Miał być awans, wyszła klapa. FutureNet Śląsk Wrocław zawiódł na całej linii

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Radosław Hyży
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Radosław Hyży

FutureNet Śląsk był zdecydowanym faworytem do awansu do Energa Basket Ligi. Podopieczni Radosława Hyżego zagrali jednak bardzo źle w finale. We Wrocławiu nadejdzie czas dużych zmian.

- Mam jasny cel przed sobą - awans do ekstraklasy. Nie przyjmuję do wiadomości innego scenariusza. Śląsk ma bardzo silny zespół. Jesteśmy w stanie wygrać rozgrywki - mówił nam na przełomie roku Aleksander Dziewa.

Walec miażdżył rywali

Przebieg sezonu zasadniczego wskazywał na to, że ten cel uda się zrealizować. FutureNet Śląsk Wrocław był zdecydowanie najlepszą drużyną w I lidze, grał z wielkim polotem i zaangażowaniem. Pierwszy mecz WKS przegrał dopiero w ósmej kolejce. Schody zaczęły się jednak w 2019 roku, w którym Śląsk niespodziewanie doznał kilku porażek. Podopieczni Radosława Hyżego i tak uplasowali się na pierwszym miejscu, dzięki czemu mieli autostradę do samego finału.

We Wrocławiu nie brakowało niczego. Pod względem organizacyjnym drużyna wygląda jak zespół z ekstraklasy. Bogaty sponsor, przelewy wysyłane na czas, media społecznościowe prężnie opisujące sytuację w klubie. Nawet treningi wielokrotnie ustalane były pod Aleksandra Dziewę, który grę w koszykówkę łączył ze studiami.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Legia straciła swój największy atut. "Nie udało się zamieść problemów pod dywan"

Czytaj takżeEBL. Milicić chwali zespół, Frasunkiewicz narzeka

W styczniu zdecydowano się także na transfery. Do Wrocławia wrócił Krzysztof Jakóbczyk, który znał smak awansu do ekstraklasy. Cennym uzupełnieniem miał być także Mateusz Jarmakowicz, który co prawda nie grał kilka miesięcy w basket, jednak jego doświadczenie i warunki fizyczne (208 cm) miały pomóc Śląskowi.

Rysa w play-off

W play-offach drużyna nie grała już tak efektownie i efektywnie jak wcześniej. Ekipę z Wrocławia postraszyli najpierw Górnicy z Wałbrzycha, którzy wygrali jeden mecz. Jeszcze trudniej było w rywalizacji z Czarnymi Słupsk. Po czterech meczach było 2:2 i niewiele brakowało, aby to beniaminek zagrał w finale. Gdyby Adrian Kordalski miał więcej szczęścia, Śląsk już wcześniej przełknąłby gorycz porażki.

Finał był jak zły sen. W pierwszym meczu zdecydowanie lepsza była Astoria, która zdominowała rywali pod koszem (97:79). W drugim spotkaniu (85:86) los zabrał Śląskowi to, co dał w ostatnim meczu półfinału z Czarnymi. Suma szczęścia w życiu zawsze wynosi zero.

Ostatni akt w Bydgoszczy toczył się pod dyktando Astorii (86:77). W drugiej kwarcie gospodarze wypracowali sobie większą przewagę, którą utrzymali do końca spotkania. Na twarzach kibiców "Asty" pojawiła się radość. Na twarzach Śląska Wrocław szok i rozczarowanie. Wielka praca wykonana w trakcie sezonu została zaprzepaszczona w tydzień.

Co dalej?

- Nie dam sobie powiedzieć, że jesteśmy przegrani. Uważam, że zespół dorósł i grał dobrze. W finale spotkały się dwa zespoły, z których jeden był lepszy w małych rzeczach. Te małe rzeczy najciężej wytrenować. Jeśli chodzi o moich zawodników, to jestem dumny z całego sezonu, bo codziennie trenowali naprawdę sumiennie. Efekt końcowy nie jest taki, jaki byśmy chcieli, ale nie dam sobie powiedzieć, że to był sezon przegrany - powiedział Hyży dla "PZKosz".

Zobacz także: Kołodziej ocenia sezon Legii

Działacze Śląska Wrocław mają jednak inne zdanie i nie zamierzają przedłużyć umowy z Radosławem Hyżym. Mimo długoletniego kontraktu, bardzo trudno będzie zatrzymać w drużynie Aleksandra Dziewę, który przerasta I ligę o kilka poziomów.

W klubie prawdopodobnie nie zostanie Mateusz Jarmakowicz, który dopiero w końcówce sezonu wrócił do optymalnej formy. Na oferty z ekstraklasy czekają Krzysztof Jakóbczyk czy Robert Skibniewski.

Źródło artykułu: