Rok temu zaczęły pogłębiać się problemy AZS-u Koszalin, który wówczas świętował 50-lecie i zakończył swój 16. sezon w rozgrywkach ekstraklasy. Niewielu przypuszczało, że zarazem będzie to ostatni sezon klubu na jakimkolwiek szczeblu, a jubileusz jego istnienia zbiegnie się zarazem z datą jego końca. W rezultacie po kilku miesiącach klub zniknął z koszykarskiej mapy, dzieląc przykry los swoich sąsiadów z Pomorza.
Dobrych wiadomości na przestrzeni ostatnich lat było niewiele - klub stracił sponsora strategicznego, jakim były Zakłady Chemiczne Police, na parkiecie wypadał słabo, walcząc o utrzymanie. Poza licznymi transferami podtrzymano niechlubną tradycję zmiany trenerów w trakcie rozgrywek.
- Długi zawsze były w klubie. Udawało się je mniej lub bardziej "zasypać" i kontynuować działalność - podsumował wówczas Marek Kęsik, przewodniczący Rady Nadzorczej klubu. Jednak sytuacja wymknęła się spod kontroli. AZS dryfował - zaległości, sześciocyfrowe długi, bałagan w księgowości, nierozliczone dotacje, brak sprawozdań w KRS, nietrafione decyzje, a na koniec afera melioracyjna - jak się później okazało, było to tylko wierzchołkiem góry lodowej. Mimo wysyłania desperackich sygnałów S.O.S., szanse na ratunek były już znikome.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Miły gest koszykarza z NBA doprowadził małych fanów do łez
Jego widmo jeszcze nie zniknęło. Wniosek o upadłość został złożony dopiero we wrześniu 2019 roku. Jednocześnie został wyznaczony dozór kuratora, a wcześniej tymczasowy nadzorca, który zbadał majątek klubu w celu ewentualnego zaspokojenia potrzeb wierzycieli - oczywiście do dziś nie rozliczono się z żadnym podmiotem.
Kilka miesięcy temu prokuratura na wniosek Rady Nadzorczej wszczęła postępowanie w sprawie możliwości popełnienia przestępstwa przez zarząd klubu, tj. prezesa Leszka Dolińskiego. Chodzi o niedopełnienie obowiązków służbowych i działanie na szkodę spółki. Obecnie prokuratora bada, czy faktycznie tak się stało i czy więcej osób nie zaniedbało swoich ustawowych i prawnych obowiązków.
Pozostaje więc pytanie, co dalej z koszykówką w Koszalinie?
Krzysztof Szumski, wiceprezes Koszalińskiego Klubu Sportowego Żak, który obecnie występuje w drugiej lidze, nie ukrywa, że w zamyśle klubu jest gra na zapleczu ekstraklasy i przejęcie koszykarskiej pałeczki w mieście.
- My, jako klub sportowy Żak istniejemy już 25 lat i zajmujemy się typowo młodzieżą. W poprzednim sezonie nasz trzecioligowy zespół sprawił nam niespodziankę i awansował do drugiej ligi. W tym roku celem zarządu było utrzymanie, zwłaszcza że gramy swoimi wychowankami. Dodatkowo jesteśmy wzmocnieni zawodnikami na zasadzie wypożyczenia ze Spójni Stargard. Na tym poziomie grają przede wszystkim "wyjadacze", dlatego rzeczą naturalną było pozyskanie graczy spoza naszego miasta. Ten cel uda nam się zrealizować, tak naprawdę potrzebujemy jeszcze jednego zwycięstwa. Może przy odrobinie szczęścia weszlibyśmy do play-offów, ale nie zabiegamy o to, bo generuje to dodatkowe koszty - zauważa.
- Opieramy się na dotacji miejskiej. W tym momencie mamy środki, które nie są wystarczające, aby bić się o pierwszą ligę. Jeżeli na jesień uda nam się wzmocnić, będziemy o nią walczyć. Moje założenie jest takie, że skład musiałby być zbudowany w połowie z naszych chłopaków, a kilku dobrych zawodników musielibyśmy pozyskać, mając właśnie taki cel. Ale żeby o tym myśleć, musimy mieć pieniądze.
Czy "dzika karta" brana jest pod uwagę?
- Musimy uzgodnić to z prezydentem miasta. Czekamy na ruch z ich strony. Jeżeli byłyby większe środki, wszystko weźmiemy pod uwagę. Mniej niewiadomych będziemy mieli w maju, gdy zaczną się rozmowy w sprawie przyszłego sezonu. Jako Żak sportowo i organizacyjnie będziemy przygotowani na wejście do pierwszej ligi. Nie będziemy mieć związku z AZS-em nawet w nazwie, bo co drugi komornik pukałby do naszych drzwi. Będziemy innym podmiotem, który dodatkowo będzie musiał pozyskać sponsora - zaznacza Szumski.
[nextpage]Co na to miasto? Mówi Przemysław Krzyżanowski, zastępca Prezydenta Miasta Koszalin ds. polityki społecznej.
- Podczas konferencji prasowej, która odbyła się po upadku ekstraklasowego AZS-u, zaznaczyłem, że w planach mamy budowę koszykówki w oparciu o Żaka, chociażby z tego względu, że istnieje już wiele lat, jest organizatorem wydarzeń sportowych i co istotne, akurat awansował do drugiej ligi.
