Odwróć tabelę. Mecz "na szczycie" w I lidze

Kompletnie nieudany jest jak na razie sezon 2016/17 dla Zetkamy Doral Nysy oraz bydgoskiej Astorii. Obie ekipy wygrały łącznie zaledwie trzy spotkania w rozgrywkach, a w 13. kolejce staną naprzeciw siebie. Ktoś tym samym przerwie passę porażek.

Dawid Siemieniecki
Dawid Siemieniecki
Materiały prasowe / Fot. Krzysztof Wnęk

Z kolei druga ekipa nadal pogrążona będzie w kryzysie. Obecnie seria porażek Zetkamy i Astorii wynosi odpowiednio sześć i cztery. Niżej w tabeli są kłodzczanie, który zanotowali zaledwie jedno zwycięstwo. Kto w sobotę przełamie swoją niemoc?

Faworyta nie ma, bo i w takim meczu być nie może. Bydgoszczanie przed tygodniem bliscy byli wygranej, ale fatalnie rozegrali ostatnich pięć minut starcia z GKS-em Tychy i wypuścili kilkunastopunktowe prowadzenie, co przytrafić im się nie powinno, a jednak. - Mogliśmy wygrać wiele meczów, ale zawsze czegoś brakowało - mówi Mateusz Bierwagen, kapitan Astorii.

Rzeczywiście, w kilku przypadkach chyba tylko bydgoscy zawodnicy wiedzą, dlaczego nie zeszli z parkietu jako wygrani. Bo skoro zespół ten był w stanie pokonać na własnym parkiecie chociażby doskonale spisującą się Pogoń Prudnik, aby dwie kolejki później dać się totalnie stłamsić Zniczowi Basket Pruszków, to jest to trudne do wytłumaczenia. Z całym oczywiście szacunkiem dla zespołu Marka Zapałowskiego.

Nie da się nie zauważyć, że gra Astorii wygląda, lub też nie wygląda, w zależności od rywala. Zazwyczaj, kiedy dochodzi do starcia z silniejszym przeciwnikiem, bydgoszczanie dostosowują się do jego poziomu i grają - nawet jeśli nie przez cały mecz, a dany fragment - nieźle. Są jakby bardziej zmobilizowani. Stąd też dobre trzy kwarty przeciwko Legii, świetne 35 minut z GKS-em, czy pierwsza połowa wyjazdowego meczu w Gliwicach. Potwierdza to także wygrana z Pogonią i dwa wyjazdy do liderów. Astoria w Stargardzie przegrała, choć mogła wygrać, a w Łańcucie wstydu nie przyniosła.

ZOBACZ WIDEO Teodorczyk bohaterem Anderlechtu

Pojedynek w Kłodzku będzie ostatnim, w którym przedostatni klub w I lidze poprowadzi Konrad Kaźmierczyk. Warto dodać, że życie trenera bywa przewrotne. Rok temu o 30-letnim szkoleniowcu było głośno, kiedy zdołał wywalczyć z Astorią najlepszy wynik w nowej historii klubu - 6. miejsce. Tym razem tak dobrze już nie jest. Wraz z odejściem liderów, modyfikacjom uległa również gra zespołu, co jak na razie nie przynosi spodziewanych wyników.

Ale nie można całej winy zrzucić na Kaźmierczyka. W zasadzie trudno też zrzucić winę na zarząd - na pewno nie całą. Bo nikt nie może powiedzieć, że przespano okres transferowy. Relatywnie patrząc na bydgoski budżet, w miejsce tych, którzy odeszli, nie sprowadzono tylko i wyłącznie graczy, którzy są uzupełnieniem, ale takich, którzy coś dają. Nikt też nie mógł się spodziewać, zatrudniając Kacpra Stalickiego w miejsce Huberta Mazura, że ten kompletnie nie udźwignie tematu. Wydawało się bowiem, że to jeden z najlepszych graczy, dostępnych na rynku, do zatrudnienia w miejsce byłego lidera. Jednak nie.

- Chcemy się całkowicie odciąć od tego, co było i skupić się na kolejnych trzech bardzo ważnych meczach do końca rundy - podkreśla Bierwagen. - Jedziemy do Kłodzka z głodem zwycięstwa, ale nie traktujemy tego meczu jako pożegnalnego dla trenera, ponieważ on z nami zostaje, z czego wszyscy się bardzo cieszą - dodał kapitan bydgoszczan. Bo choć wyniki są, jakie są, Astoria nie zwolniła Kaźmierczyka, ale zaproponowała mu funkcję asystenta Jerzego Chudeusza. Po kilku dniach namysłu zaakceptował propozycję i w klubie zostaje.

Kto wygra sobotni mecz?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×