Polacy w ćwierćfinale mistrzostw świata w koszykówce ulegli Hiszpanom, Czesi natomiast musieli uznać wyższość Australijczyków. W czwartek dojdzie do konfrontacji polsko-czeskiej, której zwycięzca zagra o miejsca 5-6. z triumfatorem meczu Serbia - USA. Przegrany natomiast zmierzy się w spotkaniu o lokaty 7-8. z przegranym drugiej pary.
Czesi odpadli z MŚ na etapie ćwierćfinału, ale podobnie jak Polacy pozostawili po sobie bardzo dobre wrażenie. Motorem napędowym naszych czwartkowych rywali jest rozgrywający Chicago Bulls, Tomas Satoransky, którego ograniczenie będzie niezbędne w odniesieniu zwycięstwa nad reprezentacją Czech.
- Mamy szansę, ale musimy zagrać co najmniej tak dobrze jak z Rosją i Chinami i dołożyć do tego lepszą skuteczność - mówi dla "Przeglądu Sportowego" Mateusz Ponitka, podkreślając rolę Satoransky'ego. - Myślę, że przede wszystkim trzeba się skupić na tym, by Satoransky nie zagrał na swoim poziomie - podkreśla lider reprezentacji Polski.
ZOBACZ WIDEO: Stacja Tokio. Cezary Trybański: Mike Taylor zaraził zespół amerykańskim luzem
Rozstrzygnięcia ćwierćfinałów sprawiły, że Biało-Czerwoni stracili szansę na bezpośredni awans na igrzyska olimpijskie w Tokio (więcej TUTAJ). Mimo tego w czwartek drużynie Mike'a Taylora na pewno nie zabraknie motywacji do walki.
Zobacz też: Mistrzostwa świata w koszykówce. Tomasz Jankowski: Kadra nas rozochociła
- Nie wpłynie to na naszą motywację. Trener Mike Taylor wspomniał w mowie pomeczowej, żeby wygrać co najmniej jeszcze jeden spotkanie. Trzeba sobie stawiać cele, sytuacja jest dynamiczna i zmienia się wraz z naszą grą. Jedno zwycięstwo w pozostałych dwóch meczach będzie dobrym osiągnięciem, a dwa dadzą piąte miejsce. Myślę, że nikt by się go nie spodziewał przed turniejem - stwierdza Ponitka.
A potem bedziemy sie głowić.