Okrągła rocznica debiutu Tima Duncana

Kiedy tylko pojawił się w lidze, od razu wróżono mu wielką karierę. I taka też ona była. Wespół z San Antonio Spurs, zmienił układ sił w NBA. Mija dokładnie 20 lat od debiutu Tima Duncana.

Dawid Siemieniecki
Dawid Siemieniecki
Tim Duncan East News / Tim Duncan

Był 31 października 1997 roku. To właśnie wtedy po raz pierwszy na parkiety najlepszej ligi świata wkroczył Tim Duncan. Jak się później okazało, był jednym z tych pierwszych numerów draftu, które okazały się absolutnym strzałem w dziesiątkę. Pochodzący z Wysp Dziewiczych podkoszowy, stał się w kolejnych latach jednym z najlepszych graczy w lidze, a prowadzeni przez niego San Antonio Spurs - najrówniejszym zespołem w NBA.

Duncan już w pierwszym meczu (SAS wygrali w Denver z Nuggets 107:96) pokazał próbkę swoich niemałych umiejętności. W debiucie zaliczył double-double w postaci 15 punktów i 10 zbiórek. Do tego dołożył 2 asysty. Dla niego jednak nie to było ważne. To jeden z tych graczy, który nigdy nie patrzył na swoje osiągnięcia. Zawsze na samej górze stawiał wyniki zespołowe i to właśnie dlatego Spurs pod jego wodzą stali się tak poukładanym i systematycznym zespołem.

Już w drugim sezonie swojej gry na parkietach NBA, cieszył się z mistrzowskiego tytułu. Duet bliźniaczych wież, który stworzył z Davidem "Admirałem" Robinsonem, okazał się za mocny na nowojorskich Knicks. Twin Towers na kolejny pierścień czekali 4 lata. Robinson ogłosił, że po sezonie 2002/03 kończy karierę. Zwieńczył ją fantastycznie, bowiem swoim drugim mistrzostwem, ale sam odwieszał buty na kołku. Pustki po sobie jednak nie zostawił.

Jego ostatni rok w lidze, był drugim dla Tony'ego Parkera, a pierwszym dla Manu Ginobiliego. Wielki duet przeszedł zatem do historii, ale powstał jeden z najlepszych w historii tercetów. Spurs wygrywali ponownie w 2005 i 2007. I choć wkład wymienionej dwójki był niebagatelny (zresztą to Parker został MVP finałów 2007), to jednak to Duncan był głównym dowodzącym zespołu.

Po kolejnych siedmiu latach, w 2014 roku, zdobył swój ostatni, piąty mistrzowski tytuł. Drugi raz nie został jednak wybrany MVP finałów. Tym ogłoszono Kawhi'a Leonarda, a Timmy powoli odsuwał się w cień, oddając zdolnemu skrzydłowego panowanie w San Antonio. Ostatecznie Duncan nie zdecydował się na rozegranie swojego jubileuszowego, 20. sezonu na parkietach najlepszej ligi świata. Karierę postanowił zakończyć w 2016 roku ze średnimi: 19 punktów i 10,8 zbiórki w trakcie gier sezonu regularnego oraz 20,6 pkt. i 11,4 zb. w playoffs.

Jego przygoda z NBA to pasmo sukcesów. Został debiutantem roku w 1998, pięciokrotnie wygrywał mistrzostwo, 3 razy był MVP finałów, a dwa razy zgarniał statuetkę dla najlepszego zawodnika sezonu zasadniczego. Nigdy nie grał widowiskowo, niemiłosiernie katował widzów rzutami o tablicę. Ale wypracował swój niepowtarzalny styl, cechowała go wzorowa estetyka pracy i opanowanie na parkiecie. Właśnie tym zyskał szacunek wielu. I dla wielu był także najlepszym.

ZOBACZ WIDEO: Ogromny projekt Kusznierewicza. Cały świat będzie podziwiał Polaków
Czy Tim Duncan to najlepszy silny skrzydłowy w historii NBA?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×