I liga. Pruszków największą niespodzianką in plus. Andrzej Kierlewicz: 6. miejsce to duży sukces klubu

Materiały prasowe / Krzysztof Masztafiak (Andrzej Kierlewicz, Elektrobud Investment Znicz Basket Pruszków) / Na zdjęciu: Andrzej Kierlewicz
Materiały prasowe / Krzysztof Masztafiak (Andrzej Kierlewicz, Elektrobud Investment Znicz Basket Pruszków) / Na zdjęciu: Andrzej Kierlewicz

- O Pruszkowie się bardzo różnie mówi... że organizacja słaba, że poziom sportowy taki sobie. Życzyłbym sobie, aby pod każdym względem: organizacyjnym i finansowym, kluby wywiązywały się z zawartych umów tak jak w Zniczu - mówi Andrzej Kierlewicz.

[b]

Pamela Wrona, WP SportoweFakty: Jakiego sezonu się pan spodziewał?

Andrzej Kierlewicz, trener Elektrobud-investment Znicz Basket Pruszków: [/b]W Pruszkowie oczekiwania przed sezonem są niezmienne. Zawsze celujemy w bezpieczne utrzymanie się, abyśmy nie musieli czekać do ostatniego spotkania na rozstrzygnięcia i to był nasz cel. Przed sezonem nie wiedzieliśmy, że Polfarmeks Kutno wycofa się z rozgrywek i tylko jeden zespół będzie spadać. My chcieliśmy rozegrać tyle zwycięskich spotkań, żeby się utrzymać.

Można powiedzieć, że zespół został zbudowany niemal od podstaw.

W tym sezonie postawiliśmy na bardzo młody zespół. Budując go, liczyliśmy się z tym, że na początku mogą być problemy ze zwycięstwami. Poza dwoma doświadczonymi zawodnikami, reszta zespołu to młodzi chłopcy, na których spadła duża odpowiedzialność i nowa rola. Moim zadaniem było to, aby ich rozwijać, żeby po sezonie w Pruszkowie mogli powiedzieć, że spędzili tu fajny czas, wybrali dobrze i byli zadowoleni - to był mój drugi cel jako trenera. Myślę, że tak się stało. Jestem zadowolony, że z prezesem Mirkiem Krzysztofikiem udało nam się przekonać niektórych zawodników do tego żeby znaleźli się w Pruszkowie. Ostatecznie, udało nam się pozyskać zawodników na których nam zależało.

Jak ocenia pan ten eksperyment na przekroju całego sezonu?

Na ocenę sezonu składa się wiele składowych. Po pierwsze: bardzo młody zespół. Poza Michałem Kierlewiczem, Mateuszem Szwedem i Robertem Cetnarem, 3 główne postacie czyli January Sobczak, Mateusz Szczypiński oraz Roman Janik, to były nowe twarze. Wzięliśmy do tego Mateusza Stawiaka, który też był nową postacią. Tak to zazwyczaj bywa, że zespoły budowane praktycznie od nowa, od początku sezonu muszą dotrzeć się, nabrać swojego charakteru, który trzeba również wypracować na treningach, stąd nie najlepszy początek. Do tego przydarzyły nam się urazy już na "dzień dobry". Graliśmy w kratkę, a zespół zaczął funkcjonować bardzo dobrze od momentu, gdy byliśmy w komplecie i wszyscy byli zdrowi.

Kontuzje zdarzają się we wszystkich zespołach i każdy musi przez cały sezon borykać się z różnymi dolegliwościami. Myślę, że pomimo tych kontuzji, mój zespół prezentował się dobrze, chłopaki pokazali charakter, swój styl gry. Wiedzieli co się od nich oczekuje i mimo że większość sezonu nie graliśmy w optymalnym składzie, potrafiliśmy wygrywać i wyglądało to naprawdę fajnie. Mam nadzieję, że jako zespół, a zawodnicy indywidualnie - zrobiliśmy krok do przodu. Gdy byliśmy w naprawdę dobrej formie na początku drugiej rundy i złapaliśmy rytm, kontuzji doznał nasz kluczowy zawodnik, który nie dograłby już tego sezonu. Pomimo tego, przed zawieszeniem rozgrywek wygraliśmy ostatni mecz w Pruszkowie z STK Czarnymi Słupsk. Cieszę się, że drużyna bez Mateusza Szweda potrafiła dobrze funkcjonować i pokazaliśmy, że strata naszego najlepszego zawodnika nie wpłynęła na wynik tego spotkania.

Tytuł największej niespodzianki in plus sezonu 2019/20 padł łupem zespołu z Pruszkowa. Takie wyróżnienie było dla pana niespodzianką?

