- Trudno jest mi analizować spotkanie, w którym wystąpiło tak naprawdę tylko trzech zdrowych zawodników. Dwa dni przed meczem za zgodą AZS-u staraliśmy się przełożyć spotkanie, ale nie udało się - tak swoją wypowiedź na konferencji prasowej rozpoczął Drażen Anzulović.
Chorwacki szkoleniowiec MKS-u Dąbrowa Górnicza na spotkaniu z dziennikarzami wspomniał także o sytuacji z Przemysławem Szymańskim, który we we wtorek otrzymał zgodę od lekarzy na grę (zespół już wtedy był w drodze do Koszalina).
W środę z samego rana wsiadł do pociągu i rozpoczął walkę z czasem i kilometrami. Ostatecznie wyścig ten zakończył się powodzeniem dzięki czemu wieczorem mógł wesprzeć swój zespół w walce z Akademikami.
- Wstawiłem Szymańskiego na boisku, mimo że nie widziałem go od dziewięciu dni. W środę obudził się o czwartej nad ranem, tak aby być o 14 na treningu w Koszalinie - wytłumaczył Anzulović.
ZOBACZ WIDEO Śniadanie na Dakarze: czy leci z nami pilot? (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}
Mimo wszystko jego zespół powinien wygrać z AZS-em. W trakcie drugiej kwarty zbudował 17-punktową przewagę (40:23), ale stopniowo gospodarze zaczęli odrabiać straty. Kluczowa dla losów meczu okazała się trzecia kwarta, którą koszalinianie wygrali 25:11.
- Kiedy prowadzi się 17 punktami to powinno się grać mądrze i rozsądnie. Nam tego rozsądku zabrakło. W drugiej połowie przestaliśmy grać w koszykówkę. Zaczęliśmy popełniać proste straty, wypadliśmy z rytmu - mówił Anzulović.
- W meczu z AZS-em pokazaliśmy dwa oblicza: jak grać w koszykówkę i jak w nią nie grać. Fatalna druga połowa w naszym wykonaniu pokrzyżowała nam plany - zauważył Bartłomiej Wołoszyn.
MKS ma duży problem w meczach wyjazdowych. Dąbrowianie wygrali zaledwie jedno spotkanie na pięć rozegranych. Po starciu z AZS-em ekipa Anzulovicia została w Mielnie, by przygotować się niedzielnego meczu z Energą Czarnymi Słupsk (początek 12:45).