Wsparcie z miasta już teraz było odczuwalne dla klubu - w zeszłym roku dotacja wynosiła 90 tysięcy złotych, natomiast w tym roku poza całą sprawą infrastruktury sportowej, bo tego nie podajemy w dotacji, na merytoryczną działalność klubu przekazaliśmy 390 tysięcy. Jest to zwiększenie aż o 300 tysięcy. Te środki pochodzą z tego, co zostało z dotacji, które miasto tradycyjnie przekazywało każdego roku i na piłkę ręczną i na koszykówkę. Teraz część z nich przekazaliśmy właśnie na piłkę ręczną ze względu na trudną sytuację finansową klubu po wycofaniu się sponsora strategicznego, jakim była Grupa Energa. Druga część pieniędzy, tak jak obiecywaliśmy, pozostanie w sferze koszykówki, dlatego trafiły do naszego koszalińskiego Żaka.
W planach jest nowa koncepcja rozpoczynająca budowę koszykówki od podstaw
- Żak na razie ogrywa się w drugiej lidze - takie było założenie. Ostatnie wyniki są dobrym prognostykiem przetarcia się w lidze. Do hali Gwardii, nazywanej "koszalińskim kurnikiem", przychodzi coraz więcej kibiców, a to bardzo cieszy. Nie ma co ukrywać, że celem zarówno Żaka, jak i miasta jest występowanie w rozgrywkach pierwszoligowych, co pozwoliłoby spotykać się z naszymi lokalnymi rywalami.
- Wolelibyśmy tak jak jest w naszej koncepcji, ogrywać się koszalińskimi zawodnikami, a awans do pierwszej ligi wywalczyć w grze, a nie kładąc pieniądze na stół. Tak by było najłatwiej. Takie możliwości były, nawet jeżeli chodzi o AZS, zapewniając miejsce w niższej lidze. Myślę, że od tego rozwiązania sam klub pewnie jest daleki. Sądzę, że powinno być to rozstrzygnięte na parkiecie. Może mieć to miejsce w następnym sezonie, oczywiście mierząc siły na zamiary. Po tym roku chcielibyśmy przygotować zespół na awans - takie mamy zamierzenia i oczekiwania, przekazując potrzebne środki - zdradza.
- W Koszalinie nie jest łatwo o sponsora, który poza miastem mógłby zapewnić finansowanie i grę na bardzo wysokich poziomach rozrywek, tak jak było z Akademickim Związkiem Sportowym, co w rezultacie zakończyło się doprowadzeniem klubu do upadku i długów, które zrobił zarząd. Nierozliczona dotacja i zobowiązanie klubu wobec miasta sięgające prawie 700 tysięcy złotych jest nieprzyjemną sprawą.
Można powiedzieć, że to szczęście, że sytuacja, która miała miejsce w AZS-ie zakończyła się w tamtym momencie, bo przynajmniej miasto nie doprowadziło do większego zadłużenia i występowania w bardzo trudnej sytuacji, która i tak jest nie do pozazdroszczenia - dług pozostał, a klub ogłosił upadłość. Dziś sam szyld AZS-u jest szyldem obciążonym niestety stratami finansowymi i samo zawłaszczenie tej nazwy wiązałoby się z tym, że wszystko trzeba byłoby uregulować. Myślę, że nazwa nie jest ważna - ważne, że doczekamy się zespołu, który będzie reprezentować miasto w koszykówce co najmniej w rozgrywkach pierwszoligowych. A kto wie, może później ekstraklasy?
Czy jest jednak szansa na reaktywację AZS-u?
- Sprawy dotyczące powrotu do AZS-u, czy reaktywacji są zawsze otwarte. Nie mówimy "nie". Jak najbardziej, jest to tradycja, która sięga już ponad 50 lat. W związku z tym, miło byłoby do tej nazwy powrócić, jednak na ten moment jest to bardzo skomplikowane ze strony prawnej przy takim zadłużeniu klubu. Wszystko jest w toku, policja przeprowadza czynności w tej sprawie. Zobaczymy, jakie będzie jej zakończenie. My jako miasto też jesteśmy w kolejce osób poszkodowanych, osób, które oczekują zwrotu pieniędzy.
Na pytanie o możliwość uratowania klubu przed upadkiem, odpowiada: - Nawet te pieniądze, które w trzeciej transzy czekały na AZS, nie pokryłyby długu. Szczerze mówiąc, należy spojrzeć na to, czy w tamtym momencie nie trzeba było oprócz przekazania kwoty około 1,5 miliona złotych - które wyczyściłyby sprawę finansową - przygotować drugie tyle, które zabezpieczyłoby grę tego zespołu w dalszej części sezonu? Mówimy więc o kwocie około trzech milionów złotych, która prawdopodobnie umożliwiłaby dalszą grę, unosząc jedynie klub na powierzchni. Swoją drogą, tych pieniędzy nawet nie było, tak jak i nie było żadnego sponsora, który mógłby wesprzeć spółkę. Kto wie, czy w ogóle uniknęłoby się dalszego zadłużania?
- Dodam, że koszykówka nie jest tanim sportem. To nie była tylko domena Koszalina, że klub upadł. Jest to zmora wielu miast w Polsce. Dotyka to zresztą wielu dyscyplin. Mamy jednak nadzieję, że Żak ogra się w tym sezonie i po tych rozgrywkach rozpoczniemy walkę o awans do pierwszej ligi - mówi z nadzieją Krzyżanowski.
Zobacz także: EBL. Michał Kolenda: Nie jestem w cieniu brata. Marzę o grze za granicą (wywiad)
Zobacz także: Prywatny pogrzeb Kobego Brytana i jego córki już się odbył