Mistrzowie Polski w trzecim meczu półfinałowym z Anwilem Włocławek mogli przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść jeszcze w regulaminowym czasie gry, jednak Rottweilery, przegrywając 84:90 na 23 sekundy przed końcem czwartej kwarty, w niecodziennych okolicznościach doprowadzili do dogrywki. W niej lepsi okazali się zielonogórzanie.
- Przede wszystkim z faulu przy rzucie zza łuku Anwil zyskał cztery punkty. Potem ja dostałem piłkę w rogu boiska, rywale mnie otoczyli i straciliśmy posiadanie. Nie możemy tak grać, ale to już jest przeszłość. Końcówka nam zdecydowanie nie wyszła. Najważniejsze, że po słabym początku dogrywki, później poniósł nas Florence, dał nam energię i impuls do walki. Takie są właśnie play-off, czasami o losach meczu ważą indywidualności - mówi Przemysław Zamojski.
To było prawdziwe święto koszykówki. Starcie Stelmetu Enei BC Zielona Góra z Anwilem Włocławek dostarczyło kibicom ogrom sportowy emocji. - Przede wszystkim w play-off jest agresywna walka, fizyczność. Była walka na łokcie, krew, przepychanie. Tak właśnie wyglądają play-off. Może to nie jest najpiękniejsza koszykówka, choć to był ofensywny mecz, ale nie brakowało twardych starć - ocenia reprezentant Polski.
Stelmet Enea BC w półfinałowej serii z Anwilem prowadzi 2:1. W piątek mistrzowie Polski mogą postawić kropkę nad "i". Jeśli wygrają po raz trzeci, awansują do finału Energa Basket Ligi. - Zrobiliśmy to, co chcieliśmy. Wygraliśmy pierwsze spotkanie we własnej hali, prowadzimy w serii 2:1 i już czekamy na piątkowy mecz. Zachowujemy spokój, bo jeszcze nic nie zrobiliśmy. Potrzebujemy jeszcze jednego zwycięstwa do wygrania serii. Będziemy gotowi na kolejne starcie przeciwko Anwilowi - zapewnia Zamojski.
ZOBACZ WIDEO "Damy z siebie wszystko" #23. Nawałka musi skreślić 7 piłkarzy. "Odpadnie, któryś z młodych zawodników"