdobyta została zaledwie trzykrotnie, nie licząc fazy posezonowej, w obecnych rozgrywkach padła już cztery razy. Czy pod wodzą Hyżego się to zmieni. - Od razu wprowadził świeżość i, jak to zazwyczaj przy zmianie trenera bywa, w zawodników wstąpiły nowe siły. Co prawda mieliśmy mało czasu na treningi, ale uważam, że pokażemy coś nowego, co może się widzom podobać. Mam nadzieje, że w tym trudnym okresie kibice nas nie opuszczą i będą mocno wspierać w meczu, o co gorąco proszę - powiedział WP SportowymFaktom kapitan Zetkamy, Michał Weiss.

Mecz z Astorią będzie zatem bardzo ciekawy dla kibiców jednej, jak i drugiej drużyny. Przyjezdni, o czym wspomniał Bierwagen, nie traktują tego spotkania jako pożegnania trenera, ale to oczywiste, że będą chcieli wygrać dla niego ten ostatni mecz, w którym ich poprowadzi. Z kolei gospodarze zrobią wszystko, aby Radek Hyży na długo zapamiętał ten dzień z powodu zwycięskiego otwarcia przygody w Kłodzku. Cóż, w tym wypadku nie da się upiec dwóch pieczeni przy jednym ogniu i ktoś polec musi. Tylko kto?

- To na pewno będzie ciekawy mecz. Jesteśmy zdeterminowani i walecznością chcemy pokazać, że jednak potrafimy grać w koszykówkę. W podobnej sytuacji jest drużyna z Bydgoszczy. Jest w dołku i też tak naprawdę nie ma nic do stracenia. Mają zawodników, którzy potrafią grać w basket i każdy z nich jest zagrożeniem dla naszego kosza. Wiem, że u nich też nastąpiła zmiana trenera, ale z tego co wiem, trener Chudeusz jeszcze ich nie poprowadzi. Mam nadzieje, że będzie to mecz walki, że sędziowie pozwolą na mocniejszą obronę i to spotkanie może być naprawdę ciekawe - dodaje Weiss.

Zetkama także przed sezonem przeszła pewne zmiany personalne. Zespół opuściły dwa ważne podkoszowe ogniwa - Jarosław Bartkowiak i Przemysław Malona. Na dodatek odszedł także lider punktowy, Tomasz Stępień. I to widać, bo nowopozyskani dają nieco mniej niż ich odpowiednicy w Bydgoszczy. Bardzo ważna będzie zatem rola Michała Weissa i Marcina  Blumy, bo to w głównej mierze od nich, i od sprowadzonego Aleksandra Leńczuka, zależy zdobywanie punktów w drużynie.

- Bilans naszego zespołu pokazuję, że teraz zostało nam już tylko odbić się od dna i wyrwać chociaż dwa, jak nie trzy spotkania spośród kolejnych czterech, które wszystkie zagramy u siebie. To jest nasz cel na grudzień i początek stycznia. Uważam, że druga runda może być dla nas lepsza i możemy spokojnie sprawić jeszcze niejedną niespodziankę. Moment w którym ciągle mieliśmy pecha - mam nadzieję - zostawiliśmy w tyle i druga część sezonu będzie dla nas udana! - kończy kapitan Zetkamy. Czy tak będzie?

Pierwszym krokiem ku lepszemu dla obu ekip będzie sobotnie starcie. Ktoś szansę wykorzysta od razu, a ktoś jeszcze na nią poczeka. Tylko kto? Odpowiedź kibice poznają mniej więcej około godziny 19.

Dawid Siemieniecki

Źródło artykułu: