Rozgrywki PZKosz będą zakończone, nie wiadomo w jaki sposób. Radosław Piesiewicz: Mamy twardy orzech do zgryzienia

Materiały prasowe / Andrzej Romański / KoszKadra / Na zdjęciu: Radosław Piesiewicz
Materiały prasowe / Andrzej Romański / KoszKadra / Na zdjęciu: Radosław Piesiewicz

- Decyzja w sprawie sposobu zakończenia rozgrywek niższych lig jeszcze nie zapadła. Jest wiele rozbieżności. Rozgrywki zakończymy mimo wszystko już teraz - mówi Radosław Piesiewicz, prezes PZKosz.

Sezon 2019/20 Energa Basket Ligi to już historia. W czwartek Polski Związek Koszykówki miał podjąć decyzję w sprawie pozostałych koszykarskich rozgrywek niższych lig.

Prezes PZKosz Radosław Piesiewicz  zdradził w czwartek, że nadal kwestią sporną pozostaje sposób zakończenia rozgrywek. Decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła, jednak nie ulega wątpliwości, że sezon nie zostanie wznowiony. W piątek można spodziewać się oficjalnego komunikatu.

- W tej chwili mamy jeszcze głosowanie, które dotyczy zakończenia rozgrywek. Czy będą awanse i spadki, ustalimy dopiero w następnej kolejności, w przyszłym tygodniu.  Decyzja w sprawie sposobu zakończenia rozgrywek jeszcze nie zapadła. Jest wiele rozbieżności. Rozgrywki mimo wszystko zakończymy już teraz, chcemy dać klubom jasny sygnał. Decyzja co do tego jak go zakończymy, musi zostać podjęta w oddzielnej uchwale, w późniejszym etapie. Mamy połączyć się z zarządem za pomocą telekonferencji i dyskutować, aby wypracować najlepsze rozwiązanie dla wszystkich lig. Prawdę mówiąc, myślałem, że szybciej to przebiegnie. Mamy kilku członków zarządu i każdy z nich ma swoje zdanie, które biorę pod uwagę - mówi.

ZOBACZ WIDEO EURO 2020 przesunięte o rok. Zbigniew Boniek zabrał głos! "To jedyna rozsądna decyzja"

Kilka dni temu pojawiło się wstępne rozwiązanie mówiące o przerwaniu rozgrywek, które zakładało, że w pierwszej lidze nie będzie obowiązywać strefa spadkowa ani nie będzie awansu do ekstraklasy. Natomiast w następnym sezonie do grona pierwszoligowców miałyby dołączyć 4 najlepsze drużyny z jej zaplecza.

- Pojawiają się nawet propozycje, aby z drugiej ligi awansowały 2, a nie 4 zespoły. Każdy ma swoje racje, nad którymi wciąż wspólnie debatujemy - sprostował.

Ostatnie przesłanki wskazywały na to, że niewiele zmieni się w kwestii stanowiska przedstawicieli związku. Czy można spodziewać się, że jeden zespół jednak dołączy do PLK? Prezes odpowiada: - Optuję za tym, aby nikt nie awansował z pierwszej ligi i jednocześnie nikt z niej nie spadł, dotyczy to każdej ligi. Ekstraklasę zamknęliśmy na 16 zespołach. Moje zdanie jest takie, że po prostu nie ma miejsca, aby ktoś awansował i taka jest moja rekomendacja. Czy to przejdzie w głosowaniu i w jakiej konstrukcji, tego nie jestem w stanie powiedzieć. Są zwolennicy tego, aby jedna drużyna awansowała i jedna spadła, tak jak i są zwolennicy tego żeby nikt nie spadł i nikt nie awansował i tak dalej. Ciężko jest mi się w tej chwili odnieść jaka będzie ostateczna decyzja. Za dużo głosów jest za innym sposobem zakończenia tych rozgrywek i są różne punkty widzenia, które należy przemyśleć.

To sprawia nam najwięcej dyskusji, każdy zastanawia się jak najlepiej to rozstrzygnąć. Mamy twardy orzech do zgryzienia. Zamknięcie sezonu PLK i sklasyfikowanie zespołów bez spadku było łatwiejsze niż podjęcie decyzji w sprawie niższych lig. Chcieliśmy postąpić jak najbardziej sprawiedliwie. Jestem świadomy, że niektórzy mieli apetyt żeby awansować, dlatego może trudniej jest taką decyzję podjąć. Jesteśmy w takim czasie, a nie innym i myślę, że wybierzemy najmniejsze zło dla wszystkich - podsumowuje.

Prezes Piesiewicz zwraca uwagę na konsekwencje, które mogą dać o sobie znać w kontekście przyszłego sezonu. - Wiadomo, że gra w ekstraklasie wiąże się z pewnymi kosztami, choć z drugiej strony jest wiele rzeczy dookoła, które kluby otrzymują, są bonusy, benefity. Rozumiem to, ale pytanie jest takie: Czy wszystkie drużyny, które mamy teraz w Energa Basket Lidze będą spełniały wymogi na grę w ekstraklasie? Czy wtedy nie otworzy się okienko, aby zaprosić drużynę z pierwszej ligi, na przykład bez płatnej dzikiej karty, nawet jeżeli ustalimy, że nikt teraz nie awansuje ani nikt nie spadnie? Myślę, że epidemia może mieć wpływ na wiele klubów i może się okazać - choć oczywiście nikomu tego nie życzę - że ktoś będzie miał problem, aby spiąć budżet na takim poziomie.

Koszykarska mapa może się pozmieniać, ale myślę, że w każdej dyscyplinie, czy to w piłce ręcznej, siatkówce czy w piłce nożnej. To są takie zawirowania, że kluby są sponsorowane przez prywatne firmy, a często ta epidemia dotyka bezpośrednio właśnie ten prywatny biznes i może się okazać, że firmy będą się ratować i aby istnieć dalej, nie będą miały przeznaczonego budżetu na drużyny sportowe. Bierzemy pod uwagę taki scenariusz. Widać, że jest problem, ale mam nadzieję, że każdy klub wyjdzie z tego obronną ręką.

Czy można zabezpieczyć się na przyszłość? PZKosz nie ma ogromnego budżetu jak inne związki, chociażby piłki nożnej, gdzie pieniądze można przelać bezpośrednio do klubów, czy to ekstraklasy, czy do niższych lig zarówno męskich jak i żeńskich. Cóż, przed czymś takim ciężko się zabezpieczyć. Mamy pierwszy raz taką sytuację, w mojej historii życia czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem. Tego nie dało się przewidzieć ani nie dało się na coś takiego przygotować. Jako związek prowadzimy rozmowy z naszymi partnerami, sponsorami, dowiadujemy się jak z ich perspektywy wygląda cała sytuacja. Trzeba pamiętać, że to zachwiało nie tylko klubami, ale tak naprawdę wszystkimi. Sponsorzy i partnerzy wspierają kluby i rozwój polskiego basketu. Te firmy odczuwają kryzys i liczę, że do końca maja to się skończy, a my wszyscy będziemy mogli wrócić do normalnego funkcjonowania. Wtedy trzeba będzie zastanowić się jak możemy uchronić się przed czymś takim. Oby nigdy więcej coś takiego się nie wydarzyło.

Dodam, że zakończyliśmy ligę męską i żeńską ekstraklasy jako jedni z pierwszych. Uważam, że był to dobry ruch i najrozsądniejsze posunięcie. Z tego co słyszę, inne dyscypliny pójdą naszym śladem, a to pokazuje, że znowu koszykówka jest pierwsza i można brać z niej przykład, a to cieszy. Zdrowie zawodników, sztabów trenerskich, pracowników i kibiców jest najważniejsze. Sądzę, że nawet zawodnicy nie mieli w głowie, aby w takich okolicznościach rzucać piłkę do kosza, tylko martwili się o zdrowie swoje i najbliższych. Sport jak widać, odsuwa się na bok, a człowiek walczy o coś więcej: o zdrowie, o to, by spokojnie przetrwać. Wierzę, że ten sport w każdej postaci szybko wróci. Jest nam wszystkim potrzebny. Po prostu musimy z tego wyjść - podkreśla prezes Piesiewicz.

Zobacz także: I liga. Propozycje na stole, kluby czekają na decyzje. Trenerzy i zawodnicy przedstawiają swój punkt widzenia

EBL. Radosław Piesiewicz, prezes PLK i PZKosz: Anwil chwalony w Europie. Jest duża szansa na "dziką kartę" w LM

Komentarze (1)
avatar
Bog Honor Ojczyzna
20.03.2020
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Nie ma żadnej epidemii, to wymyślona w mediach panika, żeby wywołać światowy kryzys.