- Po konsultacjach ze sztabem szkoleniowym, naszym kapitanem Michałem Chylińskim oraz kilkoma osobami, które poprosiliśmy o komentarz, uznaliśmy, że nie złożymy oficjalnego protestu - stwierdził Bartłomiej Dzedzej, prezes Enea Astorii Bydgoszcz, który w niedzielny wieczór był obecny na meczu swojego klubu z Pszczółką Startem w Lublinie. Przypomnijmy, że goście ulegli po dogrywce 101:107, choć na dosłownie parę sekund przed końcem prowadzili 90:85. Wtedy zaczęły się dziać cuda.
To, co jednak dla gospodarzy oznaczało ów cud, dla ekipy przyjezdnej było koszmarem. Corey Sanders, który przy wyniku 85:90 sfaulował Kamila Łączyńskiego, został ukarany faulem niesportowym. Na dodatek uznano, że popełnił przewinienie na graczu w pozycji rzutowej, stąd rozgrywający lublinian aż trzykrotnie stanął na linii osobistych, ale nie wykorzystał wszystkich szans na punkty (2/3).
Później był - już sportowy - faul Marcina Nowakowskiego, następnie znów jego przewinienie, ale już na ponownie rzucającym z dystansu "Łączce", a finalnie dobitka Josha Sharmy ze spóźnionym zegarem, która dała miejscowym dogrywkę. Tu jednak wydaje się, że cała akcja trwała około 1,5 sekundy (do końca meczu pozostawało 1,9 sek.), więc nawet właściwe uruchomienie zegara sprawiłoby, że podkoszowy jak najbardziej zmieściłby się w czasie. Całościowo jednak ostatnim sekundom towarzyszyło sporo znaków zapytania.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: LeBron James trenuje z córką
Kilka decyzji w samej końcówce było bowiem kontrowersyjnych i niekonsekwentnych. Bo skoro Sanders za przerwanie akcji Łączyńskiego został ukarany przewinieniem niesportowym, to dlaczego nie stało się tak samo kilkadziesiąt sekund wcześniej, gdy przy linii bocznej jedynkę Enea Astorii faulował Sherron Dorsey-Walker, którego zamiarem nie było odebranie piłki, tylko przerwanie akcji?
I tak samo po drugiej stronie, gdy Nowakowski po wznowieniu gry przez Pszczółkę Start na 4 sekundy przed końcem od razu faulował gracza gospodarzy. To również był intencyjny faul w końcówce, co wg nowych przepisów powinno skutkować faulem niesportowym. To, co więc najbardziej kłuło w oczy, to wspomniany już brak konsekwencji trójki sędziowskiej.
Prezes Enea Astorii stwierdził jednak, że pomimo braku protestu, chciałby otrzymać od Polskiej Ligi Koszykówki kilka odpowiedzi. - Jak mówiłem wcześniej, nie złożyliśmy oficjalnego protestu pomeczowego, jednak w związku z tym, iż w ocenie wielu osób końcówka spotkania budzi sporo wątpliwości, poprosimy PLK o dokładną analizę ostatnich sekund naszego meczu z Pszczółką Startem Lublin - zaznaczył Dzedzej. Jednocześnie przyznał, że jest bardzo dumny z drużyny.
- Sztab szkoleniowy i zawodnicy wykonali kawał solidnej pracy. Nie mogę być z nich bardziej dumny, bowiem zrobili wszystko, aby ten pojedynek wygrać, a na parkiecie zostawili naprawdę sporo zdrowia i tyle samo serca. Pokazali olbrzymią wolę walki i pomimo osłabień, byli bardzo bliscy sprawienia niespodzianki, bo tak byłoby, gdyby pokonali wyżej notowanego rywala na jego terenie - skomentował sternik Enea Astorii.
Tym samym, abstrahując od podejmowanych na koniec czwartej kwarty decyzji sędziów, sport po raz kolejny okazał się bardzo nieprzewidywalny i jednym podarował łzy szczęścia, gdy w teorii mogli już być pogodzeni z porażką, drugim z kolei łzy goryczy, bo od wygranej dzieliły ich raptem sekundy. Jak się jednak okazało - bardzo długie. Pszczółka Start wygrała ostatecznie po dogrywce 107:101.
Czytaj także:
Kluby NBA otrzymały protokół bezpieczeństwa przed sezonem. Szereg obostrzeń dla graczy >>
EBL.Oficjalnie: Łukasz Majewski nie jest już trenerem Arged BMSlam Stali >>