Amerykanie Chris Dowe i Ricky Ledo opuścili Anwil Włocławek (12 marca) bez zgody prezesa Arkadiusza Lewandowskiego. Około 4 nad ranem zawodnicy dzwonili do klubu z informacją, że są już w drodze na lotnisko, mają wykupione bilety i wylatują z Polski.
Gdy Amerykanie dzwonili do klubu, nie była jeszcze wtedy znana decyzja ligi w sprawie przyszłości rozgrywek. Anwil Włocławek - w bardzo okrojonym składzie - szykował się do meczu z HydroTruckiem Radom.
W środowisku mówiło się, że zawodnicy już od kilku dni planowali przedwcześnie opuścić kraj, a ich decyzję spotęgował fakt, że NBA zawiesiła rozgrywki właśnie tamtej nocy. Wykryto pierwszy przypadek koronawirusa. Zakażony był Francuz Rudy Gobert.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Mistrz olimpijski jest strażakiem. Zbigniew Bródka opowiedział o pracy w czasach zarazy
Umowa zerwana z jego winy
O ile Dowe wysłał pożegnalną wiadomość do reszty zespołu, dziękując za kilka miesięcy współpracy, to Ledo nie było stać na taki gest, wyjechał całkowicie bez pożegnania - z klubem i kolegami. Nam udało się skontaktować z Chrisem Dowe'em, który tłumaczy swoje zachowanie i mówi, jak z jego perspektywy wyglądał wyjazd z Włocławka i powrót do Louisville, w stanie Kentucky.
- To nie jest tak, że wyjechałem całkowicie bez żadnego kontaktu. Próbowałem skontaktować się z trenerem, ale nie udało się. Zostawiłem mu długą wiadomość, a potem wysłałem także wiadomość do całego zespołu - podkreśla.
Arkadiusz Lewandowski informuje, że umowy Dowe'a i Ledo zostały zerwane z winy zawodników. Agent tego pierwszego zadzwonił do klubu i przeprosił za zachowanie gracza. Dodał także o zmniejszeniu swojej prowizji menedżerskiej. - To duży gest - komentuje prezes Anwilu Włocławek.
Co na to Dowe? Czy żałuje, że postąpił w ten sposób? - Nie. Żałuję tylko jednego. Tego, że koronawirus zabrał nam możliwość zrealizowania marzeń, czyli zdobycia trzeciego tytułu w tym sezonie. Mistrzostwo Polski było w naszym zasięgu. Wiedziałem, że gdy opuszczam Polskę, moja umowa będzie zerwana. Zdawałem sobie z tego sprawę, ale najważniejsze było zdrowie i jak najszybszy powrót do domu - tłumaczy.
Klub zapłaci Amerykanom tylko do dnia, w którym byli we Włocławku. Obcokrajowcy, którzy zostali dłużej w Polsce, negocjują i mogą liczyć, że na ich koncie pojawią się pieniądze za okres, gdy już nie trenowali i nie rozgrywali meczów. Na to liczyć nie mogą już Dowe i Ledo.
Pieniądze na drugim planie. Z wirusem nie ma żartów
- W momencie wyjazdu nie myślałem o koszykówce i pieniądzach. Są ważniejsze rzeczy. Dostałem wszystkie pieniądze do momentu mojego wyjazdu i ja nie widzę w tym problemu. Dłuższy pobyt w Polsce i tak nie miał sensu, bo drużyny nie mogły grać i trenować. Wolałem szybciej wrócić do USA, żeby mieć poczucie bezpieczeństwa - przyznaje gwiazda Anwilu w sezonie 2019/2020.
28-latek od samego początku bardzo poważnie podchodził do tematu rozpowszechniającego się koronawirusa. Jako pierwszy gracz w PLK zadeklarował, że nie będzie przybijał kibicom piątek po zakończeniu meczów.
- Z tym wirusem nie ma żartów. Ja i moja rodzina jesteśmy zdrowi. W Stanach Zjednoczonych wygląda to podobnie jak na całym świecie. Wszystko jest zamknięte, poza sklepami spożywczymi. Ludzie siedzą w domach, nie wychodzą, gdy nie jest to konieczne - opowiada Chris Dowe.
Koszykarz wystąpił w 22 meczach Anwilu w Energa Basket Lidze. Wszechstronny Amerykanin przeciętnie notował w nich 11,6 punktu, 5,1 zbiórki i 4,5 asyst.
- Pobyt w Polsce będę wspominał w samych superlatywach. Przyszły sezon w Anwilu? Czemu nie, zobaczymy, co przyniesie przyszłość - komentuje.
Zobacz także:
EBL. Rolands Freimanis wychwala Anwil: W takim klubie jeszcze nie grałem
EBL. Kamil Łączyński: Młodzi Polacy muszą grać, ale nie za darmo. Niech na to zapracują
Koszykówka. Jak wielki Prokom jechał taksówkami na mecz. Grecy: kierowca miał zawał!