Tylko Astoria, ale...
Wspaniała oprawa, efektowny końcowy wynik i łzy wzruszenia - taki właśnie był ostatni mecz w karierze Sebastiana Laydycha, wychowanka Astorii Bydgoszcz. Co także ważne podkreślenia, mierzący 203 cm wzrostu zawodnik, nigdy nie zagrał w innym klubie. Faktem jednak jest, że po sezonie 2012/13 miał grać w Polfarmexie Kutno, ale uniemożliwiła mu to wówczas kontuzja, co spowodowało, że podpisany już kontrakt został rozwiązany. Laydych powrócił zatem do Bydgoszczy i to właśnie w Astorii grał już do końca, nie występując w barwach innego zespołu ani razu.
...miało być inaczej
W przekroju całej swojej przygody z koszykówką, miewał wzloty i upadki - zarówno jeśli chodzi o wyniki osiągane z zespołem, jak i swoje indywidualne statystyki. Jego kariera usłana różami nie była. Nie obyło się w niej bez kontuzji. Ta wspomniana już kilka linijek wcześniej nie pozwoliła mu zagrać w dużo silniejszym wówczas od Astorii, Polfarmexie, który zresztą w 2014 roku awansował wyżej. Laydych miał znaleźć się w kadrze zespołu na tamten sezon, przeniósłby się zatem do PLK i tam miałby szansę na zaprezentowanie się na najwyższym szczeblu. Ale stało się inaczej.
W grodzie nad Brdą też uległ jednej poważnej kontuzji, która odebrała mu prawie połowę sezonu 2014/15. W meczu ze Spójnią niefortunnie upadł na parkiet i doznał złamania kości strzałkowej. Wrócił jednak pod koniec rozgrywek i wspomógł swój klub w fazie play-out. Astoria utrzymała się wtedy w rozgrywkach. Kolejne dwa sezony, jak się okazało, były dla Laydycha ostatnimi w karierze.
Pamiętny baraż
W wakacje postanowił, że odwiesza buty na kołku. Wtedy też narodził się pomysł uhonorowania go za wszystko, co zrobił dla klubu. A zrobił wiele. Kto wie, czy obecnie Astoria byłaby w I lidze, gdyby nie pamiętne rzuty za trzy, które dały bydgoszczanom dogrywkę, a później i wygraną, podczas barażowego meczu o awans do I ligi w Ostrowie z tamtejszą Stalą w 2012 roku. Laydych grał wówczas bodajże najlepszą koszykówkę w swoim życiu i choć do momentu wykonania dwóch pamiętnych trójek spudłował trzykrotnie, w najważniejszym momencie ręka mu nie zadrżała. A dogrywka okazała się już tylko formalnością.
ZOBACZ WIDEO: Niezwykłe podróże Marcina Lewandowskiego. "W moim łóżku wylądowała głowa koguta"
Godne pożegnanie
W sobotę, 21 października 2017 roku, odbyło się pożegnanie koszykarza. I to bardzo wysokich lotów. - Sebastian, od dzisiaj koszulka z numerem 6, z którym grałeś przez całą karierę, będzie wisiała w hali Artego Arena obok koszulki Przemka Gierszewskiego, a sam nr zostaje zastrzeżony i to ty zdecydujesz, czy ktoś jeszcze kiedyś z nim zagra. Być może któreś z twoich dzieci - powiedział do zawodnika i kibiców zgromadzonych w Artego Arenie prezes Enea Astorii, Bartłomiej Dzedzej.
Laydych był wyraźnie wzruszony. Poza tym otrzymał od zarządu dwa małe trykoty dla swoich pociech, okolicznościowe pamiątki i swoją koszulkę w antyramie. A dziękowali mu między innymi wspomniani już Przemysław Gierszewski, prezes Dzedzej oraz wiceprezes Jacek Borkowski, czy jeden z pierwszych trenerów zawodnika, charyzmatyczna postać bydgoskiej koszykówki, Maciej Borkowski. To właśnie on prowadził Astorię po degradacji jej z PLK, kiedy w Bydgoszczy od najniższego szczebla zaczęto na nowo odbudowywać pozycję klubu.
Na kolejnej stronie przeczytasz, co gracz miał do powiedzenia na swojej ostatniej konferencji prasowej w karierze.
[nextpage]Główny bohater pojawił się również na pomeczowej konferencji. I był w doskonałym nastroju. Bo raz, że jego zespół wręcz zmiażdżył rywala zza miedzy 118:61, a po drugie na jego twarzy rysował się uśmiech z powodu samej uroczystości w takim stylu. - Chciałbym jeszcze raz podziękować zarządowi klubu oraz kibicom za tak fenomenalne pożegnanie mojej osoby. Nie spodziewałem się, że to będzie tak wyglądało. Zapierało dech, łezka też się pojawiła - stwierdził.
I kontynuował. - Chciałem powiedzieć, że ja nie odchodzę. Nie będę już wspierał chłopaków jako zawodnik, ale jako fan będę na pewno pojawiał się na meczach rozgrywanych w Bydgoszczy i kibicował Astorii - dodał odchodzący na sportową emeryturę 30-latek. W swoim ostatnim w karierze meczu zagrał przez 7,5 minuty. Zdobył 4 punkty - wszystkie z linii rzutów wolnych. Koledzy wyraźnie szukali go na pozycjach obwodowych, aby kibice raz jeszcze mogli oklaskiwać go po celnej trójce, co było przecież jego główną cechą charakterystyczną. Ale żadna z jego prób nie znalazła drogi do kosza.
Zagrał do końca
Trener Konrad Kaźmierczyk nie zdjął go z parkietu przed końcem meczu. Laydych zagrał w nim do końca. To w momencie, w którym przebywał jeszcze na placu gry, zabrzmiała dla niego ostatnia syrena w zawodowej karierze i to przy okazałym zwycięstwie. Historia zatoczyła koło. Skrzydłowy debiutował bowiem w seniorskiej Astorii jako 18-latek w 2006 roku właśnie przeciwko Noteci.
Oddany bydgoskiemu klubowi, wygrał mu niejeden mecz. Przeszedł z nim wszystkie szczeble, przeżył wiele niezapomnianych chwil, jego karierze towarzyszyło sporo emocji z powodu osiąganych wyników - i awansów, i spadków. Jako że czarno-czerwoni na ostatnie sezony zakotwiczyli w I lidze (grają w niej z roczną przerwą od 2010 roku), był jedną z najważniejszych postaci przez te lata.
Ogółem na zapleczu PLK wystąpił w 168 meczach, zdobył 1521 punktów, co dało średnią 9 oczek na spotkanie. Z kolei jego firmowa broń, rzuty za trzy, wpadały w tym czasie ze skutecznością 30 proc.
Sebastian Laydych zagrał po raz ostatni.
— Dawid Siemieniecki (@daveedes) 22 października 2017
Na zdj. z prezesami Astorii oraz swoim wieloletnim trenerem, Maciejem Borkowskim.
fot. @STorzewski pic.twitter.com/OL2fQnE6PY