Zielonogórzanie wygrali pierwszy mecz ćwierćfinałowy z Rosą, jednak w drugim pojedynku nie obronili swojego parkietu i przegrali z radomianami 86:94. Rosa wyrównała wynik serii (1-1). - Wiadomo, że nie jest lekko. Przegrane spotkania u siebie nie są mile widziane, a taki mecz nam się właśnie przydarzył. Nie spuszczamy głów, gramy dalej - mówi Filip Matczak.
Stelmet Enea BC Zielona Góra w sobotę znów grał falami. Mistrzowie Polski miewali lepsze i gorsze momenty, a te słabsze bezwzględnie wykorzystała Rosa. - Powtarzały się pewne błędy, cały czas mamy nad czym pracować. Wiadomo, że naszym mankamentem jest obrona i musimy ją poprawić - ocenia 24-latek.
Biało-zieloni byli o krok od triumfu w drugim spotkaniu ćwierćfinałowym jednak Rosie w kluczowym momencie czwartej kwarty dopisało szczęście. Przy stanie 79:77 na korzyść Stelmetu Enei BC Zielona Góra, Rosa miała 2,8 sekundy na rozegranie akcji. Po niecelnym rzucie Michała Sokołowskiego, piłkę dobijał Igor Zajcew i zdaniem sędziów zrobił to w regulaminowym czasie. Zadecydowały setne sekundy. - Jest już po fakcie. Sędziowie podjęli taką decyzję i nie mi jest ją teraz oceniać. Mieliśmy dodatkowe pięć minut, by wygrać to spotkanie, ale się nie udało - przyznaje Matczak.
Teraz rywalizacja przenosi się do Radomia. Trzeci mecz ćwierćfinałowy odbędzie się w najbliższy wtorek, natomiast czwarte spotkanie zostanie rozegrane dwa dni później. - W Radomiu będziemy musieli pokazać swoją grę i wygrać serię. To, że teraz zagramy na wyjeździe nie oznacza, że musimy przegrać te mecze. Jedziemy do Radomia, by zrobić swoje. Musimy tam zwyciężyć - komentuje zawodnik Stelmetu Enei BC.
ZOBACZ WIDEO Zmiennicy dali radę. Real skromnie uporał się z Leganes [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]