Kiedy w wieku 18 lat, w 1995 roku przeniósł się z nieznanego nikomu w Grecji Perseasa Larisa do równie mało znanej Olimpii, nikt nie spodziewał się, że właśnie rozpoczęła się jedna z najwspanialszych karier greckiego zawodnika w Europie. A jednak, w ciągu kilkunastu lat Dimos Dikoudis ciężką pracą i stopniowym przechodzeniem ze szczebla na szczebel wygrał w koszykówce prawie wszystko.
Sukcesy tego znakomitego silnego skrzydłowego rozpoczęły się już w Olimpii. Grając najpierw w drugiej, a później pierwsze lidze każdorazowo wybierany był MVP całych rozgrywek, będąc ich najlepszym strzelcem i zbierającym. Po trzech latach na nieźle zapowiadającego się młodzieńca, aczkolwiek kompletnie niesprawdzonego w ekstraklasie, postawili działacze AEK Ateny i... był to strzał w dziesiątkę. Już w drugim swoim sezonie w stołecznej ekipie Dikoudis notował 11,3 punktu i 5,8 zbiórki, a rok później stał się liderem zespołu z krwi i kości (16,3 punktu i 7,1 zbiórki i MVP rozgrywek), doprowadzając go do pierwszego od 32 lat Mistrzostwa Grecji! A przecież nie był to jedyny triumf z AEK, bo we wcześniejszych dwóch latach drużyna zwyciężyła Puchar Grecji (dwukrotnie) i Puchar Saporty!
Nic więc dziwnego, że kiedy w roku 2004 legendarny trener Dusko Ivković, pod którego okiem Dikoudis grał w AEK, przyjął ofertę CSKA Moskwa, zażądał by włodarze rosyjskiego hegemona ściągnęli mu do zespołu właśnie greckiego skrzydłowego. 27-letni wówczas koszykarz z radością przyjął propozycję CSKA, gdyż miał za sobą nie do końca udany sezon w Pamesie Walencji, gdzie z konieczności musiał grać na pozycji numer trzy. W Rosji szybko odzyskał wiarę we własne możliwości i zakończył sezon ze średnimi około 10 punktu i 5 zbiórek zarówno w lidze krajowej, jak i Eurolidze, czego ukoronowaniem było Mistrzostwo Rosji.
Wszystkie powyższe triumfy okazały się jednak niczym w porównaniu z tym, co miało nadejść. We wrześniu 2005 roku Dikoudis był jednym z głównych architektów sukcesu reprezentacji Grecji na Mistrzostwach Europy w Belgradzie, a rok później wywalczył srebrny medal Mistrzostw Świata w Japonii. Wszystko to zbiegło się z podpisaniem dwuletniego kontraktu z Panathinaikosem Ateny przed sezonem 2006/2007, w którym to "Koniczynki" sięgnęły po potrójną koronę - Puchar Grecji, Mistrzostwo Grecji i wygrana w Eurolidze! We wszystkich trzech triumfach Dikoudis miał swój wymierny wkład, notując średnio około 8 punktów i 4 zbiórek. Rok później zaś cieszył się z Mistrzostwa i Pucharu krajowego, lecz na arenie międzynarodowej Panathinaikos zajął "tylko" drugie miejsce.
Miniony sezon koszykarz rozpoczął w Pamesie, lecz po kilku tygodniach powrócił do rodzinnego kraju, do Panioniosu Ateny (10,7 punktu i 4,6 zbiórki). Tym samym, stał się drugim w historii greckiej koszykówki zawodnikiem, który występował w Eurolidze w czterech różnych zespołach (AEK, CSKA, Panathinaikos i Panionios). Co ciekawe, w roku 2006, zaledwie 29-letni wówczas Dikoudis został wybrany prezesem Związku Koszykarzy Greckich, którego celem jest poprawa warunków pracy zawodników w Helladzie oraz ogólna zmiana wizerunku ligi.
PRZEDSTAWIENIE:
1. Nazywam się… Dimos Dikoudis, choć to imię nie jest pełne. W akcie urodzenia oraz we wszystkich innych dokumentach mam wpisane "Dimosthenis", które nie jest zbyt popularne w dzisiejszej Grecji. Kiedyś, w czasach starożytności za to, nosił je co drugi mężczyzna. Moi rodzice nazwali mnie tak na cześć słynnego filozofa antyku (w języku polskim Demostenes - przyp. M.F.), najsłynniejszego mówcy i pierwszego w historii świata logografa, czyli osoby piszącej mowy dla stron stających przed sądem. No proszę, przy okazji imienia opowiedziałem trochę historii mojego kraju (śmiech).
