Wielkie plany Stelmetu Enei BC. Janusz Jasiński: Powrót do Euroligi za 4-4,5 mln euro

Newspix / Tomasz Browarczyk / Na zdjęciu: Janusz Jasiński
Newspix / Tomasz Browarczyk / Na zdjęciu: Janusz Jasiński

- Chcemy płacić regularnie. Idziemy w dobrym kierunku. Uważam, że sytuacja w klubie jest dobra, ale w biznesie zawsze są sztormy. Teraz są gdzieś trzy stopnie w skali Beauforta - mówi Janusz Jasiński, właściciel Stelmetu Enei BC Zielona Góra.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Czy umowa z firmą Enea jest najwyższa w historii zielonogórskiego klubu?[/b]

Janusz Jasiński, właściciel Stelmetu BC Zielona Góra: Umowa z firmą Enea jest ważna pod tym względem, że ten partner jest bardzo perspektywiczny. Porównałbym tę umowę do pierwszego kontraktu, który podpisaliśmy ze Stelmetem. Wtedy też był jasny zwiastun przyszłości.

Finansowo na pewno sporo zyskamy, ale chciałbym wszystkim przypomnieć, że my mamy jasno wyznaczoną strategię rozwoju klubu. Próbujemy się oprzeć na trzech filarach: sponsorzy, którzy są naszym największym paliwem, miasto, które jest znaczącym partnerem i kibice. Wśród sponsorów nie mamy takiego hegemona, który dominuje nad całą resztą. Na pewno nie dojdzie do takiej sytuacji, że utrata jednego podmiotu mocno zachwieje sytuacją w klubie. Jesteśmy bardzo stabilni, choć mamy trudną do zarządzania sprawę przypływów. Im więcej nieustabilizowanych źródeł, tym trudniej zaplanować wydatki.

Czym klub zachęcił do współpracy firmę Enea?

Współpraca z tą firmą zaczęła się w 2015 roku w trakcie play-off. Wtedy niemal rzutem na taśmę udało nam się podpisać umowę. Naszym problemem, jak i każdej innej drużyny koszykarskiej, jest taki sam, czyli nasze sezony są niepokrewne z firmami. To znaczy: każda duża spółka ma budżet roczny. Jak rozmawiamy o podpisaniu umowy we wrześniu, to wtedy słyszymy informację: "ale my nie mamy teraz pieniędzy, przyjdźcie za kilka miesięcy". Firmy chcą wydawać środki od stycznia, dlatego w 2015 roku udało nam się podpisać krótkotrwałą umowę, po to żeby Enea mogła zobaczyć, zbadać, jak to wszystko wygląda.

Te dwa lata współpracy pokazały, że my z lokalnego projektu staliśmy się dla Enei ogólnopolskim. Przedstawiciele firmy przekazali mi ostatnio informację, że jesteśmy dla nich "perłą w koronie". Przynosimy im bardzo dobre wyniki w kwestii zwrotów medialnych.

Wiceminister Materna, który brał udział w negocjacjach, mówi wprost: środki na klub będą rosnąć z każdym rokiem. To prawda?

Tak. Enea z biernego obserwatora stała się współodpowiedzialna za klub. Sytuacja zmieniła się o 180 stopni, po tym jak firma przekazała swoją markę w nazwę klubu. Wszystkie informacje, korzystne i niekorzystne, będą wpływały na nasze relacje. Wiadomość o tym, że jesteśmy jednym z ich najlepszych projektów, jest idealnym dowodem na to, że idzie czas na koszykówkę.

Czy jest szansa na to, że firma Enea będzie przelewać podobne środki jak PGE do Turowa czy Energa do Czarnych?

Myślę, że nie ma na to szans. Wiem, że wielu ludzi miało mi za złe, że komuś zaglądałem do garnuszka, ale zdawałem sobie sprawę, że te pieniądze są nierealne w polskich warunkach, gdyby patrzeć tylko na parametry wartości produktu.

Budżet klubu nadal kształtuje się w granicach 10 milionów złotych?

Nasz budżet od trzech lat kręci się wokół tej kwoty. Powiem brutalnie: wszystko zależy od kursu dolara i euro. Pamiętam taki sezon, w którym dolar z poziomu 3,0 wskoczył na 3,8. Proszę sobie tylko wyobrazić, jakie to zniszczenie wywołało w naszym budżecie.

Wiem, że nasz budżet robi wrażenie w Polsce, ale w Europie on tak naprawdę nic nie znaczy. W EuroCupie zespoły mają budżety na poziomie 7 milionów euro. W lidze niemieckiej najniższy budżet wynosi dwa miliony euro, a średni kształtuje się na poziomie 4-4,5 mln.

Wyznaczył pan ostatnio jasny cel: powrót do Euroligi w 2019 roku. Jak w takim razie zbudować budżet na takim poziomie, by znów przystąpić do tych rozgrywek?

Uważam, że w naszych warunkach zbudowanie budżetu na poziomie czterech milionów euro jest całkiem możliwe. To pozwoliłoby nam stworzyć taką drużynę, która byłaby w stanie zagrażać, walczyć z tymi najlepszymi. Jak uzbierać? Potrzebujemy bardzo silnych partnerów, którym odpłacimy się za zaufanie. Nie jesteśmy tylko produktem lokalnym, ale ogólnopolskim, a nawet europejskim. Euroliga to super projekt, ale trzeba go umiejętnie sprzedać w Polsce. Tu jest największy problem.

A to nie jest trochę tak, że nadal odczuwacie skutki tego, co się działo przed laty? Mam na myśli: wysokie kontrakty, duża liczba zatrudnionych zawodników, kosztowne przeloty.

