W tym artykule dowiesz się o:
[b]
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Czym się pan obecnie zajmuje?[/b]
Andrzej Pluta, były reprezentant Polski, legenda Anwilu Włocławek: Jestem trenerem personalnym. Pracuję indywidualnie z zawodnikami, zawodniczkami na różnym etapie ich rozwoju: od pierwszych kroków w tej dyscyplinie aż do seniora. Wraz z żoną zajmujemy się tym na co dzień. Przekazujemy doświadczenie, które zebraliśmy podczas kariery sportowej, ale też z ostatnich latach, gdy pracujmy już w roli trenerów młodzieżowych.
Jest zainteresowanie treningami z Andrzejem Plutą?
Tak. Mamy stałych zawodników, dochodzą też nowi gracze. Pracujemy siedem dni w tygodniu, także w dni świąteczne. Im więcej wolnego, tym więcej treningów, bo wtedy wszyscy chcą przyjeżdżać. Dzieci i młodzież mają wolne od szkoły i chcą poprawiać udoskonalać swoją grę, poprawiać umiejętności. Są sesje indywidualne, a w niedzielę treningi grupowe. Latem i zimą organizujemy też campy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niewiarygodna wymiana! Wybiegł poza kort, wrócił i... Zobacz koniecznie
Które elementy w pracy z młodzieżą są kluczowe?
W młodym wieku nie jest ważne to, kto ile zdobywa punktów. Ważniejsze są inne aspekty: miłość i podejście do koszykówki i etyka do pracy. U nas w klubach widzę pewien problem. Grają ci, którzy zdobywają punkty, a ci, którzy mają z tym problem są odsuwani na dalszy plan.
Z czego to wynika?
W Polsce są talenty, ale mam wrażenie, że jest ogromny problem z mentalnością. Przez lata dostrzegłem taką tendencję, że zawodnicy, którzy zdobywają sporo punktów, są uczeni tego, by tylko grać, a nie trenować. To nie jest dobry pomysł, bo to szybko odbije się w przyszłości. W małych klubach są zawodnicy, którzy zdobywają po 30-40 punktów, później przychodzą do lepszych zespołów i giną, bo tam takich graczy jest 4-5, a nie są nauczeni rywalizacji i walki. Teraz jest dużo koszykarzy, którzy w tym momencie nie są najlepsi, ale mają chęć pracy, poprawiania swoich umiejętności. Mają takie podejście, że każdy trening jest jak mecz. To ich napędza. Powtarzam: ten, który ma talent do pracy, ten ma przyszłość.
Pan jest tego przykładem?
Jak najbardziej. Ja przecież nigdy nie grałem w młodzieżowych reprezentacjach Polski, a miałem kolegów, którzy byli na tych pozycjach, a później role się zamieniły, bo nie zrobili za dużo w seniorach. Ważne jest, żeby w młodym wieku pracować i jeszcze raz pracować. Gra to jest dodatek. Powtarzamy naszym podopiecznym: "pracujcie, rozwijajcie się, a gra jest tylko dodatkiem".
Seniorzy też się do pana zgłaszają?
Dwa lata temu był u mnie Łukasz Wiśniewski. Dzwonił też Krzysztof Sulima, ale przez pandemię koronawirusa nie udało nam wspólnie popracować. Mieliśmy niedawno 17-letniego chłopaka z Bayernu Monachium, który przyjechał na kilka sesji treningowych. Pojawiają się telefony. Jeśli jest możliwość, to chętnie pomogę, także seniorom. Czego młodzi adepci koszykówki nauczą się na treningach z Andrzejem Plutą? Treningi indywidualne są dodatkiem do tego, co dzieje się na co dzień w klubie. Zawodnicy przychodząc do Andrzeja Pluty na treningi podszkolą swoje umiejętności, mogą skorzystać z mojego doświadczenia. Nabierają pewności siebie. Pracujemy też nad mentalnością. Mówimy dzieciom: "nie załamujcie się, pracujcie i idźcie zawsze do przodu". Uczymy tego odpowiedniego podejścia do koszykówki, dyscypliny, etyki pracy. Jeśli dzieci pracują z nami regularnie, to nabywają tych niezbędnych cech, poza tym poprawiają kondycję, szybkość, technikę kozłowania i rzutu.
Z niektórymi pracujemy już 3-4 sezon i proszę mi wierzyć, że gdy widzę postępy, rozwój, to moje serce się raduje. Widzę, że poprzez moją wiedzę, mogłem komuś pomóc, nauczyć czegoś. Rodzice przysyłają nam bardzo miłe sms-y, że mamy wpływ na rozwój ich dziecka.
Warto odnotować, że nasi adepci - jedna dziewczyna i chłopak - wyjechali już za granicę. Mają już tam kontrakty. Inni też pozmieniali kluby w Polsce, przechodzą na wyższy poziom. To pokazuje, że warto pracować i w siebie inwestować. Nie ma innej drogi do rozwoju.
