- Nie tego spodziewaliśmy się po tym meczu - mówił Alessandro Magro. Włoski szkoleniowiec po niezłym występie w Szczecinie liczył, że w stolicy jego drużyna zdoła się przełamać.
Szkoleniowiec MKS-u przyznał, że były momenty, a on sam ma kolejny bardzo duży materiał do analizy.
W starciu z Legią Warszawa dąbrowianie w kontakcie byli tylko przez połówkę. Po przerwie gospodarze zaliczyli serię 16:2, dzięki której uciekli na bezpieczny dystans.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zrobił to jak z Niemcami! Kapitalne podanie Grosickiego na treningu kadry
- Był taki moment, że przegrywaliśmy różnicą zaledwie czterech punktów. Rywale trafili jednak kilka rzutów za trzy punkty z kontry i z akcji. To wszystko ustawiło mecz, bo Legia wtedy odjechała i do końca utrzymywała bezpieczną, bo kilkunastopunktową przewagę - komentuje Michał Nowakowski.
Katem MKS-u był Jamel Morris, który m.in. wykorzystał 5 z 6 prób z dystansu - łącznie uzbierał 25 "oczek". Cała Legia rzucała jednak bardzo dobrze, bo jak inaczej nazwać 57 procent skuteczności rzutów z gry i 12 skutecznych prób z dystansu.
Dla odmiany dąbrowianie rzucali fatalnie - 4/21 zza łuku i 12/24 z linii rzutów wolnych nie pozwalają nawet mieć nadziei na sukces. Sam Nowakowski - słynący z dobrze ułożonej ręki - miał duże problemy ze skutecznością (m.in. 0/4 z dystansu).
- Legii należą się gratulacje, bo miała naprawdę wyjątkowy dzień rzutowy. Rywale trafiali niemal każdy rzut i ciężko było się przeciwstawić - rzucił krótko krajowy lider MKS-u.
Nowakowski i koledzy szybko muszą zapomnieć o tym meczu, znaleźć skuteczność i przygotować się do jednego z najważniejszych dla siebie meczów w sezonie - w najbliższy piątek MKS w Radomiu zagra bowiem z HydroTruckiem.
Zobacz także:
PGE Spójnia nie dała rady Treflowi. Winnicki: Fatalne dwie kwarty i falująca gra
Gwiazda "Stalówki" gra fatalnie. Łukasz Majewski: Będę go bronił do końca świata!