Marek Wierzbicki, prezes Trefla Sopot: Marcin Stefański w roli trenera to był mój pomysł

Newspix / Grzegorz Radtke / Na zdjęciu: prezes Marek Wierzbicki
Newspix / Grzegorz Radtke / Na zdjęciu: prezes Marek Wierzbicki

- Sytuacja była już na tyle poważna, że doszło do szczerych rozmów z właścicielami klubu. Uznaliśmy, że lepiej dołożyć dodatkowe środki do budżetu teraz, niż w razie spadku walczyć o powrót do EBL przez I ligę - mówi Marek Wierzbicki, prezes Trefla.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Skąd w Treflu Sopot pojawiły się pieniądze na ostatnie wzmocnienia zespołu?[/b]

Marek Wierzbicki, prezes Trefla Sopot: Sytuacja była już na tyle poważna, że doszło do szczerych rozmów z właścicielami klubu. Stwierdziliśmy zgodnie, że lepiej dołożyć dodatkowe środki do klubowego budżetu teraz, niż w razie spadku walczyć o powrót do Energa Basket Ligi przez I ligę. Właściciele wybrali więc tę opcję i dołożą pieniądze.

Trener Marcin Stefański zwrócił się z wnioskiem o wzmocnienie drużyny?

Tak. Właściciele klubu przychylili się do tego wniosku.

Mówi się, że łączne zakontraktowanie Phila Greene'a ma kosztować klub około 100 tysięcy złotych.

W swoim artykule podał pan, że suma miesięcznego wynagrodzenia i kosztu licencji, przekracza 100 tys zł. Wydaliśmy mniej, choć koszty są faktycznie spore.

Zobacz także: Janusz Jasiński: Europa nam mocno odjechała. Brakuje nam dużych pieniędzy

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Czy sportowcy sprawdzają się w polityce? "To są ogromne pieniądze"

Kogo w takim razie ściągnęliście? Sama kwota pozwala myśleć o tym, że to ma być gracz, który zrobi różnicę.

Phil to świetny koszykarz, mogący pełnić rolę strzelca, ale też rozgrywać. Powinien stać się jednym z liderów drużyny - ma duże umiejętności, świetny rzut, potrafi też zagrać z piłką w rękach, więc jestem przekonany, że będzie to duże wzmocnienie dla naszej drużyny.

Łączna kwota wydana na licencje wynosi ponad 80 tysięcy. Sporo pieniędzy.

Tego nie da się ukryć. Przyznaję - popełniliśmy błędy przy budowie drużyny i za to trzeba teraz zapłacić.

Trefl Sopot położył wszystko na stół, by utrzymać drużynę w Energa Basket Lidze?

Myślę, że można tak powiedzieć, bo dokonaliśmy mnóstwo zmian w tym sezonie. Niestety błędy z początku sezonu nas sporo kosztują, ale jeśli chcemy zostać w Energa Basket Lidze, to po prostu nie było innego wyjścia.

To prawda, że Ianem Bakerem zainteresowała się Arged BM Slam Stal?

Ianem zainteresowało się kilka klubów. Doszliśmy do wniosku, że go nie oddamy, bo jest nam bardzo potrzebny w tak trudnej sytuacji.

Marcin Stefański jako trener to był pana pomysł?

Tak. To był w całości mój pomysł.

Co zadecydowało o zwolnieniu Jukki Toijali i zatrudnieniu Marcina Stefańskiego?

Po fatalnym meczu z Legią w Warszawie odbyliśmy poważną rozmowę z Jukką Toijalą. Trener nie do końca był nam w stanie odpowiedzieć, co zrobić przed kolejnym spotkaniem, by ta drużyna zmieniła styl i zaczęła grać zdecydowanie lepiej. On chciał kontynuować to co robił dotychczas. Oceniam tę pracę jako dobrą, ale przy tej grupie ludzi potrzebny był nowy bodziec. Uznałem, że to właśnie Marcin Stefański jest nam w stanie dać to "coś".

Ale... to chyba można uznać za desperacki krok? Marcin Stefański nigdy nie miał do czynienia z rolą pierwszego trenera, nawet nie był asystentem.

Pewnie można tak powiedzieć, ale nie wolno zapominać o tym, że Marcin od wielu lat jest jedną z twarzy naszego klubu, osobą jednoznacznie kojarzoną z Treflem, doskonale znającym zarówno drużynę, jak i środowisko sopockiego basketu. To człowiek cieszący się ogromnym szacunkiem wśród koszykarzy występujących w naszym zespole, z wieloma z nich współpracował w ostatnich sezonach jako kapitan. Marcin jest w pełni oddany sprawom Trefla, cały czas pozostawał blisko drużyny, utrzymywał też kontakt ze sztabem trenerskim oraz zawodnikami.

Zobacz także: Energa Basket Liga. Szymon Łukasiak odkrywa kulisy transferu. "Kontrakt na przyszły rok był impulsem"

Źródło artykułu: