Polski skaut w NBA: Chcę wrócić do Polski
- Cały czas Warszawa jest bliska memu sercu. Wiem, że drzemie w niej duży potencjał. Tu jest stosunkowo duże zainteresowanie koszykówką, bardziej na poziomie NBA, czy lig mtorskich, funkcjonuje sporo klubów młodzieżowych, w Warszawie swoje siedziby mają redakcje poszczególnych mediów. Ale potencjalna ekstraklasowa drużyna, aby przebić się do świadomości potencjalnego widza, musiałaby reprezentować bardzo wysoki poziom, może najwyższy w Polsce. Pamiętamy, że Polonia Warszawa, Polonia 2011 i Politechnika kończyły z garstką fanów na trybunach, co wyglądało fatalnie.
Mocno trzymam kciuki za KK Warszawa, ten projekt jest mi bliski. Nie tylko dlatego, że jednym z głównych organizatorów klubu jest Marek Popiołek, mój serdeczny przyjaciel i współpracownik z reprezentacji. Bardzo podoba mi się prezentowana tam filozofia, koncentrująca się na systematycznej pracy z młodzieżą. Liczę, że już wkrótce warszawska drużyna awansuje do Ekstraklasy, na obecną chwilę najbliższa tego jest Legia, od kilku lat konsekwentnie do tego przygotowywana. Z racji swej marki, przyciągania wielu kibiców, po znalezieniu się w najwyższej lidze będzie miała wiele możliwości na osiągnięcie sukcesu.
No właśnie – w Warszawie zainteresowanie koszykówką jest spore, co widać choćby latem na boiskach, nie tylko tych najbardziej obleganych. Ale w przeszłości nie udawało się tego przełożyć na frekwencje na meczach ligowych. Jak pan myśli, co stoi na przeszkodzie?
- Z piłkarską Legią u boku ciężko rywalizować pod względem zainteresowana. Jak spojrzymy na mapę koszykarskiej Polski, większość zespołów z ekstraklasy znajduje się w mniejszych ośrodkach. Podobnie rzecz ma się we Francji. Tam również koszykówka stanowi często dla lokalnych społeczności główną formę rozrywki, kibicowanie jest wyrazem lokalnego patriotyzmu. A Warszawa, podobnie jak inne duże miasta w Polsce, ma olbrzymią ofertę kulturalno-rozrywkową, co bardzo utrudnia pozyskanie zainteresowania potencjalnych fanów sportu.
Ciekawie to wygląda choćby w Hiszpanii - tam dużo zespołów funkcjonuje w większych ośrodkach, borykają się z podobnymi problemami. Kluby same sobie wychowują fanów, w zespołach najniższego szczebla młodzieżowego ćwiczy bardzo dużo dzieci. Nie każdy zostanie zawodowym koszykarzem, ale jeśli te osoby w młodym wieku zarażą się pięknem sportu, to pozostaną przy nim przez całe życie - czasem jako dziennikarze, sędziowie, trenerzy, ale najczęściej właśnie jako sympatycy. Ponadto w Hiszpanii kluby działają na wielu obszarach - taka Barcelona, oprócz zespołu zawodowego i drużyn młodzieżowych, ma liczne sekcje komercyjne, generujące z jednej strony zysk, a oprócz tego pozwalające na podtrzymanie emocjonalnej łączności z klubem.
Optymistyczne może być dość duże zainteresowanie towarzyszące rozegranemu w Warszawie turniejowi finałowemu Pucharu Polski - na półfinały i finały wyprzedano wszystkie bilety. Chyba można pokusić się o stwierdzenie, że widać głód dobrej koszykówki w Warszawie?
- Myślę, że Puchar Polski potwierdził, że Warszawa kocha koszykówkę i potrzebuje jej na najwyższym poziomie. Przy okazji finału Pucharu rozmawiałem ze znanymi przedstawicielami innych dyscyplin, np. z Łukaszem Kadziewiczem i Andrzejem Supronem. Oni wszyscy powiedzieli, że pojawili się dlatego, że turniej rozegrano w Warszawie. Miejsce rozegrania przyciąga też społeczność koszykarską z całego kraju. Podoba mi się pomysł prezesa PLK, Marcina Widomskiego, pragnącego na dłużej osadzić finał Pucharu Polski w Warszawie.
Jakie są pana plany na przyszłość?
- Staram się zbytnio nie wybiegać w przyszłość, skupiam się przede wszystkim na nadchodzącym drafcie do NBA. Z optymizmem patrzę też na lato z reprezentacją Polski, myślę że nasza kadra może sprawić niespodziankę na EuroBaskecie. Przede wszystkich chce się ciągle rozwijać - sporo w siebie inwestuję, mam dopiero 24 lata, koszykówka to całe moje życie. Chciałbym jak najdłużej pracować w lidze NBA, ale moje ciche marzenie to zawodowy powrót do Polski, marzy mi się objęcie silnego klubu grającego w pucharach, tak żebym mógł przenieść moje doświadczenia zza oceanu na polskie warunki i sprawdzić się w boju.
Na koniec spytam - ile meczów, tak szacunkowo, ogląda pan w ciągu roku?
- Kiedyś zastanawiałem się nad zrobieniem takiego zestawienia. W przypadku samej Euroligi to ta liczba waha się między 70 a 100 w sezonie. Do tego należy jeszcze doliczyć wiele turniejów młodzieżowych, gdzie w ciągu jednego dnia odbywa się po kilka spotkań. Także kiedy jestem w domu, staram się oglądać dwa-trzy mecze na żywo albo z odtworzenia. Uznałem, że szkoda tracić czasu na wyliczenie, ile dokładnie meczów obejrzałem.
Rozmawiał Kamil Czarzasty