Tak jak i większość trenerów, uważam, że na to wyróżnienie zasłużyły dwa zespoły – my i Księżak Łowicz, który szczególnie w pierwszej części sezonu bardzo mocno zaskakiwał na plus. My natomiast mieliśmy lepszą drugą rundę. Bilans, jak na zespół borykający się z problemami zdrowotnymi, uważam za rewelacyjny. Patrząc na mój zespół, nie powiem, że był słabszy od kogoś, aczkolwiek on był niedoświadczony. Nam w tym sezonie udało się to wszystko tak zorganizować i tak dopasować charaktery zawodników, że w pewnym momencie zdarzały się mecze, po których mówiłem: "Panowie, nie mam Wam nic do dodania, bo wszystko co założyliśmy przed meczem, realizujecie i jest OK". To jest fajne, że tacy ludzie spotkali się w tym roku w Pruszkowie i za to im serdecznie dziękuję. Stworzyli zgraną grupę, która pracowała i funkcjonowała dobrze również poza boiskiem i myślę, że to przełożyło się na wyniki sportowe.

Zabrzmi to może niezbyt skromnie, ale miałem świadomość, że Ci chłopcy, kiedy zaczną ze sobą normalnie trenować - a niekiedy trenowaliśmy nawet w sześciu - jeżeli przerobimy pewną treść treningową, przyniesie to efekty. Indywidualnie każdy z zawodników, który przyszedł do tego zespołu był przygotowany. Natomiast, każdy z nich potrzebował czasu na poznanie zasad i systemu, w którym będziemy funkcjonować. Do tych indywidualnych umiejętności, z którymi przyszli do Pruszkowa, dołożyli ciężką pracę i rozwój. A z tym pojawiły się przełomowe momenty w postaci zwycięstw – to dodało skrzydeł.

Sezon zakończył się w nie najlepszych nastrojach. Znicz mógł jeszcze zaskoczyć?

Nie lubię dywagacji, bo nigdy nie będziemy tego w stanie sprawdzić. Jesteśmy zadowoleni, że zajęliśmy szóste miejsce. Może dla niektórych jest to niespodzianka. Pamiętam jak w zeszłym roku w kwietniu, gdy graliśmy ostatnie mecze z zespołem z Łowicza, praktycznie do ostatniego spotkania ważyły się losy kto spadnie z ligi. W tym roku, chyba 5 czy 6 kolejek przed końcem sezonu byliśmy spokojni, że w tej lidze zostajemy, pomimo tego że była bardzo wyrównana. Moim zdaniem byliśmy przygotowani na to, aby wejść do tych play-offów i w nich zagrać. To duży sukces klubu.

Czuje pan z tego powodu niedosyt?


Myślę, że wszyscy, nie tylko w koszykówce czują duży niedosyt. Jest rozczarowanie, że to się rozstrzyga poza nami i nie mamy na to wpływu. To mnie najbardziej denerwuje, że nie byliśmy w stanie dograć tego sezonu do końca, ale pod kątem, że fajnie byłoby pokazać jeszcze swoje umiejętności. Nie mogliśmy pożegnać się z kibicami, bo to wydarzyło się z dnia na dzień. Ostatnia kolejka, która została odwołana była dla nas wolna, a wcześniej zagraliśmy najlepszy mecz w sezonie ze Słupskiem. Dzięki kapitalnym zawodom dałem zawodnikom dłuższą przerwę i już nie zdążyliśmy spotkać się na treningu. Żałuję bardzo, że nie mogłem osobiście pożegnać się z drużyną, z którą spotykałem się niemal codziennie od sierpnia i nie podsumowaliśmy sezonu. Mam nadzieję, że spotkamy się w przyjaźniejszych czasach i będziemy mogli sobie podziękować, tak jak robi się to pod koniec każdego sezonu. Dopiero wtedy  skończy się dla mnie naprawdę, bo będzie spięty klamrą.

Pod względem formalności udało się już go spiąć?

Żadnego rąbka tajemnicy nie zdradzę – w Pruszkowie, jak wiadomo, są stypendia miejskie i są one na bieżąco wypłacane, od momentu podpisania ich przez prezydenta na początku roku. Słysząc o tym co się obecnie dzieje w klubach, wydaje mi się, że Pruszków jest jednym z nielicznych, gdzie zawodnicy już na początku marca otrzymali stypendia marcowe i wszystko jest na bieżąco. O Pruszkowie się bardzo różnie mówi... że organizacja słaba, że poziom sportowy taki sobie. Życzyłbym sobie, aby pod każdym względem, organizacyjnym i finansowym, kluby wywiązywały się z zawartych umów tak jak w Zniczu. Chwała za to panu prezesowi, że jest w stanie, oczywiście na miarę budżetu jakim co roku dysponuje, budować drużynę, której Pruszków się nie wstydzi. Kibice coraz liczniej i chętniej przychodzą na mecze i identyfikują się z tą drużyną.

Chciałoby się walczyć o coś więcej z każdym sezonem, natomiast cieszę się z tego, że Znicz organizacyjnie wywiązuje się w stosunku do trenerów i zawodników ze wszystkich zobowiązań i do tej pory nie słyszałem żeby były jakieś problemy.

Zobacz także: 
I liga. Grzegorz Kulka odżył w Wałbrzychu. "Ten sezon przypomniał o radości jaką zawsze czerpałem z gry w koszykówkę"
Koszykówka. Łukasz Grudniewski: Nadal wierzymy, że w przyszłym roku zagramy w ekstraklasie

Komentarze (0)