- O trenerze Woźniaku mogę wypowiadać się w samych superlatywach - mówi Ivan Almeida, który już wcześniej miał okazję z nim współpracować.
Woźniak był w sztabie Igora Milicicia, który przez pięć lat prowadził włocławską drużynę. Kabowerdeńczyk grał wcześniej we Włocławku dwukrotnie, w mistrzowskich sezonach 2017/2018 i 2018/2019.
- Zawsze mieliśmy bardzo dobre relacje. Gdy byłem tutaj wcześniej, to otrzymywałem od niego pocięte fragmenty meczów z moimi zagraniami i rywali. W ten sposób mogę przygotować się do danego spotkania. Zawsze dawał mi wskazówki, mogłem na niego liczyć. Muszę przyznać, że nigdzie nie spotkałem tak ciężko pracującej osoby - komentuje Almeida.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: oświadczyny na mistrzostwach Polski. Powiedziała "tak"!
Dla niego i całego zespołu był to trudny tydzień. Najpierw porażka w słabym stylu z Kingiem Szczecin, później zwolnienie trenera Dejana Mihevca i ekspresowe przygotowania do starcia z Legią Warszawa, która do Włocławka przyjechała z bilansem 5:1. Mimo krótkiego okresu, tymczasowemu trenerowi udało się zaprowadzić porządek w drużynie. Pojawiły się nowe pomysły taktyczne, a u zawodników był ogień w oczach i większa energia.
- Podnieśliśmy się po trudnej porażce w Szczecinie - twierdzi Almeida, który podkreśla, że zespół był dobrze przygotowany taktycznie do starcia z Legią. Warszawianie - według Kabowerdeńczyka - są bardzo groźną drużyną, którą Woźniak wraz z Grzegorzem Kożanem dobrze rozpracowali.
- Trener bardzo dobrze przygotował nas do tego spotkania, wiedzieliśmy, jakie są silne strony rywala. Legia zagrała dobry mecz, to wymagający rywal, ale to my okazaliśmy się lepsi. Pokazaliśmy charakter w czwartej kwarcie. Co zmienił trener? Wprowadził kilka korekt w naszej defensywie. W ataku zagrywki się nie zmieniły, ale zależało nam na tym, by nieco przyspieszyć grę i zdobywać łatwe punkty z kontrataku - komentuje.
- Jestem bardzo zadowolony z wygranej. Graliśmy zespołowo, szczególnie w drugiej połowie nasza gra mogła się podobać. Prawda jest taka, że mocno weszliśmy w mecz, ale to się później zmieniło. Na szczęście cały czas byliśmy razem i każdy coś dołożył do tego zwycięstwa - zaznacza Kabowerdeńczyk.
W meczu z Legią nowy trener Anwilu mocno skrócił rotację. Aż pięciu zawodników spędziło na parkiecie ponad 25 minut. Z parkietu praktycznie nie schodził Almeida, który w ciągu 38 minut zdobył 24 punkty, 15 zbiórek i 5 asyst. Kabowerdeńczyk nie miał takich ustaleń z trenerem przed rozpoczęciem spotkania. Woźniak chciał nawet na chwilę ściągnąć Almeidę w ostatniej kwarcie, ale ten zgłosił gotowość do gry. Czuł moc, co pokazał w decydujących momentach. Lider Anwilu robił wszystko na boisku: punktował, zbierał, blokował, instruował kolegów i grał też z publicznością, która zachwycała się jego popisami. Udowodnił, że warto było mocniej sięgnąć do kieszeni i ponownie go zakontraktować.
- Duża liczba minut? Nic przed meczem takiego nie ustaliśmy, tym bardziej, że przez cały czas tydzień nie czułem się najlepiej. Byłem lekko przeziębiony. Trener Woźniak ufa mi jednak, wie, na co mnie stać. Ja też darzę dużym zaufaniem trenera, zawsze będę gotowy do zrealizowania jego poleceń. W czwartej kwarcie zapytał mnie, czy mam jeszcze trochę paliwa w baku. Odpowiedziałem "tak, chcę grać". Wiedziałem, że muszę wziąć na siebie odpowiedzialność za wynik zespołu. Wzajemnie zaufanie na linii trener-zawodnik jest bardzo ważne, nasze relacje dobrze się układają - tłumaczy Ivan Almeida. Kabowerdeńczyk po powrocie do Anwilu rozegrał trzy spotkania, w których łącznie uzbierał 72 punkty.
Kapitalny wsad Ivana Almeidy:
Zobacz także:
Dominik Olejniczak - z pokorą idzie po swoje. Narodziny nowej bestii w PLK
EBL. Rolands Freimanis: Szukałem klubu, w którym będę wygrywał tytuły. I taki znalazłem [WYWIAD]
NBA. Lakers - Heat. Marcin Gortat: Nie można obstawiać przeciwko LeBronowi. Król jest tylko jeden [WYWIAD]