Tak, ale na tamten moment to była jedyna droga rozwoju. Rozwój nie zawsze... jest bezpieczny. Zapłaciliśmy swoją cenę za udział w Eurolidze, ale dopiero po latach doceniamy to, co było. Mam nadzieję, że będziemy jeszcze tego świadkami.

Jest Enea, będą kolejne firmy?

Toczą się rozmowy z kolejnymi podmiotami. Uważam, że poprzez odpowiednio ustawiony lobbing, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, w Polsce i za granicą, możemy zbudować koalicję ludzi i sponsorów, która doprowadzi do realizacji tego projektu, czyli ponownego zagrania w Eurolidze.

Na drugiej stronie przeczytasz o kontraktach zawodników, pomyśle na budowę drużyny i sporze z Karolem Gruszeckim.
[nextpage]Euroliga to ogromne przedsięwzięcie. Klub, poza kwestią finansową, jest na to gotowy?

Klub rozwija się, buduje fundamenty. Do Euroligi przystąpimy tylko wtedy, jak będziemy w 100 procentach przygotowani. Zwłaszcza, że rozgrywki mają zostać poszerzone do 18 zespołów. Wtedy w sezonie zasadniczym jedna drużyna rozegra 34 spotkania. To olbrzymia liczba meczów, która sprawia, że potrzeba 13-15 zawodników w składzie. Zdajemy sobie sprawę z kosztów zakontraktowania takiej liczby koszykarzy.

Cztery miliony euro wystarczy?

4-4,5 mln euro wystarczy w polskich warunkach. A warto pamiętać, że od Euroligi nie odstajemy halą, infrastrukturą. To wszystko już mamy. Teraz trzeba zbudować budżet. Najbardziej obawiam się jednak budowania składu, sztabu szkoleniowego i medycznego, które musiałyby być jeszcze szersze.

Czy jest możliwy powrót do płacenia olbrzymich kontraktów, które były za czasów Euroligi? Mam np. na myśli umowę Quintona Hosleya.

Kontrakt Hosleya był w momencie, gdy dolar kosztował 3,0 i dlatego te umowy na poziomie 200-300 tysięcy nie robią teraz aż takiego wrażenia, gdy dolar jest po 3,5, a był przecież nawet po 4,0. Jednak mogę zapewnić, że klub nie wróci do tego. Nie będziemy tworzyć kominów płacowych. Takie rozwiązanie było dobre na chwilę, ale na dłuższą metę trzeba pójść inną drogą, czyli zbudowanie szerokiego składu, który może rywalizować na kilku frontach. O tym mówił mi ostatnio Andrej Urlep, który powiedział, że do mocnego treningu w nowoczesnej koszykówce potrzeba 13-15 zawodników.

Jaki jest pomysł na budowę drużyny?

Chcemy odmłodzić zespół. Zagraniczni zawodnicy nie mogą być wypaleni, którzy nie mają już nic do udowodnienia. Murić, Marković - to jest nasz target, w takich koszykarzy chcemy celować. Oni już mają pewne doświadczenie na międzynarodowej arenie, ale dobrze rokują na przyszłość.

Tylko że tacy na rynku są najdrożsi. Mówi się, że Edo Murić w Efesie zarabiał nawet 30 tysięcy dolarów.

Wiadomo, że nie podam panu kwot, które są zapisane w kontraktach. Jednak narzekać na pewno nie mają na co, bo płacimy nieźle jak na warunki europejskie. Nasza zaciężna armia kosztuje dużo, ale oddaje to na parkiecie.

[b]

Mówi pan o odmłodzeniu zespołu. Który z młodych Polaków mógłby dać drużynie jakość na międzynarodowym poziomie? [/b]

Szczerze? Jest ich na tyle ograniczona liczba, że upieranie się przy jednym czy drugim nazwisku zawsze kosztuje więcej.

Mam kandydata - Michał Sokołowski.

To jest jeden z najlepszych krajowych zawodników, którzy grają w PLK. Podziwiam go za charakter, hart ducha, umiejętności, ale problemem może być fakt, że on do tej pory nie grał jeszcze w uporządkowanej drużynie. Widziałbym go chętnie w naszym zespole, ale mam pewne obawy, czy by sobie poradził.

Biorąc Matczaka i Mokrosa takich obaw nie było?

To mocno rozwojowi zawodnicy, którzy zaczynają rozumieć o co w tym wszystkim wchodzi. Potrzebowali czasu na to, żeby przyswoić zasady tego systemu. Powtórzę to jeszcze raz: my budujemy prawdziwy zespół, a nie drużynę na bazie indywidualności. Z tego etapu już wyszliśmy.

Ostatnio w Radiu Zielona Góra przyznał pan, że celem numer jeden na ten sezon jest spłacenie dawnych zaległości. Jak wygląda sprawa?
 

Zacznę od tego, że przed sezonem wyznaczyliśmy sobie cel: spłacenie dawnych zobowiązań. Chcemy płacić regularnie. Idziemy w dobrym kierunku. Uważam, że sytuacja w klubie jest dobra, ale trzeba wziąć pod uwagę fakt, że w biznesie zawsze są sztormy. Mniejsze lub większe. Teraz są gdzieś trzy stopnie w skali Beauforta. Nie jest to nic groźnego.

Czy klub ma jakieś sprawy w BAT?

Jesteśmy w sporze z Karolem Gruszeckim. Nie zgadzamy się z drugą stroną o pewien zapis w kontrakcie. Niech to BAT rozstrzygnie.

Zobacz inne teksty autora

ZOBACZ WIDEO Banvit z piątą wygraną z rzędu!

Źródło artykułu: