Koronawirus. Mama wspierała go z trybun, on wspiera ją gdy idzie do szpitala. "Jest potrzebna nie tylko w domu"

Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Paweł Iwanisik z mamą
Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Paweł Iwanisik z mamą

- Z tyłu głowy pojawiają się różne scenariusze. Jednym z nich jest to, że mogą nie wrócić do domu - sam często się nad tym zastanawiam. Mimo tego, nie dają tego po sobie poznać - mówi koszykarz o relacjach z pracującą w szpitalu mamą.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Pamela Wrona, WP SportoweFakty: Jak wyglądało pana życie kilka miesięcy temu?

Paweł Iwanisik, zawodnik MKKS Żak Koszalin: [/b]Budziłem się, szedłem na zajęcia, zazwyczaj spotykałem się z mamą i rozmawialiśmy o tym, jak nam minął dzień - mój kręci się wokół koszykówki, a mamy wokół pracy w szpitalu. Wieczorem  jechałem na trening, miałem swoje obowiązki, czas dla przyjaciół i dziewczyny.

A teraz?

Każdy musiał zmienić swoje życie. Jestem odcięty od treningów, od szkoły, a codzienne zajęcia są mocno ograniczone. Mogę powiedzieć, że życie z rodziną też się zmieniło. Teraz czasu jest więcej, dlatego pomagam mamie w obowiązkach domowych, gramy z tatą i dziadkiem w gry - to zmieniło się na plus, ale dookoła sytuacja jest bardzo trudna.

Moja mama pracuje w Szpitalu Wojewódzkim w Koszalinie jako oddziałowa na Oddziale Dziecięcym z Poddodziałem Diabetologii Dziecięcej. Teraz nie możemy się przytulić, nie mogę pocałować jej w czoło na przywitanie lub pożegnanie. Radzimy sobie z tym, staramy się spędzać jak najwięcej czasu razem, doceniać każdą chwilę.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film



Jak wygląda jej praca w dobie koronawirusa?

Mama bardzo angażuje się w życie szpitala - pomaga w szyciu maseczek i organizowaniu niezbędnego sprzętu. Dużo rozmawia z ludźmi, stara się wszystkim pomóc jak tylko może, prowadzi akcje charytatywne, miała duży wpływ na urządzenie remontowanego oddziału.

Teraz jest więcej powodów do niepokoju niż wcześniej. W związku z sytuacją epidemiologiczną, obowiązkiem jest odpowiednie zabezpieczenie oddziału w podstawowe środki ochrony osobistej oraz zabezpieczenie pracy na oddziale. Obecnie zdarzają się zwolnienia czy przejścia na kwarantannę z uwagi na kontakt z osobami pracującymi za granicą. Zaangażowanie w pozyskiwanie tych środków, rozmowy z ludźmi, telefony, niosą za sobą nieograniczony czas pracy. Mama więcej czasu spędza w pracy, chociaż jako kierownik nie ma nadgodzin - zostaje dłużej, bo taka jest potrzeba.

W tygodniu, godzin wychodzi naprawdę wiele, a zazwyczaj jest tak, że pracę zabiera ze sobą do domu. Widać, że jest zmęczona. Zresztą, cały personel medyczny żyje na pełnych obrotach. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Teraz zmęczenie psychiczne może się udzielać bardziej niż fizyczne. Praca z ludźmi o takim charakterze jest naprawdę sporym wyzwaniem.

Boi się pan?

Na oddział dziecięcy nie są bezpośrednio przyjmowani pacjenci z wirusem COVID-19, ani nie pobiera się tam badań na koronawirusa. Natomiast wiemy, że dzieci mogą mieć nietypowe objawy chorób i potencjalne każde dziecko może być zakażone. Dlatego pielęgniarki zachowują ostrożność i ubierają środki ochrony osobistej, takie jak fartuch, gogle, maska chirurgiczna, rękawiczki, przyłbica, czepek na włosy - przy czynnościach zabiegowych u dzieci. Praca jest bardzo trudna. Jest gorąco, przyłbice lub gogle parują, przez co bardzo ograniczają widoczność na przykład podczas zakładania wenflonów i pobierania krwi, co samo w sobie nie jest łatwe, bo nie wszystkie dzieci chcą współpracować.

Tego aż tak nie widać, jak w innej części szpitala. Ale to i tak się udziela i niekiedy trudno się wyłączyć. Praca w tym okresie jest bardzo stresująca i utrudniona. Frustracja rodziców jeszcze może to pogłębiać. Nie ma zakazu odwiedzin, jednak gdy rodzic wejdzie na oddział, to w trakcie całego pobytu z niego nie wyjdzie. Są wprowadzone takie obostrzenia, które mają chronić personel medyczny przed zakażeniem. Nie wszędzie się to udaje. Pielęgniarki zdają sobie sprawę z zagrożenia, ale nikt nie panikuje. Jednak z tyłu głowy pojawiają się różne scenariusze. Jednym z nich jest to, że mogą nie wrócić do domu - sam często się nad tym zastanawiam. Mimo tego, nie dają tego po sobie poznać i pracują tak jak zazwyczaj.

Kluczowe jest to, aby pozostać w domu, robić tylko to co konieczne - zakupy, praca, ewentualnie załatwienie najpilniejszych spraw. Każdy ma inne priorytety. Należy pomyśleć o ludziach, którzy pracują w szpitalu i narażają swoje zdrowie dla innych. Robią to każdego dnia, ale teraz mają trudnego przeciwnika. Starają się, aby pomóc ludziom i wszystko zostało w szpitalu, próbują się jak najlepiej przygotować. Jeżeli ludzie ignorują to i nie stosują się do obostrzeń, jest mi po prostu przykro. Ludzie wychodzą z domu, choć tak naprawdę nie muszą. Nie mają maseczek i rękawiczek. Jeśli ktoś zachoruje, taka osoba jak moja mama będzie musiała mu pomóc. Wiemy, jakie mogą być konsekwencje.

Mimo obaw, czuje pan podziw?

Oczywiście. Obawiamy się, ale mama jest potrzebna nie tylko w domu. Codziennie się o nią boję, staram się często dzwonić i pytać, czy wszystko jest w porządku. Nikt z nas nie spodziewał się, że coś takiego nadejdzie i ciężko było się na to przygotować. Podziwiam mamę za to co robi bezinteresownie dla szpitala, dla ludzi. Kiedy jest tylko możliwość pomocy, to ona to robi - za to ją podziwiam.

Mama wspiera pana z trybun, a pan wspiera ją, gdy idzie do szpitala?

Mam bardzo dobry kontakt z rodzicami. Zawsze mnie wspierają i są przy mnie. Jeżeli chodzi o sport, tata mi kibicuje, przychodzi na każdy mecz. Podczas kwarantanny trenujemy razem, pomaga mi i podaje piłki, gramy w "21". Ta więź tworzy się dzięki takim małym rzeczom. Na mamie bardziej mogę polegać w sprawach życiowych i szkolnych. Wszyscy kibicujemy sobie wzajemnie, zwłaszcza w tym wyjątkowo trudnym czasie.

Zobacz także: I liga. Grzegorz Kulka odżył w Wałbrzychu. "Ten sezon przypomniał o radości jaką zawsze czerpałem z gry w koszykówkę"

Koszykówka. Dzień spędza w więzieniu, wieczorem gra w basket. Rafał Król: To jest moja odskocznia od pracy

Komentarze (0)