2. Urodziłem się… Larisie, mieście w Tesalii nad rzeką Pinios. Chcesz znów trochę historii (śmiech)? No więc, krótko mówiąc, moje miasto swoją nazwę odziedziczyło po córce jednego z królów. Zresztą do dziś imię Larisa jest bardzo popularne w Grecji. Ja kocham swoje miasto, swój dom i kiedy tylko mam okazję, wracam tam.
3. Kiedy byłem dzieckiem zawsze… uprawiałem różnego rodzaju sporty. Grałem w piłkę nożną, ćwiczyłem taekwondo, ze sportów lekkoatletycznych biegałem, skakałem w dal, ale oczywiście przede wszystkim namiętnie grałem w koszykówkę. Może będę trochę monotematyczny, ale wszechstronne uzdolnienia sportowe to chyba również jest spuścizna starożytności (śmiech).
4. Teraz, kiedy jestem starszy… jestem niestety tylko koszykarzem (śmiech). Oczywiście, żartuję. Kocham ten sport i jestem dumny z tego, że udało mi się tyle osiągnąć. Będę miał o czym opowiadać wnukom.
5. Kiedy byłem dzieckiem moim koszykarskim idolem był… Larry Bird - najlepszy biały koszykarz wszechczasów. Za to wszystko czego dokonał należą mu się słowa wielkiego szacunku i uznania.
POCZĄTKI:
1. W koszykówkę zacząłem grać… oj, kiedy to było... Miałem wówczas chyba 11 lat, więc musiał to być rok 1988. Tak, zgadza się, to była końcówka lat 80-tych. Najpierw załapałem się do ekipy szkolnej, tworzonej przez nauczyciela w-fu, ale już rok później byłem graczem półprofesjonalnego, a półamatorskiego klubu Perseas. W barwach tej drużyny występował przez sześć lat, aż do ukończenia pełnoletniości, kiedy to przeniosłem się do Olimpii Larisa, a pierwszy poważny kontrakt podpisałem, gdy miałem 21 lat i moim klubem został AEK.
2. Wybrałem koszykówkę, ponieważ… każdy pchał mnie w tę stronę (śmiech). Rodzice, znajomi, trenerzy, wszyscy namawiali mnie do tego, bym zajął się tym na poważnie, bo mam do tego dryg. Cóż, zanim się obejrzałem zdałem sobie sprawę, że to jest rzeczywiście ta rzecz w życiu, która mi najlepiej wychodzi.
3. Trenerem, który wpłynął na mnie w największym stopniu był… nie ma jednego. Na to jakim jestem dzisiaj zawodnikiem wpłynęło wielu trenerów, począwszy od Paraskevasa Mouratidisa w Olimpii, poprzez Dusana Ivkovicia i Dragana Sakotę w AEK Ateny, a skończywszy na Panagiotisie Yannakisie. Cała czwórka, choć przecież nie można zapominać o reszcie szkoleniowców, z którymi miałem do czynienia, dołożyła swoją cegiełkę do ukształtowania mnie jako gracza pod względem czysto sportowym, jak i charakterologicznym.
4. Kiedy byłem młodszy nigdy nie chciałem przerwać przygody z koszykówką, bo… tak naprawdę nie wiedziałbym co miałbym innego robić, czym innym się zająć w życiu. Nie, rozstanie z koszykówką nie wchodziło w zupełności w grę. Nawet kiedy coś nie szło w klubie po mojej myśli, to i tak największą radość czerpałem z prostego rzucania piłki do kosza.
5. Będąc młodym graczem zawsze marzyłem, że pewnego dnia będę grał w… a tu cię zaskoczę! Nigdy nie marzyłem o wielkich klubach w Europie czy NBA. Moim wielkim pragnieniem było za to wystąpić przed dwudziestoma tysiącami ludzi i sprawić by byli szczęśliwi. Cóż, nieskromnie powiem, że w czasach mojej gry w Panathinaikosie Ateny udało mi się to zrealizować (śmiech). W końcu nie można być nieszczęśliwym, kiedy wygrywa się potrójną koronę.
