Tom Thibodeau chce "swoich" ludzi w Minnesocie. Deng i Noah na radarze Timberwolves
Niewiele czasu minęło od momentu, gdy Luol Deng i Los Angeles Lakers ustalili warunki odejścia skrzydłowego z klubu, a już pojawiło się konkretne zainteresowanie nim. Chęć sprowadzenia go do siebie wyraził Tom Thibodeau, trener Timberwolves.
Ten miał nieco więcej szczęścia od byłego kolegi z Byków, gdyż zagrał "aż" siedem meczów w rozgrywkach 2017/18. Nie da się więc ukryć, że kariera obu po prostu zatrzymała się w miejscu. 60-letni szkoleniowiec zamierza zatem wyciągnąć do swych starych graczy pomocną dłoń i dać im nową szansę.
Deng odszedł z Chicago na starcie 2014 roku i początkowo radził sobie nieźle. Był ważnym punktem najpierw Cleveland Cavaliers, a następnie Miami Heat, ale po przeprowadzce do Los Angeles niemal totalnie przygasł. Z kolei forma Noaha zniknęła wraz z odejściem Thibodeau z ławki trenerskiej Bulls. Do dziś wielu kibiców zastanawia się, co rok później podkusiło szefów Knicks, aby dać mu aż 72 miliony dolarów za 4 lata gry!
Teraz w Nowym Jorku usilnie zastanawiają się nad tym, w jaki sposób opchnąć kontrakt swojego podkoszowego. Gdyby zatem Minnesota Timberwolves rzeczywiście byli gotowi przygarnąć 33-letniego podkoszowego, okazaliby się wybawieniem dla Knicksów. W swojej optymalnej dyspozycji z przeszłości, Noah dał się poznać jako wszechstronny zawodnik, stawiający na pierwszym miejscu dobro zespołu.
W najlepszym sezonie na parkietach NBA (2013/14), notował po 12,6 punktu, 11,3 zbiórki i 5,4 asysty. Został wtedy zresztą wybrany obrońcą roku. Deng także prezentował się bardzo dobrze we wspomnianych rozgrywkach (śr. 19 punktów), ale postanowiono go przehandlować do Cavs za Andrew Bynuma, co okazało się kompletnym strzałem w stopę szefów Bulls.
Czy po kilku latach cała trójka, a w zasadzie to nawet piątka, spotka się ponownie w jednym miejscu, tworząc prawdziwą kolonię byłych Byków? Warto przecież dodać, że w Minnesocie grają już Derrick Rose oraz Jimmy Butler, czyli także byli koszykarze zespołu z Wietrznego Miasta. Pierwszy z nich najlepsze lata kariery miał właśnie pod batutą Thibodeau, a drugi pod jego okiem wskoczył na poziom, który trzyma do dziś.