Mathias Fischer: W następnym sezonie będziemy mieć lepszą drużynę

- Rozumiem kibiców, że są trochę rozczarowani, ale wydaje mi się, że w następnym sezonie będziemy mieć lepszą drużynę i będziemy lepiej grać - mówi Mathias Fischer, który w bieżących rozgrywkach prowadził z ławki trenerskiej PGE Turów Zgorzelec.

Bartosz Seń
Bartosz Seń
Mathias Fischer WP SportoweFakty / Mathias Fischer

Bartosz Seń, WP SportoweFakty: Brak awansu PGE Turowa Zgorzelec do play-off to chyba jedno z największych rozczarowań bieżącego sezonu PLK?

Mathias Fischer, trener PGE Turowa Zgorzelec: No tak, sezon jest rozczarowujący, bo jak się popatrzymy na drużynę i zobaczymy, jak graliśmy w domu, to naprawdę graliśmy dobrą koszykówkę, ale nigdy nam się nie udało, może tak naprawdę tylko dwa/trzy razy, zagrać dobrze na wyjeździe. Wygraliśmy we Włocławku, ale to było za mało. Jakbyśmy grali tak, jak we własnej hali, to myślę, że ta drużyna ma duży potencjał. Nie udało się, to jest prawda i dlatego też nie jesteśmy w play-off. Teraz jest zbyt emocjonalna sytuacja, by to wszystko oceniać. Trzeba dać sobie tydzień czasu i później analizować drużynę, całą sytuację i to jak zestawić zespół na następny sezon, co on musi mieć, żeby lepiej grać i awansować do play-off.

PGE Turów zakończył sezon na najgorszym w historii klubu dziesiątym miejscu. Co by pan powiedział tym kibicom, którzy oczekiwali lepszego rezultatu niż rok temu?

Kibicom muszę naprawdę podziękować. Mamy tutaj świetnych fanów, przychodzą do hali, wyjeżdżają z nami na mecze. W domu nasi kibice widzieli zawsze świetną drużynę, ale na wyjeździe to był inny zespół. Rozumiem kibiców, że są trochę rozczarowani, ale wydaje mi się, że w następnym sezonie będziemy mieć lepszą drużynę i będziemy lepiej grać.

ZOBACZ WIDEO: Polski himalaista przeżył "biwak śmierci" na Mount Everest. Niebywała odporność!

To czego zabrakło tej drużynie szczególnie jeżeli chodzi o mecze wyjazdowe?

To jest dobre pytanie. Zmieniliśmy bardzo dużo rzeczy, próbowaliśmy wszystkiego, ale się nie udało. To nie była zawsze ta sama rzecz, że zawsze graliśmy źle. Były też bardzo dobre momenty, ale trzeba powiedzieć, że żeby wygrywać na wyjazdach, to trzeba grać bardzo dobrze, twardo i na wysokiej koncentracji. Nasza koncentracja nie była wystarczająca. Przedostatni mecz w Radomiu - mamy 13 punktów przewagi, tracimy koncentracje na 2/3 minuty, dostajemy 10:0 i nagle mecz robi się otwarty. I to są dobre drużyny, które całkiem wysoko stoją, bo one mają koncentrację na 35-39 minut i wtedy można wygrywać mecze na wyjeździe.

Z czego wynikało to, że PGE Turów tak dużo spotkań przegrał w samych końcówkach?

To ma duży związek z koncentracją oraz z mentalnością. Na wyjazdach popełnialiśmy dużo błędów i traciliśmy łatwe punkty. Ofensywa cały sezon dobrze funkcjonowała, ale defensywa nie za bardzo i dlatego przegrywaliśmy.

A na początku sezonu zapowiadał pan, że główną siłą tej drużyny będzie właśnie obrona.

Wydaje mi się, że to ma bardzo dużo do czynienia z indywidualną obroną. Mieliśmy sporo problemów w naszej obronie w grze indywidualnie jeden na jeden. Brakowało nam też szczególnie na pozycjach jeden, dwa i trzy atletyki i w następnym sezonie drużyna musi być na pewno dużo bardziej atletyczna. Były problemy w defensywie, ale też ze zbiórkami i to również ma związek z atletyką, siłą. To są te czynniki, które decydują o tym, że obrona nie stała dobrze.

Poniekąd usprawiedliwiając grę pańskiego zespołu, trzeba przyznać, że były też czynniki na które nie mieliście wpływu. Mam tu na myśli kontuzje Cartera, Borowskiego, Ikovleva, czy odejście Kostrzewskiego.

