39-letni Filip Dylewicz długo szukał pracodawcy w Energa Basket Lidze. Zależało mu na podpisaniu kolejnego kontraktu w Arce Gdynia.
- W Gdyni mieszkam, mam tutaj rodzinę i nie ukrywam, że chciałbym zakończyć karierę właśnie w Gdyni - mówił nam siedmiokrotny mistrz Polski.
Ostatecznie nic z tego nie wyszło i koszykarz musiał szukać nowego klubu. Wszystko wskazuje na to, że ofert nie było ze względu na kontuzje, z którymi Dylewicz walczył w minionym sezonie. W barwach Arki rozegrał 12 meczów.
ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio. Marta Walczykiewicz: Kajakarstwo to sport dla twardzieli
Z jego zdrowiem wszystko jest już w porządku. Dylewicz ostatnio dużo czasu spędził na siłowni. Pracował indywidualnie, szykując się do sezonu. - Robiłem wszystko, żeby moje ciało było gotowe do okresu przygotowawczego - deklaruje.
Ofert z PLK nie było, padały za to różne propozycje z I ligi. Dylewicz długo się nad nimi zastanawiał i ostatecznie zdecydował się na podpisanie kontraktu z Jamalexem Polonią 1912.
Zobacz także: MŚ w koszykówce. Anwil już jest mocny. Czeka na przyjazd Sokołowskiego, którym zachwyca się... Gortat
Nie jest tajemnicą, że dużą rolę w tym transferze odegrał Kamil Chanas, który namawiał Dylewicza na parafowanie umowy z klubem z Leszna. I to właśnie duet Chanas-Dylewicz ma być największym atutem Polonii w nadchodzącym sezonie.
Transfer Dylewicza to wielkie wydarzenie na I-ligowych parkietach. 39-letni koszykarz jest byłym reprezentantem Polski, siedmiokrotnym mistrzem kraju, dwukrotnym zdobywcą tytułu MVP finałów PLK. Przekroczył także granicę 6000 punktów. W tym momencie zajmuje 26. miejsce w tabeli wszech czasów (za polskikosz.pl).
Zobacz także: MŚ w koszykówce. Duża premia dla Polaków za ćwierćfinał. Ile? 600 tysięcy? "Kwota jest znacznie większa"