Jeszcze na dwie i pół minuty przed końcową syreną niedzielnego meczu z Rosą Radom Asseco prowadziło 64:61. Po raz kolejny - podobnie jak w spotkaniach z Anwilem Włocławek i Stelmetem Zielona Góra - przegrało w dramatycznych okolicznościach. Uległo wicemistrzom Polski 67:70.
Co zatem stało się z drużyną z Gdyni w ostatnich kilkudziesięciu sekundach pojedynku jedenastej kolejki Polskiej Ligi Koszykówki? - Zabrakło nam konsekwencji. Przede wszystkim ja nie zagrałem dokładnie tego, co ustalaliśmy. Rzuty były oddawane za szybko. Musimy przeanalizować ten mecz i wyciągnąć wnioski - odpowiedział Filip Matczak, któremu na kilka chwil przed końcem zawodów piłkę zabrał Michał Sokołowski.
Przez pełne 40 minut podopieczni Przemysława Frasunkiewicza dzielnie dotrzymywali kroku faworyzowanym przeciwnikom, wyglądając o wiele lepiej pod względem motorycznym. - Zawsze staramy się dobrze wyglądać fizycznie, to jest nasz atut. Musimy z tego korzystać i wydaje mi się, że dobrze to wyglądało. Czegoś jednak zabrakło - podkreślił 23-latek.
Matczak był najlepszym strzelcem Asseco w hali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. Na parkiecie spędził ponad 37,5 minuty, zdobywając w tym czasie 20 punktów. Zanotował skuteczność 8/15 z gry. Ponadto miał pięć zbiórek, asystę, przechwyt i blok.
- Walczyliśmy, uważam, że postawiliśmy się Rosie w tym spotkaniu. Czegoś zabrakło, kolejny niedosyt po wyjazdowym meczu. Cóż, głowa do góry i trzeba walczyć w kolejnych spotkaniach - dodał rzucający na konferencji prasowej.
ZOBACZ WIDEO Marcin Kolusz: Cieszę się z zaangażowania chłopaków