Nieudany powrót do domu. Filip Matczak musiał odejść, Legia to dobry wybór (komentarz)

To miała być piękna historia. Filip Matczak wrócił do domu by pełnić ważną rolę w zespole. Nie wyszło. Wychowanek klubu u kolejnego trenera przesiadywał na ławce. Czas leciał, a frustracja rosła. W końcu zmienił klub. Legia to dobry wybór.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
Filip Matczak (w zielonym stroju) WP SportoweFakty / Artur Lawrenc / Na zdjęciu: Filip Matczak (w zielonym stroju)
W marcu 2017 roku ponad trzy tysiące kibiców oklaskiwało powrót Filipa Matczaka do Stelmetu Enei BC. Fani skandowali jego nazwisko, na trybunach pojawił się nawet okolicznościowy transparent. Wielu przyszło "na Matczaka", który, w zamyśle działaczy czterokrotnego mistrza Polski, miał w przyszłości zostać ikoną zielonogórskiej drużyny.

Wtedy wydawało się, że na tym transferze zyskają wszyscy: Asseco wypromowało koszykarza do zespołu mistrza Polski (klub zyskał także finansowo), Stelmet Enea BC pozyskał solidnego Polaka do rotacji na kilka lat, z kolei dla Matczaka był to kolejny krok w karierze.

Tym bardziej, że "Fifi" miał za sobą kilka udanych lat gry w Asseco Gdynia. Stał się solidnym graczem na poziomie Energa Basket Ligi. Udowodnił, że może pełnić rolę jednego z liderów zespołu. Trenerzy (Dedek, Spasev i Frasunkiewicz) cenili jego umiejętności, stawiali go jako wzór dla innych. - Filip w ostatnich latach zrobił mega duży postęp pod względem sportowym i przyszedł czas na kolejne wyzwania - mówił Frasunkiewicz.

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 100. Jacek Gmoch: Takiego ładnego 80-latka jak ja nigdzie nie znajdziecie [cały odcinek]

Matczak był spokojnie wdrażany do Stelmetu Enei BC. Wszyscy zgodnie podkreślali, że proces adaptacji do nowej roli zajmie trochę czasu. Z klubu dobiegały takie sygnały, że jego pozycja będzie rosnąć z każdym rokiem. Potwierdzeniem tego był fakt, że przed rozpoczęciem minionego sezonu trener Artur Gronek zapowiedział, że Matczak będzie starterem w jego drużynie. Młody trener tłumaczył: - Bardzo zależy na tym, żeby Filip odgrywał coraz większą rolę w naszym zespole. Daję kredyt zaufania, ale z pełną świadomością i odpowiedzialnością za czyny. On musi być jednak świadom, że jak się nie uda, to nie będzie łatwo.

Zobacz także: Vladimir Mihailović komentuje plotki o odejściu. "Ludzie wiedzą więcej ode mnie"

Eksperyment nie wypalił

Matczak faktycznie na początku rozgrywek wychodził w pierwszej piątce, ale na boisku wiele nie pokazał. Głównie stał w rogu i jedynie czekał na piłki od kolegów. Coś, czego nie robił przez kilka lat w Asseco Gdynia. Tam to on decydował o losach poszczególnych akcji. W Stelmecie nie mógł na to liczyć, bo hierarchia była jasno ustalona.

Matczak frustrował się małą liczbą szans i minut, co odbijało się na jego grze. Mimo wszystko starał się szukać pozytywów. Sprawy nie ułatwiał fakt, że do drużyny w trakcie rozgrywek dołączył Martynas Gecevicius, który wypchnął go z rotacji. - W życiu są wzloty i upadki. Ja zaliczyłem upadek. Trzeba robić swoje. Dobrze wiem, że potrafię grać w koszykówkę i to udowodnię - przekonywał.