To są bardzo ważne czynniki. Dużo zawodników miało kontuzje w tym sezonie. Mieliśmy też kilku starszych graczy, a te wszystkie poza boiskowe sprawy kosztowały nas koncentracje. Kacper Borowski był dwa miesiące bez treningu. Nasza rotacja Polaków była bardzo mała. Mieliśmy skomplikowane kontuzje. W Lublinie urazu doznał Denis Ikovlev, w Koszalinie Michael Gospodarek, który w ogóle nie mógł wejść w rotacje, bo dalej boli go noga. Jak się gra trzema Polakami, to jest tylko kwestia czasu, jak ci zawodnicy doznają kontuzją i będą tacy zmęczeni, że w defenswyie nie będą mogli grać tak, jakby np. zagrali, gdyby spędzali na parkiecie po 20 minut. O tym, dlaczego nie znalazło się tu więcej Polaków, zadecydowały różne czynniki i ma to sporo wspólnego z finansową sytuacją klubu. Taka rotacja, jaką my mieliśmy przez ostatni sezon, jest stuprocentowo za krótka. Żeby grać dobrze w PLK, trzeba mieć 4/5 Polaków, którzy mogą dać drużynie 20/25 minut solidnej gry. Wtedy można też grać agresywnie. Każdy widział jak walczył Bartosz Bochno, ale przez 35 minut nie da się utrzymać takiej intensywności. Nie ma takiego zawodnika. Jak popatrzymy na statystyki najlepszych drużyn w Europie, to widać, że średnie czasy gry wynoszą od 23 do 25 minut. U nas wszystko się zmieniło. Plan był inny.

Można odnieść jednak wrażenie, że zaangażowanie niektórych zawodników było nierówne, a wręcz słabło w miarę upływu czasu. Czy ma pan podobne obserwacje?

W każdym sezonie są zawodnicy, którzy są rozczarowani, którzy myślą, że musieli mniej lub więcej grać. Ale to jest normalna sprawa. Wydaje mi się, że atmosfera w drużynie była bardzo dobra i wszyscy zawodnicy dobrze się dogadywali. Ale to ja jestem szefem, ja podejmuje decyzje i kto grał dobrze, to dostawał więcej minut, a kto źle, mniej. To wszystko jest rezultatem tego, jak zawodnicy pracują na treningach i wtedy dzieli się między nimi czas. W Polsce jest jednak trochę inaczej. Jak ma się trzech Polaków w składzie, to rotacja całkiem inaczej wygląda i ma to też wpływ na innych zawodników, którzy grają na tych samych pozycjach.

Jak odniesie się pan do takiego zarzutu stawianego pańskiemu zespołowi w mediach, że byliście zbyt grzecznymi chłopcami?

Wydaje mi się, że drużyna była agresywna. Myślę, że brakowało nam zawodnika typu "go-to guy", któremu w ważnych momentach daje się piłkę i wiadome jest, że Michael Jordan wykona ostatni rzut i zawsze go trafi. My nie potrzebowaliśmy Jordana, bo to zawsze drużyna jako całość ma rozwiązywać takie sytuację, ale widać, że brakowało nam takiego gracza. Będziemy się patrzeć, aby w następnym sezonie mieć takiego zawodnika, który ma silne nerwy, żeby trafiać rzuty w końcówkach.

Rozumiem, że zostaje pan w Zgorzelcu na następny sezon?

Mój kontrakt jest na 2 lata i ja tu na pewno zostanę. Teraz trzeba tylko usiąść i rozmawiać o następnym sezonie.

PLK jest dla pana nowym doświadczeniem. O jaką wiedzę jest pan mądrzejszy? Czy ma pan może sam sobie coś do zarzucenia?

W koszykówce zawsze łatwo jest coś powiedzieć zaraz po meczu. Po spotkaniu każdy ma świetną analizę i stuprocentowo wie, co trzeba było zrobić, żeby wygrać. W meczu trzeba jednak podejmować szybkie decyzje i niekiedy te decyzje funkcjonują, a niekiedy nie. Jak tak nieraz analizowałem nasze spotkania, to też myślałem, że może tego zawodnika trzeba było wtedy zmienić itd.

Jakie są Pana typy na finał bieżącego sezonu?

Wszystko jest możliwe. W play-off sezon zaczyna się od początku. Wydaje mi się, że Stelmet ma bardzo dobrą obronę i szeroką rotację. Anwil gra świetnie i myślę, że te dwie drużyny będą biły się o najwyższe cele.

* Rozmowa została przeprowadzona po meczu PGE Turowa Zgorzelec z Polskim Cukrem Toruń w dniu 30 kwietnia.

Czy Mathias Fischer powinien nadal być trenerem PGE Turowa?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×