Pieniądze trafią m. in. do Wilmington w stanie Karolina Północna, gdzie dorastał były gwiazdor Chicago Bulls, a dziś właściciel Charlotte Hornets.
- Wilmington to mój dom. Nigdy nie przestałem myśleć o miejscach, w których dorastałem. Śmierć jest bardzo smutna, zwłaszcza z powodu dzieci, których dotknęła. Nigdy nie chciałbyś oglądać takich obrazków, a gdy dzieje się to w rodzinnym mieście, trudno to przełknąć - przyznał na łamach "The Charlotte Observer" Michael Jordan.
55-latek stwierdził, że teraz ważna będzie nie tylko doraźna pomoc. - Ludzie muszą zrozumieć, że ten proces nie potrwa tydzień. Huragan będzie miał ogromny wpływ na życie ludzi przez wiele lat.
- Mam nadzieję, że wszyscy zrozumieją powagę sytuacji i skupią się na udzielaniu pomocy. To będzie wymagało wielkiej mobilizacji - dodał.
Według ostatnich doniesień na skutek huraganu Florence zginęło już 31 osób.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: niespotykana sytuacja przed meczem w lidze francuskiej