Urlep też na niego nie postawił

Zmiana trenera nie poprawiła jego sytuacji, bowiem nadal przesiadywał na ławce i jedynie oklaskiwał kolegów. Pojawiły się informacje, że być może Polak opuści Stelmet i przeniesie się do innego klubu. Koszykarz analizował różne opcje. Pytał nawet o radę... Frasunkiewicza, z którym pracował wcześniej w Gdyni. - W przyjacielskich rozmowach radziłem mu, żeby nie podejmował pochopnych decyzji. Trzeba zdać sobie sprawę, że nie jest łatwo grać w drużynie, w której jest pełno bardzo dobrych koszykarzy. Dla niego to będzie bardzo dobre doświadczenie. Filip bardzo chciał wrócić do Zielonej Góry. Wrócił, sprawdził i zobaczył, jak to wszystko wygląda - mówił nam później trener Asseco Arki.

Nowy sezon, nowe rozdanie. Nie dla niego

U trenera Igora Jovovicia też nie miał najlepszych notowań. Dowód? Liczba minut w meczach EBL. Matczak na parkiecie spędzał przeciętnie zaledwie... 10 minut. Czarnogórzec nie dawał mu nawet szans w meczach ze słabszymi drużynami, choć przekonywał jednocześnie, że Polak jest mu potrzebny. Wydawało się, że Matczak właśnie w spotkaniach z AZS-em, GTK czy Polpharmą otrzyma szansę na pokazanie swoich umiejętności. Tak się jednak nie stało. Jovović stawiał na bardziej doświadczonych graczy, swoje minuty miał także rookie Gabe Devoe.

Matczak od dłuższego czasu rozważał odejście z klubu. Zdał sobie sprawę, że dalsze przesiadywanie na ławce może fatalnie wpłynąć na jego dalsze losy. W wieku 25 lat musi po prostu grać. I to duże minuty. W myśl zasady... "kto się nie rozwija, ten się cofa". Nie jest tajemnicą, że koszykarz zarabiał bardzo przyzwoite pieniądze w Zielonej Górze, ale one nie powinny być teraz najważniejsze. Kluczową kwestią dla dalszego rozwoju są regularne występy. - Money will come (czas na zarabianie jeszcze przyjdzie) - często powtarza mi jeden z trenerów w polskiej lidze. Mechanizm jest bardzo prosty: jeśli Matczak będzie dobrze grał, to będzie solidnie zarabiał.

Zobacz także: Zagraniczne kluby chciały wykupić gwiazdę ligi. Omar Prewitt podjął decyzję

Kilka klubów wysłało jasny sygnał: "jeśli Matczak jest do wzięcia, chcemy mieć go u siebie". W pewnym momencie jego agent prowadził zaawansowane rozmowy z Treflem i AZS-em, ale temat ostatecznie upadł, bo klub z Zielonej Góry nie dał mu zgody na odejście.

Z dwóch powodów. Je dokładnie opisał Jacek Białogłowy, dziennikarz Radia Zielona Góra, który świetnie jest zorientowany w realiach klubu. W połowie stycznia pisał: "Stelmet nie chce go puścić. Dlaczego? Z dwóch głównych powodów: po pierwsze - rzeczywiście Matczak potrzebny jest Jovovićovi, który od wielu tygodni podkreśla, że nie ma zbyt szerokiego składu. No i powód równie ważny - na wypożyczeniu Stelmet musiałby płacić Matczakowi. Tego klub nie chce brać na siebie w sytuacji, gdy zawodnik będzie grał dla kogoś innego."

Finalnie udało się znaleźć rozwiązanie pomiędzy stronami, choć do samego końca trwały zażarte negocjacje. Matczak wybrał Legię. To dobra decyzja. Polak trafił do klubu, który ma spore ambicje (zagra w Pucharze Polski i powalczy o play-off) i jest prowadzony przez trenera, z którym współpracował w przeszłości. Nie jest tajemnicą, że Tane Spasev mocno zabiegał o transfer. Matczak w tym momencie potrzebuje takiego trenera, który uwierzy w jego umiejętności i da mu solidne wsparcie. Na to w Legii może liczyć. Pod wodzą Macedończyka zawodnicy potrafią rozwinąć skrzydła - mowa tutaj o Polakach, ale i obcokrajowcach.


Zobacz inne teksty autora

Czy Legia Warszawa to dobry klub dla Filipa Matczaka?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×