Komentator Żołnierewicz: Adam Romański dał mi wskazówki

WP SportoweFakty
WP SportoweFakty

Przemysław Żołnierewicz wcielił się ostatnio w rolę komentatora. Zawodnik Asseco Gdynia opowiada o swoich wrażeniach, ale zdradza także, który koszykarz najbardziej zaimponował mu podczas finałowego turnieju U-20.

[b]

WP SportoweFakty: W minionym tygodniu wraz z Bartoszem Jankowskim wcielił się pan w rolę komentatora meczów mistrzostw Polski do lat 20. Skąd taka inicjatywa?[/b]

Przemysław Żołnierewicz: Wyszło dość spontanicznie. Mateusz Pietkiewicz powiedział nam, że jest podłączony sprzęt i możemy skomentować wydarzenia na parkiecie. Mieliśmy wolne, więc postanowiliśmy spróbować. Tym bardziej, że mecz Asseco z Treflem zapowiadał się wyśmienicie.

Wyszło całkiem nieźle, jak na debiutantów.

- Przed meczem rozmawiałem z Adamem Romańskim. Poprosiłem go o wskazówki. On mi jasno powiedział: Komentowanie to jest freestyle. Musi być swoboda.

I tak też było. Nawijaliście bez żadnego problemu. Było sporo amerykańskich wstawek.

- Pochodzę z koszykarskiego środowiska, więc to słownictwo nie jest mi obce. Na co dzień też posługuje się tym językiem. Nie chciałem udziwniać, dlatego postawiłem na prostotę, tak aby jak najwięcej ludzi mogło zrozumieć.

ZOBACZ WIDEO Barcelona rozgromiła rywali i została liderem. Zobacz skrót meczu FC Barcelona - Sporting Gijon [ZDJĘCIA ELEVEN]

Czy umówiliście się przed meczem, że pan będzie odgrywał rolę eksperta, a Bartosz opisywał to, co dzieje się na parkiecie?

- Szczerze? Było tak głośno, że w ogóle siebie nawzajem nie słyszeliśmy, mimo że siedzieliśmy obok siebie. Staraliśmy się nie wchodzić sobie w paradę. Jeden nawijał, drugi milczał.

To robota na przyszłość?

- Oj, to za szybko by o tym mówić. Po prostu spróbowałem, zobaczyłem, jak to wygląda. Od kilku osób słyszałem, że to całkiem fajnie wyszło.

[b]

Trafiliście świetne mecze: Asseco vs. Trefl i Biofarm Basket Junior Poznań vs. WKK Wrocław. To chyba wam ułatwiło sprawę?[/b]

- To prawda. Oba mecze trzymały w napięciu do ostatnich sekund. Takie spotkania najlepiej się komentuje.

Jest pan zawodnikiem Asseco Gdynia. Nie było problemów z komentowaniem spotkania derbowego?

- Starałem się zachować obiektywizm, nie chciałem być stronniczy. Nie będę ukrywał, że emocje ponosiły nas w czwartej kwarcie.

Jak pan ocenia poziom turnieju? Czy poziom spotkań zadowolił?

- Poziom był dobry. Drużyny z Wrocławia miały najszerszą rotację i dzięki temu znalazły się w finale. Widać było zgranie po obu stronach parkietu. Podobała mi się, jak obie ekipy grały w defensywie.

Czy 7. miejsce Asseco Gdynia jest rozczarowaniem?

- Uważam, że mecze były na tyle wyrównane, że wszystko mogło się wydarzyć. Chłopacy trochę przespali pierwszy mecz z Poznaniem i później ich sytuacja nieco się skomplikowała. Spotkanie z Treflem było o wszystko. Walczyli, dali z siebie wszystko, ale niestety przegrali. Taki jest.

Polska koszykówka potrzebuje nowych nazwisk. Kto był dla pana objawieniem tego turnieju? Kto może wypłynąć na szerokie wody?

- Różnicę robił Marcel Ponitka. Widać u niego, że na co dzień rywalizuje z seniorami. Nieco odstawał pod względem mentalnym i fizycznym. Z dobrej strony pokazał się Samsonowicz, który w jednym z meczów zdobył 40 punktów. Nie forsował swoich akcji, rzucał to, co miał. Zaimponował mi. We Wrocławiu jest kilka ciekawych postaci, ale trudno mi wybrać taką jedną, dominującą osobę.

Chodzą takie głosy, że kiedyś o wynikach w U20 decydowały jednostki, teraz siłą jest zespół.

- Zgadzam się z tym stwierdzeniem w 100 procentach. Teraz trenerzy mocniejszy akcent stawiają na zespołowość. To tym zawodnikom może pomóc w przyszłości, łatwiej im będzie przejść do seniorskiego basketu.

Przejście z juniorskiej do seniorskiej koszykówki dla wielu jest bolesnym przeżyciem. Jak to było u pana?

- Ja, odkąd jestem w Asseco Gdynia przytyłem 10 kilogramów - samej masy mięśniowej. Z 88 na 98. Myślę, że w moim przypadku to było najważniejsze. Nabrałem odpowiedniej postury i teraz mogę podjąć walkę z seniorami.

Słyszałem, że na siłowni jest pan w stanie sporo podnieść.

- Z Filipem Matczakiem ścigamy Piotra Szczotkę, ale na razie nie możemy jeszcze dojść do jego poziomu.

Rozmawiał Karol Wasiek

Źródło artykułu: