Derby Trójmiasta były wyrównane do połowy czwartej kwarty. Podopieczni trenera Frasunkiewicza przegrywali 58:63, ale potem zanotowali serię 29:3 i pokonali lokalnego rywala 87:66.
W tym czasie (7,5 minuty) sopocianie tylko raz trafili z gry i mimo że przez ponad trzy kwarty byli równorzędnym rywalem dla Arki, to ostatecznie bardzo wyraźnie przegrali.
- Walczyliśmy z rywalami przez 35 minut i nagle... kompletnie stanęliśmy. Chyba stwierdziliśmy, że mecz jest już wygrany. Nawet brane przerwy nic nie wniosły. Mieliśmy problemy z egzekucją w ataku, z kolei rywale byli na fali wznoszącej - mówi trener Marcin Stefański.
ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Problemy Brzęczka z piłkarzami reprezentacji. "Wygląda na to, że konflikty są głębokie"
Zobacz także: Szykują się zmiany w Energa Basket Lidze. Oto możliwe transfery
- Szkoda, bo końcowy wynik nie odzwierciedla tego, co działo się w trakcie całego spotkania - przyznaje z kolei kapitan Paweł Leończyk, który w sobotę obchodzi 33. urodziny. W Derbach Trójmiasta był najskuteczniejszym zawodnikiem Trefla. Zdobył 14 punktów, twardo walcząc z podkoszowymi Arki.
Arka Gdynia znacznie lepsza w statystykach
Gospodarze byli lepsi w każdym elemencie koszykarskiego rzemiosła. Byli skuteczniejsi (43 - 41 procent z gry), mieli więcej zbiórek (38-36) i asyst (15-13). Sopocianie popełnili także 15 strat.
- Nikt w naszym zespole nie zagrał bardzo dobrego spotkania. A żeby pokonać tak mocnego rywala jak Arka, to potrzebujemy do tego co najmniej trzech zawodników. Tego niestety zabrakło - podkreśla Stefański.
- Ten mecz kosztował nas sporo zdrowia. Trefl postawił bardzo mocne warunki. Sopocianie grali bardzo agresywnie. Przez długi fragment nie mogliśmy wejść w rytm, byliśmy nieco spóźnieni w reakcjach. Cieszy fakt, że w końcówce weszliśmy na większe obroty i odnieśliśmy kolejne zwycięstwo w sezonie - komentuje trener Frasunkiewicz.
Arka, która została liderem z bilansem 2-0, trafiła aż 16 rzutów z dystansu. Po pięć z nich było autorstwa Bostica i Bena Emelogu. Ten pierwszy jest liderem drużyny, z kolei debiutant Emelogu jest dostarczycielem sporej liczby punktów z ławki.
Trefl Sopot do TOP4?
- Jestem przekonany, że z każdym kolejnym meczem będziemy prezentować się coraz lepiej - uważa Frasunkiewicz, który bardzo chwali rywali z Sopotu. Jego zdaniem - Trefl może zajść w tym sezonie bardzo daleko.
- Mają duże szanse na bycie w TOP4. Nie ma barier dla tej drużyny. Prawda jest taka, że od momentu przejęcia zespołu przez Marcina Stefańskiego, Trefl wygląda znacznie lepiej. Nikogo się nie obawiają, walczą jak równy z równym z każdym przeciwnikiem. Grają zespołowo, twardo walczą w obronie. Podoba mi się konstrukcja tego zespołu. Skład jest optymalnie zbudowany. Wygrana z Kingiem nie była dziełem przypadku. Trefl ma dużo dobrych zawodników na piłce, którzy potrafią skutecznie wykańczać akcje. Pod koszem dobre wrażenie robi Nana Foulland - ocenia Przemysław Frasunkiewicz.
- Mecze pokazują, że mamy duży potencjał w ataku. Cieszy fakt, że jesteśmy w stanie walczyć jak równy z równym z mocniejszymi rywalami. Mi się marzą play-off, a może nawet coś więcej... - odpowiada Marcin Stefański.
W Treflu główne role grają gracze obwodowi. Polski szkoleniowiec postawił na sprawdzonych zawodników w realiach Energa Basket Ligi. Na pozycjach 1-2 zakontraktował Carlosa Medlocka i Camerona Ayersa. Obaj są bardzo utalentowani w ataku, grożą zarówno rzutem z dystansu, półdystansu, jak i wjazdem pod kosz. Do tego jest Łukasz Kolenda, który uważany jest za jeden z największych polskich talentów.