DOŚWIADCZENIE:
1. Najlepszy mecz mojej kariery miał miejsce… ciężko stwierdzić jednoznacznie. Myślę, że mecz numer pięć podczas finału play-off ligi greckiej w sezonie 2001/2002, kiedy grałem dla AEK. Po czterech pojedynkach naszej rywalizacji z Olympiakosem Pireus remisowaliśmy 2-2 i ostatnie, decydujące o mistrzostwie spotkanie rozgrywane było w naszej hali. Po zaciętej końcówce udało nam się wygrać 79:72, a dla mnie był to pierwszy tytuł w karierze. Ogólnie mieliśmy wtedy świetny sezon. W składzie z takimi graczami jak J.R. Holden, Arijan Komazec, Jim Bilba, Andrew Betts, Michalis Kakiouzis, Nikos Zizis i ja, stanowiliśmy naprawdę niesamowity zespół. W sezonie regularnym przegraliśmy tylko 3 mecze!
2. Najgorszy mecz mojego życia miał miejsce… podczas Final Four w Moskwie w 2005, kiedy byłem graczem CSKA. Chyba wszyscy pamiętają tamten turniej. Byliśmy wielkim faworytem całych rozgrywek, a na dodatek władze Euroligi długo, długo wcześniej postanowiły, że Final Four dobędzie się w Moskwie. Wiedzieliśmy, że jeśli załapiemy się do turnieju, wygrana będzie na wyciągnięcie ręki. Presja wyniku, krótko mówiąc, nas jednak zjadła i już w półfinale przegraliśmy z TAU Ceramiką Vitoria 78:85. To boli do tej pory...
3. Największy sukces mojego życia to… podobnie, jak w przypadku najlepszego meczu, również i tutaj mam pewne problemy. W końcu z Panathinaikosem wygrałem Euroligę, z reprezentacją zdobyłem złoty medal Mistrzostw Europy, srebrny Mistrzostw Świata, kilka razy wywalczyłem Mistrzostwo Grecji i raz Mistrzostwo Rosji... Trudno wybrać coś szczególnego, ale wiesz... Tak mi teraz przyszło do głowy. Nie wiem czy to jest największy sukces mojego życia, ale nie każdemu udaje się pokonać reprezentację Stanów Zjednoczonych w półfinale Mistrzostw Świata. To było w roku 2006 w Japonii. Pokonaliśmy wówczas Dream Team 101-95, a samo spotkanie było chyba najbardziej szalonym, w jakim miałem okazję zagrać.
4. Największa porażka mojego życia to… cóż, nie będę przytaczać epizodów z życia prywatnego, więc powiem to co dwa pytania wyżej - porażka z TAU.
5. Najlepszy klub, w którym miałem okazję grać to… AEK, Panathinaikos i CSKA. Ponadto grałem jeszcze w Pamesie czy ostatnio w Panioniosie, ale to już nie ta półka. AEK był moim pierwszym klubem z prawdziwego zdarzenia, gdzie wiedzieliśmy, że walczymy o najwyższe laury. A co do występów w barwach Panathinaikosu i CSKA chyba nie trzeba żadnego komentarza...
PRZYSZŁOŚĆ:
1. Obecnie mam… 32 lata, tzn. skończę za kilkanaście dni, 24 czerwca. Czy to oznacza, że muszę zacząć myśleć o zakończeniu sportowej kariery (śmiech)? Uważam, że nie wiek determinuje nas do podejmowania różnych życiowych wyborów, ale to co jest w środku, w sercu. Dlatego myślę, że pogram jeszcze dwa-trzy lata i odłożę piłkę do koszykówki na bok. Chcę odejść w dobrym zdrowiu fizycznym i nie będąc wypalonym psychicznie. A im jest się przecież starszym, tym o to prościej.
2. Po zakończeniu kariery koszykarskiej zamierzam… nie do końca wiem czym mógłbym się zająć. Zastanawiam się nad pracą z dziećmi, uczeniem podstaw koszykówki. A może zostanę skautem, tak jak to robi wielu zawodników po przejściu na sportową emeryturę? To by mnie chyba interesowało w równym stopniu, co bieganie po parkiecie (śmiech). Powiedziałem w równym? No dobra, trochę przesadziłem (śmiech).
3. Mamy rok 2019. Widzę siebie… obok mojej rodziny. No i mam nadzieję, że nie będę miał zbyt dużo zbędnych kilogramów... (śmiech)
4. Marzę, że pewnego dnia… pomogę kilku bądź kilkunastu dzieciakom spełnić swoje marzenia o grze w koszykówkę.
5. Mając 60 lat będę żałował jedynie, że… niczego nie będę żałował, ponieważ wszelkie problemy i porażki są częścią życia i bez nich człowiek nie doceniałby radości, uśmiechu i szczęścia.
W następnym odcinku: Travis Hansen - Dynamo Moskwa