Mecze na Kociewiu mają swój wyjątkowy, niepowtarzalny klimat. W niedużej hali kibice potrafią zgotować niezwykle gorącą atmosferę od pierwszej do ostatniej minuty meczu. Pojedyncze udane akcje koszykarzy Polpharmy Starogard Gdański podrywają ich z krzesełek i pobudzają do jeszcze głośniejszego dopingu.
- Świetne miejsce, uwielbiam grać w tej hali, klimat jest magiczny - mówi z zachwytem Stefan Balmazović, koszykarz PGE Turowa Zgorzelec. Takich głosów jest więcej. Trudno się dziwić - grać na Kociewiu to duża przyjemność i wyzwanie dla rywali, bo presja ze strony kibiców jest olbrzymia.
Nad tym wszystkim czuwa miejscowy dj, który tylko czeka na końcową syrenę... W przypadku zwycięstwa z głośników usłyszymy muzykę disco-polo, w której znakomicie czują się nie tylko kibice, ale także sami zawodnicy. Zenek Martyniuk i jego utwór "Przez Twe Oczy Zielone" stał się nieodłącznym elementem meczów na Kociewiu.
O atmosferze podczas meczów, disco-polo i ostatnim zwycięskim meczu z PGE Turowem Zgorzelec rozmawiamy z Jakubem Schenkiem.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob: Nikt nie będzie musiał mi robić zdjęć z ukrycia
------------
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: W meczu z PGE Turowem Zgorzelec zdobył pan 14 punktów i był jednym z najlepszych zawodników Polpharmy, choć po pierwszej połowie nic na to nie wskazywało...
Jakub Schenk, rozgrywający Polpharmy Starogard Gdański: To fakt. Wszedłem na początku drugiej kwarty i nie był to udany fragment w moim wykonaniu. Byłem niedogrzany, lekko oszołomiony i szybko złapałem dwa faule, co jednocześnie oznaczało ławkę rezerwowych do końca pierwszej połowy. To była katastrofa. W drugiej połowie było kompletnie inaczej. Jedna dobra akcja mnie nakręciła, wróciła pewność siebie.
Nakręcił pan też przy okazji publiczność. W końcówce meczu było istne szaleństwo na trybunach.
W tej hali jest coś takiego, z czym nie spotkałem się na innym obiekcie w Polsce. Jedna dobra akcja w defensywie podnosi wszystkich z krzesełek. Pamiętam taką sytuacją w meczu z Miastem Szkła Krosno. Zebrałem piłkę w ataku i kibice momentalnie się podnieśli - w tej akcji trafiliśmy trójkę i rozpoczęło się prawdziwe szaleństwo na trybunach.
A po meczu disco polo...
Ja po to gram, żeby ten Zenek zabrzmiał na koniec.
Aż takie zamiłowanie do muzyki disco-polo?
Czuję się bardzo dobrze w takich rytmach. Jestem melomanem i słucham każdego rodzaju muzyki. Jednak gdzieś disco-polo króluje. Pozdrawiam z tego miejsca Filipa Zegzułę, z którym rozkręcaliśmy tymi rytmami atmosferę na kadrze Polski B.
Przypominam sobie, że ma pan nawet zdjęcie z Zenkiem Martyniukiem na Instagramie.
Dokładnie, bardzo lubię Zenka. To jedno z bardziej lubianych zdjęć na moim koncie. Bije pewne rekordy.
Wracając do koszykówki - coraz większa pewność siebie od pana bije podczas meczów. Rok ogrania w PLK zrobił swoje.
Czuję się coraz pewniej na boisku. Nie ukrywajmy: to jest najważniejsze w koszykówce. Można mieć wielkie umiejętności, świetnie trenować trenować, ale i tak wszystko weryfikuje mecz.
Choć u trenera Bogicevicia jest nieco inaczej niż u Budzinauskasa.
U trenera Budzinauskasa było więcej wolnej ręki w ataku, można było bez większych konsekwencji złamać zagrywkę. Nie było to piętnowane. Teraz jest trochę inaczej. Zagrywka ma być doprowadzona do punktu, w którym wyznaczy trener Bogicević. Wiadomo, że możesz spenetrować czy rzucić, ale ciąży na ciebie większa odpowiedzialność. Reasumując - musimy mocniej egzekwować założenia, które są bardzo starannie nakreślone przed meczem. Wiemy, kogo i w którym momencie mamy atakować. Jak widać, sprawdza się to znakomicie - bilans 5:2 robi wrażenie.
Szybko złapał pan nić porozumienia z Joe Thomassonem, z którym często wymienia się pan na rozegraniu.
Z Joe bardzo dobrze się dogadujemy, dzielimy się tymi obowiązkami. Jak jeden nie ma sił, to drugi bierze się za rozegranie. Cieszę się, że mam takiego partnera na boisku.