- Bierzemy Almeidę - uderzył pięścią w stół Arkadiusz Lewandowski po kolejnym przegranym meczu w Energa Basket Lidze. Prezes Anwilu Włocławek na własną rękę przeprowadził transfer Kabowerdeńczyka. To była tylko i wyłącznie jego inicjatywa, trener Dejan Mihevc był wyłączony z rozmów. Lewandowski - jako wytrawny gracz na rynku PLK - wiedział, że zespół potrzebuje prawdziwego lidera, który zaprowadzi porządek i sprawi, że Anwil znów wróci na właściwe tory.
- Tamten mecz wyglądał bardzo źle. Trener przedstawił mi swoje opcje, ale ja mocno forsowałem kandydaturę Ivana Almeidy. Uznałem, że bardzo potrzebujemy takiego zawodnika w zespole - mówił nam później Lewandowski.
"Clickbait i... konkretne rozmowy"
Pikanterii dodaje fakt, że kilka dni wcześniej Ivan Almeida udzielił wywiadu WP SportoweFakty, w którym wyraził chęć powrotu do Włocławka. Dodał jednocześnie, że żadne rozmowy nie były prowadzone, a jedyny kontakt klubu z jego agentem miał miejsce w okresie wakacyjnym. Kabowerdeńczyk spokojnie czekał na rozwój wydarzeń, z dużą uwagą przyglądając się wynikom zespołu. Po wywiadzie we włocławskim obozie zawrzało. Prezes Lewandowski był zdenerwowany, że media znów lansują temat Almeidy we Anwilu, a sam klub na Twitterze napisał, że artykuł to... zwykły clickbait.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalne uderzenie na polu golfowym. Nagranie jest hitem
Kilka dni później, po porażce z Treflem Sopot (74:89) w fatalnym stylu, przelała się czara goryczy. Już następnego dnia (niedziela) prezes Lewandowski przeszedł do ofensywy. Był szybki i konkretny w działaniach. W godzinach porannych odbył rozmowę z agentem Kabowerdeńczyka na temat dwuletniego kontraktu. Zależało mu na czasie, więc przedstawił konkretną propozycję. Ostatecznie w ciągu dwóch dni udało się sfinalizować wielki powrót "Króla Almeidy".
To potwierdza nam też sam zawodnik. - Pierwszy telefon był już 12 września, a później sprawy potoczyły się błyskawicznie. To była dość szybka decyzja, biorąc pod uwagę, jak długo to trwało w poprzednich latach - wyjaśnia Almeida, który miał propozycje z innych lig: "Miałem oferty z Francji, Turcji i Niemiec, także z Izraela" - zdradza.
Był Woods, jest Almeida
Wybrał Anwil, bo tutaj czuje się jak w domu. - To specjalny klub w moim sercu - podkreśla. Kiedyś wielki Prokom miał Qyntela Woodsa, teraz Anwil ma swojego asa w postaci Ivana Almeidę. I choć Kabowerdeńczyk nigdy nie był w NBA, i daleko mu do CV Woodsa, to talent ma ogromny, potrafi w pojedynkę wygrywać mecze. Obaj to postacie nietuzinkowe, które budzą ogromne emocje. Na pewno nie można przejść wokół nich obojętnie.
We Włocławku jest kochany, ale w innych miastach kibice mają spore zastrzeżenia do sposobu jego gry. W Ostrowie i w Zielonej Górze kiedyś nazwali go "Flopmeidą". - Niech robią, co chcą. Słyszałem gwizdy, ale one kompletnie nie wpływają na moją grę - mówił koszykarz, który imponuje szybkością, sprytem i cwaniactwem. Jego wszechstronność robi wrażenie. Ma to coś, co porywa kibiców na trybunach. Luz i swobodę w grze. Jednym niekonwencjonalnym zagraniem potrafi złamać obronę rywali i wprawić w zachwyt fanów Anwilu.
Jemu nie przeszkodził nawet fakt, że dzień debiutu nastąpił kilkanaście godzin po przylocie do Włocławka. Almeida - co udowodnił w spotkaniu z GTK - jest w stanie z miejsca wskoczyć do rotacji i dać drużynie ogromną jakość i energię, mimo że kolegów z zespołu poznał... na porannym treningu, a jego wiedza na temat taktyki i systemu trenera Mihevca była znikoma. Koszykarz w ciągu 20 minut oddał 12 rzutów (najwięcej w drużynie). Zdobył 25 punktów (do przerwy 21), dokładając do swojego dorobku cztery zbiórki i dwie asysty. - Król powrócił. Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze - mówił później trener GTK Gliwice.
- Klub z Włocławka przedstawił mi ciekawą propozycję dwuletniego kontraktu. To był bardzo ważny aspekt, bo ja nie lubię co chwilę zmieniać pracodawcy. Cenię sobie stabilność, zwłaszcza, że we Włocławku czuję się bardzo dobrze. Mogę się tutaj skupić i wykonywać swoją pracę w spokoju, nawet mimo ogromnej presji, która jest na co dzień. Ale lubię z tym żyć. To mnie motywuje - wyjaśnia.
Prezes się nie myli
Warto też kilka słów poświęcić temu, że Anwil - co bywa rzadkością - przedstawił Almeidzie propozycję jednolitego kontraktu na dwa lata. Zwykle klub oferował umowy roczne. Zrobiono wyjątek, bo Kabowerdeńczyk to zawodnik wyjątkowy, który - jak twierdzi prezes Lewandowski - sprawdzi się w każdej konfiguracji.
- Jakikolwiek byłby tu trener, to Ivan Almeida sprawdzi się w każdej konfiguracji. To gwiazda ligi, świetny zawodnik, który doskonale pasuje do włocławskiego klimatu. Poza tym udało się go pozyskać w bardzo dobrych warunkach finansowych - komentował szef Anwilu Włocławek.
Też należy powiedzieć o tym, że Almeida był jednym z trzech zawodników, których do składu wybrał właśnie Lewandowski. Wcześniej z jego inicjatywy zakontraktowano Przemysława Zamojskiego i Andrzeja Plutę juniora. I trzeba oddać prezesowi Anwilowi, że nie pomylił się przy żadnym nazwisku. Pewnie gdyby nie kontuzje, to ten wynik zespołu byłby lepszy. Anwil z Almeidą w składzie ma bilans 3:2, bez niego 1:3. Kabowerdeńczyk średnio notuje 21,4 pkt i 7 zbiórek na mecz.
Jednego możemy żałować. Gdyby nie pandemia, to z pewnością sporo kibiców włocławskiego klubu zgotowałoby Almeidzie "królewskie" powitanie już na lotnisku. Tak było w marcu 2019 roku, gdy Kabowerdeńczyk wracał do Włocławka. Zawodnik otrzymał od fanów pamiątkową koronę. Były śpiewy, wspólne zdjęcia i autografy. To są niezapomniane obrazki, które można pokazywać jako promocję ligi i klubu.
Zobacz także:
Andrzej Pluta: Nie wszyscy w Polsce mają pomysł na młodych graczy [WYWIAD]
Szef Legii o odejściu Sokołowskiego, temacie Dulkysa i najlepszym starcie od 52 lat [WYWIAD]
EBL. Prezes PGE Spójni o rozstaniu z Winnickim, zmianach w składzie i zatrudnieniu Mihevca [WYWIAD]
EBL. Michał Kolenda mówi o propozycji z Zastalu, kosmicznym procencie i wycieczkach do trenera [WYWIAD]