Pamiętam taki przykład, że przyszedł zawodnik na podstawowym poziomie, a po kilkunastu miesiącach zrobił tak ogromny postęp, że przeskoczył do poziomu reprezentacyjnego. Przez rok bardzo porządnie pracował, przychodził trzy razy w tygodniu na treningi. To ponad 120 jednostek treningowych w roku, do tego campy zimą i latem.
Jakim trenerem jest Andrzej Pluta? Bardzo wymagającym. Kiedyś w żartach mówiłem, że jeśli będę trenerem, to będę wymagał jeszcze więcej niż od samego siebie. Uważam, że jeśli ktoś będzie pracował tak jak my mu to zaproponujemy, to jestem pewien, że zrobi progres i będzie się odpowiednio rozwijał.
Mamy kontakt z każdym zawodnikiem. Śledzimy to, jak radzą sobie w klubach. To nie jest tak, że dziecko przyjdzie na trening, a później w ogóle się nim nie interesujemy. To nie miałoby sensu, bo nie wiedzielibyśmy, które elementy wymagają poprawy. Każdego zawodnika traktujemy jak nasze dziecko.
Czemu akurat praca z młodzieżą? Pytam, bo wielu pana kolegów pracuje w seniorskiej koszykówce. Kilku nawet prowadzi zespoły w Energa Basket Lidze. Nie kusiło pana?
Nie kusiło mnie, bo od zawsze widziałem siebie w koszykówce młodzieżowej.
Kiedyś marzył pan o wielkiej akademii koszykarskiej. Co stało się z tym projektem?
Nie ukrywam, że wraz z żoną mieliśmy wielkie plany utworzenia takiej "fabryki talentów". W 2011 roku udało się nam założyć akademię. Mieliśmy swój wymarzony klub do rozwijania koszykarskich talentów, ale niestety projekt upadł po 10 miesiącach. Nie udźwignęliśmy tego finansowo. Koszty nas "zjadły" i trzeba było stowarzyszenie zamknąć.
I wtedy wrócił pan do seniorskiej koszykówki. Praca w Anwilu Włocławek.
Tak, zostałem asystentem pierwszego trenera, ale ten etap nie trwał długo. Później, od 2014 roku wróciłem do pracy z młodzieżą. To był super krok. Nie ukrywam, że ta praca daje mi wiele radości. Widzę, jak moi podopieczni poprawiają swoje umiejętności, rozwijają się i przechodzą na inny poziom.
W 2014 roku zdecydował się pan na tak odważny krok, czyli porzucenie domu i wyjazd z całą rodziną za granicę. Hiszpania była dobrą decyzją?
Znakomita decyzja. Nigdy nie będziemy żałować tego kroku. To był nasz priorytet. Dzieci mogły się rozwijać koszykarsko i życiowo. W tamtym momencie nasi synowie byli liderami zespołów w TKM Włocławek. Wcześniej dwa razy byliśmy w Wilnie w szkółce Sarunasa Marciulonisa. Mogę zdradzić, że Sarunas pytał nas, jakie mamy plany wobec Andrzeja, zauważył u niego talent. A my marzyliśmy, by móc posłać go do takiej szkoły jak Sarunasa. Zdecydowaliśmy się na Hiszpanię. Zależało nam na tym, by Hiszpanie zrobili z naszych dzieci Hiszpanów w koszykarskim sensie.
Tak też się stało?
Tak. Przez sześć lat zrobili gigantyczny progres w kontekście stylu gry, rozumienia koszykówki, przygotowania motorycznego i kondycyjnego. To było doświadczenie, które zostanie w ich głowach na całe życie. Andrzej ma 20 lat, a już ma za sobą trzy sezony na poziomie seniorskim. Grał w lidze LEB Oro (zaplecze ligi ACB - najlepszej w Europie - przy. red.), która stoi na poziomie PLK albo może nawet wyżej.
Pan - jako trener - też się sporo nauczył w Hiszpanii?
Tak, wraz z żoną mogliśmy nauczyć się hiszpańskiej koszykówki od podszewki. Podpatrywaliśmy ją, gdy chodziliśmy na różne szkolenia. W Sewilli dostałem szansę bycia jednym z asystentów w roczniku U-14. To było ogromne doświadczenie. Zajęliśmy wtedy 7. miejsce na mistrzostwach Hiszpanii, 7. miejsce także w Pucharze Króla.
Pamiętam, że gdy pracowałem w Sewilli, to zadzwonił do mnie jeden z dziennikarzy i zapytał mnie: "co tam u pana słychać?" Odpowiedziałem, że teraz zajmuje się koszykówką młodzieżową i pracuję jako asystent w zespole U-14. A on wtedy z dużym zdziwieniem odparł: "jak to możliwe, że Andrzej Pluta jest asystentem w młodzikach?"
