Siedem kolejnych meczów z tripe-double - tyle trwała imponująca seria Russella Westbrooka, która w nocy z niedzieli na poniedziałek dobiegła końca. Nie oznacza to jednak, że koszykarz zwolnił tempo. W ostatnim meczu z Boston Celtics zdobył aż 37 punktów, miał 12 zbiórek i 6 asyst, dzięki czemu jego Oklahoma City Thunder zwyciężyli 99:96.
Nic więc dziwnego, że zawodnik ten jest najczęściej wymieniany w gronie faworytów do nagrody MVP. Nie upłynęły co prawda nawet dwa miesiące rozgrywek w NBA, ale Westbrook już niejednokrotnie udowodnił swoje olbrzymie możliwości. Jest pierwszym od ponad 50 lat zawodnikiem, który na tym etapie rozgrywek notuje średnie na poziomie triple-double.
Jak odnosi się do wielu opinii, które łączą go z nagrodą MVP? - Jeśli mam być szczery, w ogóle o tym nie myślę. Najważniejszą rzeczą dla mnie jest mistrzowski pierścień - kwituje.
Aktualnie Thunder legitymują się bilansem 15-9, co pozwala im zajmować szóste miejsce w Konferencji Zachodniej. Westbrook dwoi się i troi, ale nie ma w zespole takiego wsparcia, jak inne gwiazdy NBA. A biorąc pod uwagę "super-zespoły" - jak Cleveland Cavaliers czy Golden State Warriors, Russellowi trudno będzie w pojedynkę nawiązać rywalizację o upragniony cel.
ZOBACZ WIDEO "Weteran - Marcin Gortat" (reportaż) (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}