Sinusoidę przypominała gra Rosy Radom w meczu 23. kolejki Polskiej Ligi Koszykówki, z Energą Czarnymi Słupsk. Wicemistrzowie kraju prowadzili po pierwszej połowie 37:30, by w trzeciej kwarcie niemal roztrwonić wypracowaną wcześniej przewagę. Przyjezdni zniwelowali dystans do dwóch punktów, by w czwartej części postawić kropkę nad "i" w najbardziej odpowiedniej dla nich chwili i wygrać ostatecznie 68:67.
- Myślę, że zagraliśmy bardzo nierówno. Mieliśmy kłopot w momencie, kiedy rywale grali niskimi zawodnikami, nie umieliśmy wtedy wykorzystać naszych przewag. Do tego doszło 16 strat i jest minimalna porażka - skomentował Wojciech Kamiński. Czarne Pantery gubiły piłkę rzadziej, bo dziewięciokrotnie.
Rosa nie odniosła zatem siódmego z rzędu triumfu. - Oczywiście przegrane są wpisane w sport, natomiast na pewno ona boli, bo gdybyśmy grali konsekwentnie do końca, to stać by nas było na zwycięstwo - podkreślił szkoleniowiec.
Po wejściu pod kosz i dwóch punktach Chavaughna Lewisa, gospodarze mieli jeszcze kilka sekund na rozegranie akcji. Kamiński wziął czas i rozrysował założenia. Piłkę otrzymał Robert Witka, lecz chybił z dystansu. - Pierwsza opcja była na Michała [Sokołowskiego-przyp. P. D.], druga na Daniela [Szymkiewicza] i Ryana [Harrowa]. Piłkę otrzymał Daniel, zaatakował, zeszli się obrońcy, więc podał do Roberta. Miał czystą pozycję, ale nie trafił, to wszystko - opowiedział o ostatniej akcji trener.
Radomska drużyna pozostała na piątym miejscu w tabeli. Ma na koncie 38 punktów i legitymuje się bilansem 14-10. W najbliższej kolejce zagra na wyjeździe z Polfarmeksem Kutno. Początek sobotniego spotkania o godz. 17:30.
ZOBACZ WIDEO Sześć goli w meczu Barcelony. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]