Koszykówka. Śmierć Kobego Bryanta. Problemy służb z dotarciem na miejsce katastrofy

PAP/EPA / DAVID SWANSON / Na zdjęciu: miejsce katastrofy helikoptera Kobe Bryanta
PAP/EPA / DAVID SWANSON / Na zdjęciu: miejsce katastrofy helikoptera Kobe Bryanta

Jak poinformowały media, zidentyfikowano wszystkie ofiary katastrofy, w której zginął Kobe Bryant. Służby miały jednak problem z dotarciem na miejsce. Konieczne było wybudowanie nowej drogi.

W tym artykule dowiesz się o:

Szeryf hrabstwa Los Angeles, Alex Villanueva, stwierdził, że odzyskanie i oficjalne zidentyfikowanie zwłok zajmie trochę czasu. - Ten proces potrwa przez kilka następnych dni - powiedział, cytowany przez brytyjski "The Independent".

- To trudny teren i bardzo strome wzgórze. W rzeczywistości trzeba było zburzyć drogę i zbudować nowy dojazd, aby na miejsce zdarzenia dotarły wszystkie pojazdy - dodał Villanueva.

Śledczy nadal pracują nad ustaleniem przyczyn wypadku, w wyniku którego helikopter spadł z wysokości 700 metrów. Pilot, Ara Zobayan, otrzymał specjalne zezwolenie na lot w gęstej mgle, choć niektóre helikoptery były z tego powodu uziemione. Dane wykazały, że zwiększył wysokość z 400 do 700 metrów.

ZOBACZ WIDEO Nie żyje Kobe Bryant. "Odszedł ktoś większy, ktoś kto działał na całe pokolenia i generacje młodych zawodników."

Dane radarowe z kolei pokazują, że skręcił w lewo, po czym zniknął z radarów. Krajowe Biuro Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) potwierdziło, że wrak znaleziono na wysokości około 300 metrów nad poziomem morza.

Wśród ofiar wypadku znaleźli się Kobe Bryant, jego 13-letnia córka Gianna, trener baseballu John Altobelli, wraz z żoną Keri i córką Alysse, a także trenerka koszykówki Christina Mauser. W katastrofie zginęła ponadto Sarah Chester i jej córka Payton.

Czytaj także:
Michael Jordan wydał oświadczenie. "Kobe był dla mnie jak młodszy brat"
Kobe Bryant trafi do koszykarskiej Galerii Sław. Wielkie wyróżnienie dla legendy

Komentarze (0)