Prawda jest taka, że w Polsce z młodzieżą pracują tylko ci, którzy są "be" i na aucie. Uznaje się tylko takich trenerów, którzy pracują w ekstraklasie. A to jest kompletna bzdura. Ja po 20 latach kariery - idąc w stronę koszykówki młodzieżowej - nadal się doszkalam, polepszam swoje umiejętności.
Czemu przygoda synów z Hiszpanią dobiegła końca?
Koronawirus... Niestety pandemia pokrzyżowała plany synów: Andrzeja i Michała. Należy pamiętać, że w Hiszpanii sytuacja z COVID-em była bardzo poważna. Andrzej, po zakończeniu sezonu w marcu, praktycznie przez trzy miesiące siedział w mieszkaniu. Michał, w tamtym momencie, przyleciał ostatnim samolotem do Polski, tuż przed zamknięciem granic. Później miał być tylko dwa tygodnie w domu i wrócić do Hiszpanii, ale życie napisało swój scenariusz. Michałowi też skończył się wiek juniora w Hiszpanii i kontrakt w klubie. Tam nie otrzymał żadnej propozycji i wrócił do Polski na stałe. Jest w Arce Gdynia. Trafił do świetnego miejsca. Może tam grać w zespole młodzieżowym i II-ligowym, ale też trenować z seniorami. Korzysta z doświadczenia i wiedzy trenerów. To jest ogromna wartość.
Andrzej trafił do Anwilu Włocławek. Jak do tego doszło? Jakie były okoliczności transferu?
Mogę zdradzić, że pierwsza propozycja pojawiła się ze strony MKS-u Dąbrowa Górnicza. Później jednak klub się wycofał, ale szybko pojawiła się oferta z Włocławka. Pierwszą rozmowę odbyłem z prezesem Lewandowskim, jeszcze gdy klub nie miał zakontraktowanego trenera. Powiedziałem mu wtedy: "jak będzie trener, to możemy rozmawiać". Bo Andrzej w zeszłym sezonie - na poziomie LEB Oro - grał średnio 14 minut i to w dobrym zespole. Trener Mihevc w trakcie rozmowy zaznaczył, że poprzez ciężką pracę będzie dostawał swoje szanse. Nam właśnie na tym zależało, by minuty otrzymywał dzięki ciężkiej pracy na treningach.
I jak pan ocenia sytuację syna w Anwilu? Raz gra, później go nie ma. Wielu mówi: "ma trudną sytuację w klubie". Pan się z tym zgadza?
Powiem tak: Andrzej dostał szansę i ją wykorzystał. Grał bardzo przyzwoicie w okresie przygotowawczym, później także dobrze w Szczecinie, by w następnym meczu w ogóle nie wyjść na boisko. Następnie dostał szansę z Zastalem, zagrał dobrze i w kolejnych dwóch meczach łącznie otrzymał siedem minut. To mi coś tutaj nie gra.
Jak pan na to patrzy?
Szczerze? Nie ma w ogóle planu na wprowadzenie młodego zawodnika. A o tym właśnie rozmawialiśmy przed sezonem z klubem. Planem jest wprowadzenie w drugiej, trzeciej kwarcie, zwłaszcza, że Andrzej jest przygotowanym zawodnikiem do gry w seniorach na 10-15 minut. On już to udowodnił. W tej sytuacji, która jest w klubie, to moim zdaniem Andrzej powinien otrzymywać regularne minuty. Uważam, że mógłby pomóc zespołowi, który jest w dużym dołku.
Z czego wynika fakt, że polskie kluby rzadko decydują się na młodych zawodników?
Brakuje odwagi i planu. Przecież młody zawodnik w 2.,3., czy 4. minucie pierwszej kwarty nie zepsuje meczu. Proszę mi wierzyć, że Andrzeja Pluty nie byłoby, gdyby nie trenerzy, którzy mi zaufali i umiejętnie wprowadzali na boisko. Podobnie było z Maćkiem Zielińskim, śp. Adamem Wójcikiem czy Mariuszem Bacikiem. Byli szkoleniowcy, którzy rozsądnie nas wprowadzali, pozwalali popełniać błędy. Był plan. Teraz tego planu nie ma. U nas często 20-latka traktuje się jako zawodnika, który ma pomóc na treningach, podawać piłki, czy nosić ręczniki. W całej Europie jest inaczej. 20-letni koszykarz ma grać, pomagać zespołowi w meczach.
Zobacz także: EBL. Prezes PGE Spójni o rozstaniu z Winnickim, zmianach w składzie i zatrudnieniu Mihevca [WYWIAD] EBL. Anwil Włocławek. Nowy trener, stare problemy EBL. Michał Kolenda mówi o propozycji z Zastalu, kosmicznym procencie i wycieczkach do trenera [WYWIAD] EBL. Był blisko Kinga, zagra we Włocławku. Rotnei Clarke: Kontrakt w Anwilu to duża szansa [WYWIAD]