Zimne przywitanie Mateusza Kostrzewskiego w Zgorzelcu. "Byłem na to przygotowany"

To nie był dla Mateusza Kostrzewskiego miły powrót do Zgorzelca. Nie dość, że jego BM Slam Stal doznała sromotnej porażki z PGE Turowem (74:97) w ramach 28. kolejki PLK, to w dodatku zawodnik został zimno przywitany przez zgorzeleckich kibiców.

Bartosz Seń
Bartosz Seń
Facebook
W Wielką Sobotę Mateusz Kostrzewski po raz pierwszy od trzech lat zagrał przeciwko drużynie PGE Turowa. 27-latek, który był związany z klubem znad Nysy Łużyckiej od sezonu 2014/2015, odszedł do BM Slam Stali w lutym bieżącego roku. Temu transferowi towarzyszyło wiele kontrowersji i choć Kostrzewski miał w sporze z PGE Turowem swoje argumenty, to przez wielu kibiców jego zachowanie zostało odebrane jako nielojalne, co zademonstrowali podczas sobotniego meczu.

Choć zazwyczaj byli koszykarze PGE Turowa są ciepło witani przez fanów tego klubu w Zgorzelcu, to w przypadku Kostrzewskiego było zgoła inaczej. Już podczas prezentacji obu zespołów zawodnik został głośno wygwizdany, ale wybiegającemu na parkiet tuż przed nim Robertowi Tomaszkowi, także w przeszłości związanemu z Turowem, towarzyszyły już oklaski.

Nagonkę na Kostrzewskiego dało się odczuć w trakcie całego meczu. Przy każdym posiadaniu piłki przez gracza Stali z trybun rozbrzmiewały gwizdy i buczenie. Gdy 27-latek stawał na linii rzutów wolnych lub odpoczywał na ławce rezerwowych, to towarzyszyły mu niecenzuralne okrzyki i przyśpiewki na jego temat.

- Byłem na to przygotowany. Każdy wie jacy są kibice. Zawsze stoją za swoją drużyną. Nie będę tego komentował, bo to była ich wola, żeby tak się zachować - krótko ucinał ten temat po meczu Mateusz Kostrzewski.

ZOBACZ WIDEO Katarzyna Kiedrzynek: Nawet nie marzyłam o takim klubie jak PSG, to był dla mnie szok

"Kostek" zagrał w Zgorzelcu przez niespełna 18 minut. W tym czasie oddał pięć rzutów z gry z których trafił dwa, zapisując na swoim koncie łącznie 6 punktów i 2 zbiórki. Jedną z akcji Kostrzewski wykończył atomowym wsadem po którym wymownie spojrzał w stronę sektora kibiców gospodarzy. Skrzydłowy, jak i cały zespół Stali, opuszczali jednak parkiet ze spuszczonymi głowami. Porażka z PGE Turowem 74:97 nie napawała do jakiegokolwiek optymizmu.

- Nikt nie spodziewał się tego, że będzie taki wynik, a nie inny - przyznawał Mateusz Kostrzewski. - Myślę, że nie przystępowaliśmy do tego meczu w roli faworyta. Wszystkie obstawienia wskazały, że PGE Turów nim jest. Grali u siebie, gdzie zawsze prezentują dobrą koszykówkę na wysokiej skuteczności. I to udowodnili. Zagrali bardzo dobry mecz, trafiali dużo trudnych rzutów - komplementował rywali.

- Troszeczkę się podłamaliśmy tymi pierwszymi akcjami, które nam nie wychodziły. Nie mogliśmy wyjść z tego dołka i to było widać przez cały mecz - kontynuował. - No cóż, takie spotkania się zdarzają. Gratulujemy drużynie ze Zgorzelca świetnego meczu. Wiemy, że to było dla nich bardzo ważne spotkanie w walce o play-off. My mamy jeszcze dwa mecze, które będziemy starali się wygrać, więc na pewno nie jest to taki moment, że trzeba się załamywać - dodawał Kostrzewski.

Stal w Zgorzelcu przede wszystkim słabo rzucała z dystansu. Podopieczni trenera Emila Rajkovicia trafili tylko dwukrotnie zza łuku przy 15 podjętych próbach. Ostrowianie przegrali też z PGE Turowem rywalizację o zbiórki - 33:41.

- To był w naszym wykonaniu mecz na bardzo słabej skuteczności. Nie wpadały te rzuty, które zazwyczaj wpadają i które powinny wpaść. W kolejnych pojedynkach musimy wrócić do naszej dyspozycji sprzed dwóch ostatnich spotkań - przyznawał popularny "Kostek".

Czy Mateusz Kostrzewski zasłużył na tak niemiłe przywitanie w Zgorzelcu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×