Amerykański center Josh Asselin już piąty sezon z rzędu biega po parkietach hiszpańskich lig ACB i LEB. Od trzech lat jest zaś graczem Ricohu Manresy. Zespołu, który po raz pierwszy w swojej historii ma szansę awansować do fazy play-off. - To dla nas bardzo udane rozgrywki. Mimo, że doznaliśmy aż trzynastu porażek, to jednak należy zwrócić uwagę na to, że odnieśliśmy taką samą liczbę wygranych - mówi Amerykanin na łamach jednego z hiszpańskich dzienników.
Dzieje się tak między innymi dlatego, że 30-letni środkowy indywidualnie rozgrywa najefektywniejszy sezon od kilku lat. Koszykarz notuje średnio 14,8 punktu i 5,1 zbiórki. Lepsze statystyki podczas swojej kariery uzyskiwał przed prawie pięcioma laty, grając dla zespołu CB Caceres w drugiej lidze LEB. - Tak, to naprawdę udane rozgrywki dla mnie. Nigdy jednak nie powiem, że dobra postawa drużyny jest wynikiem tylko mojej postawy. Owszem, idzie mi całkiem nieźle, ale to cały zespół spisuje się na miarę oczekiwań i nasz cel jest już bardzo blisko - stwierdza koszykarz, mając na myśli awans do fazy play-off.
Obecnie Ricoh zajmuje ósmą lokatę w tabeli i traci do siódmej drużyny, Pamesy Walencja, tylko jeden punkt. Natomiast dziewiąta Alta Gestion Fuenlabrada ma o dwa oczka mniej od ekipy z Manresy. - Myślę, że możemy jeszcze nawet odrobić straty i wyprzedzić Pamesę. Oczywiście lepiej jest zająć ósmą lokatę niż dziewiątą, więc przede wszystkim będziemy chcieli nie dać wyprzedzić się Alcie.
Gdyby podopiecznym Jaume Ponsarnaua udało się awansować do decydującej fazy sezonu z ósmego miejsca, byłoby to jednocześnie spełnienie marzeń oraz najgorsza okoliczność z możliwych. W ćwierćfinale Ricoh zmierzyłby się najprawdopodobniej z TAU Ceramiką Vitoria, aktualnym mistrzem ACB i liderem w tabeli. - To fakt, nie ma nic przyjemnego w starciu z TAU, co nam dobitnie pokazali w tym sezonie. Najpierw pokonali nas u siebie 80:67, a kilka kolejek temu dali nam nauczkę w postaci trzydziestojednopunktowego pogromu, 99:68. Cóż, najważniejsze to zagrać w play-off. Później będziemy się martwić o resztę - przyznaje mierzący 211 cm wzrostu center.
Pomimo dobrego sezonu doświadczony Amerykanin ma do siebie bardzo dużo dystansu. Chociaż co mecz wzbogaca konto drużyny o kilkanaście punktów i kilka zbiórek, nie czuje się koszykarzem bez wad. - Nie jestem graczem, który uważa, że pozjadał już wszystkie rozumy i nie musi się niczego uczyć. Przeciwnie, mam silną potrzebę ciągłej nauki. W zeszłym sezonie dobrą lekcję pokory dał mi Marc Gasol. To najtrudniejszy rywal, przeciwko któremu kiedykolwiek grałem. Nie można się dziwić więc, że dziś jest czołowym koszykarzem Memphis Grizzlies - przyznaje Asselin, dodając po chwili co uważa za swoją największą wadę. - Myślę, że do pewnych spraw podchodzę zbyt emocjonalnie. Wiem, że większość ludzi powiedziałaby, że emocje są pozytywne i to raczej dobrze, jeśli koszykarz podchodzi do swojej pracy emocjonalnie, ale czasami to przeszkadza. Nie potrafię się odizolować od rzeczy, które mi nie wyszły. Nie umiem zapomnieć. Po prostu muszę nauczyć się kontrolować moje emocje lepiej - zauważa Amerykanin.