Reprezentant Polski w pierwszej kwarcie spędził na parkiecie niemal trzy minuty, jednak wówczas nie zaznaczył swojej obecności. Inaczej było już w trzeciej części spotkania z BC Astana, gdy Adam Hrycaniuk w sześć i pół minuty rzucił osiem punktów, robiąc różnicę. Dłużej na boisku nie przebywał, bo sam poprosił Igor Jovovicia o zmianę. - Od kilku dni choruję, jestem na lekach. Po kilku minutach kompletnie mnie odcięło. Nie jest to jednak nic poważnego. Mam nadzieję, że za chwilę już będzie wszystko w porządku - tłumaczy Hrycaniuk.
Samo spotkanie nie ułożyło się po myśli Stelmetu Enei BC Zielona Góra, który od pierwszej do ostatniej minuty raczej odstawał od kazachskiej drużyny. Porażka różnicą dziewięciu punktów (82:91) to dla polskiego zespołu najmniejszy wymiar kary.
- Myślę, że źle podeszliśmy do tego meczu. Na początku wyglądaliśmy na ospałych. Myśleliśmy, że wszystko nam łatwo przyjdzie, a niestety w VTB drużyny są na bardzo wysokim poziomie i trzeba od samego początku zaznaczyć swoją obecność i bić się przez 40 minut. Tutaj początek w naszym wykonaniu nie był najlepszy, co miało wpływ na naszą późniejszą grę. Było wiele rwanych akcji w ataku, wiele pojedynków jeden na jednego, a tak nie da się wygrać spotkania - tłumaczy środkowy.
Fakt faktem koszykarze Stelmetu Enei BC momentami zbliżali się do Astany na niewielki dystans, jednak za każdym razem nie byli w stanie zniwelować wszystkich strat. - Gdy byliśmy mocno zaangażowani w pogoń, traciliśmy wiele sił. Z drugiej strony Astana momentalnie odpowiadała - albo "trójką" i dwoma osobistymi pod koniec pierwszej połowy, albo wygranymi pojedynkami jeden na jednego. Nasza gra obronna nie funkcjonowała, nie pomagaliśmy sobie, byliśmy pogubieni. Nie udało się nam narzucić swojego tempa, musieliśmy dostosować się do rywala - dodaje Hrycaniuk.
ZOBACZ WIDEO Nieudana wyprawa Unicaji do Madrytu