10 lat po Final Four. Kobryn: Pamiętam, jakby to było wczoraj. Nasz zespół miał dwie twarze

WP SportoweFakty / Leszek Stępień / Na zdjęciu od prawej: Ewelina Kobryn
WP SportoweFakty / Leszek Stępień / Na zdjęciu od prawej: Ewelina Kobryn

- Czarny koń całego sezonu euroligowego. To było wspaniałe uczucie - mówi Ewelina Kobryn, która przed dziesięcioma laty była jedną z najważniejszych postaci w składzie Wisły CanPack Kraków, która znalazła się w Final Four Euroligi.

Sezon 2009/2010 był rewelacyjny dla Wisła Kraków (wówczas Wisły CanPack Kraków) - ale tylko w Eurolidze. W Energa Basket Liga Kobiet było zdecydowanie gorzej. O tym jednak później.

Ekipa z Krakowa na parę miesięcy stała się postrachem w Europie, a duet Ewelina Kobryn - Janell Burse był niesamowicie istotnym elementem układanki Jose Ignacio Hernandeza.

I tak Wisła wygrywając mecz z meczem zbliżała się do największego sukcesu w historii klubu - awansu do Final Four. Każda wygrana "budowała" zespół, dodawała siły, energii i wiary w siebie. Dzięki temu krakowianki były w stanie wychodzić z największych opresji.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Igrzyska olimpijskie przełożone o kolejny rok? Paweł Korzeniowski mówi o japońskich komentarzach

- Z pewnością każda miała ustalony w głowie wspólny cel i całe skupienie było skierowane na sukces w Eurolidze. Żeby przede wszystkim nie przegrać żadnego meczu w tych rozgrywkach na własnym parkiecie. Taki był cel i trener Hernandez za każdym razem nam to przypominał - wspomina Kobryn.

I Wisła w drodze do Final Four faktycznie nie potknęła się w domu. Wygrała komplet dziewięciu meczów - w tym dwa arcytrudne z czeskim Brisco Sika Brno, gdzie rywalki w kluczowym meczu o awansie prowadziły jeszcze w połowie trzeciej kwarty różnicą 15 punktów!

Biała Gwiazda zdołała jednak wrócić, a w nagrodę wyleciała do Walencji, gdzie rozgrywany był wówczas turniej finałowy. - Ten nasz sukces w postaci Final Four był tym, co każda z nas chciała osiągnąć. Tego triumfu każdej brakowało. I nagle znajdujemy się w Walencji obok gigantów i gwiazd - dodaje Kobryn.

- Spartak Moskwa Region Vidnoje z Dianą Taurasi czy Sue Bird. UMMC Jekaterynburg z Marią Stepanovą, Agnieszką Bibrzycką czy Deanną Nolan. Ros Casares Walencja z Laią Palau, Delishą Milton-Jones czy Eriką DeSouzą. I my, Wisła, czyli czarny koń całego sezonu euroligowego - kontynuuje.

Kobryn wymieniła tylko garstkę tych gwiazd, które zagrały na parkiecie w Walencji. I Wisła przekonała się o ich mocy. W półfinale przegrała z Ros Casares 57:86, a w mecz o trzecie miejsce UMMC triumfowało 84:50. W Krakowie i tak czuli się zwycięzcami, a sam udział w turnieju finałowym na długo zapadł w pamięci wszystkich.

- To było wspaniałe uczucie móc przylecieć na turniej wspólnym czarterem z kibicami, przyjaciółmi i rodzinami. Było pięknie, mimo czwartego miejsca. To był historyczny Final Four dla wiślackiej koszykówki. Dzisiaj mamy 10 lat po tym wydarzeniu, a wszystko pamiętam, jakby to było wczoraj - komentuje Kobryn.

W tamtym sezonie była jednak poważna rysa na szkle. Dokładnie chodziło o występy Wisły na krajowym podwórku, gdzie zespół ostatecznie osiągnął gorszy rezultat w porównaniu z Euroligą. Biała Gwiazda, która miała walczyć o mistrzostwo Polski, nie zdołała nawet awansować do półfinałów.

- To była dziwna sprawa z tym piątym miejscem. I do dzisiaj zastanawiam się co tak naprawdę było tego przyczyną - mówi jedna z najlepszych koszykarek w historii klubu spod Wawelu.

- Wiem tylko, że wracając z kolejnego wygranego meczu w Eurolidze, czasami pokonując wyżej notowany zespół, wydawałoby się, że spokojnie, a nawet spacerkiem przejdziemy spotkanie w polskiej lidze. Tak się nie działo i można powiedzieć, że wtedy cały sezon ligowy był - porównując do Euroligi - bardzo słaby, a nasz zespół w tamtym sezonie miał dwie twarze - zakończyła.

Zobacz także:
10 lat po Final Four. Hernandez: Fani na trybunach motywowali nas niesamowicie
Mistrz traci swoją największą gwiazdę. Trener zostaje, ale MVP opuszcza Arkę Gdynia

Komentarze (0)