Informacja o rozstaniu Anwilu Włocławek z Walerijem Lichodiejem spadła we wtorkowy poranek jak grom z jasnego nieba. Co prawda Rosjanin zawodził, nie spisywał się najlepiej, ale wydawało się, że zawodnik, który był kapitanem zespołu dogra sezon we Włocławku do samego końca. Obecność 7 obcokrajowców w składzie zmusiła jednak sztab szkoleniowy i władze Anwilu do działania. Dano Rosjaninowi wolną rękę w poszukiwaniu nowego pracodawcy. Jego agent Obrad Fimić szybko znalazł mu klub, i to w Energa Basket Lidze. Koszykarz podpisał umowę z Legią Warszawa.
- Już wcześniej sygnalizowałem, że po mądrze zaplanowanym sezonie i sprzedaży Bibbinsa do Francji mamy w klubie wolne środki do wykorzystania. Prezes Jankowski powiedział, że mogę zacząć rozglądać się na rynku. Nie ukrywam, że byliśmy cierpliwi, czekaliśmy na najlepszą okazję. I taka też się pojawiła... Dostaliśmy sygnał od agenta, że być może będzie możliwość jego zatrudnienia. A później sprawa potoczyła się błyskawicznie - mówi nam Wojciech Kamiński, trener Legii.
Dlaczego Lichodiej? Był mocno krytykowany
Rosjanin przeniósł się do zespołu, który jest znacznie wyżej w ligowej tabeli i ma już zagwarantowaną grę w fazie play-off (Anwil ma minimalne szanse). Trenera Kamińskiego pytamy o powody zatrudnienia Lichodieja, który za swoje występy w Anwilu był mocno krytykowany. Koszykarz nie był najlepiej przygotowany do gry pod względem fizycznym, na co - według źródeł - wpływ miały problemy ze zdrowiem. Lichodiej chciał, starał się, ale - jak mówi wielu naszych rozmówców - po prostu nie mógł. Co na trener Legii?
ZOBACZ WIDEO: Piłka ręczna. Morawski nie ma wątpliwości. "Żeby być na szczycie trzeba co kilka dni grać mecze z mocnymi rywalami"
- Nie chcę tego komentować. Na dobrą sprawę nikt oficjalnie na ten temat się nie wypowiedział. Oglądałem większość występów Lichodieja w Anwilu. Można się czepiać jednej czy drugiej rzeczy, ale generalnie zauważyłem, że walczył, starał się. Należy zwrócić uwagę na fakt, że zespół wyglądał słabo. A jak całość nie funkcjonuje, to i pojedyncze jednostki nie prezentują najlepiej. Ja go wziąłem do drużyny, bo może nam dać to, czego potrzebujemy - odpowiada.
Czego Legia potrzebuje? - dopytuje.
- Potrzebujemy "czwórki", która nam rozciągnie grę w ataku. I na to możemy liczyć. Ma nam dać spokój w obronie, dobre ustawienie i zastawienie. Potrzebujemy też jego doświadczenia, które jest nieocenione w play-off. Liczę na jego mądrość i boiskowe cwaniactwo. U nas jest wielu zawodników, którzy tego doświadczenia jeszcze nie mają, więc obecność takiego gracza jak Lichodiej na pewno im pomoże. Szczerze? Ja go nawet chętnie posłucham, gdy będzie miał coś do powiedzenia - przyznaje.
Tutaj przerywam trenerowi Legii i mówię: O proszę. Rzadko trenerzy o tym otwarcie mówią.
- Możemy uczyć się od każdego. Nie mam monopolu na wiedzę i pomysły. Warto spojrzeć na jego CV. Grał w wielu uznanych klubach, w których byli świetni zawodnicy i trenerzy. Wiele widział i wie, jak zdobywać mistrzostwo Polski, zdobył to trofeum z Anwilem. Myślę, że wsparcie Walerija będzie z korzyścią dla drużyny, szczególnie, że dwa lata temu grał w systemie trenera Igora Milicicia, przy obronie "każdy swego" grali wtedy bardzo podobnie do tego, jak my teraz. Myślę, że łatwo wdroży się w nasz system gry - ocenia Kamiński.
Był temat Reynoldsa
- Na pewno nie jest to sztuka dla sztuki. Ten ruch po to, by być mocniejszym zespołem - dorzuca trener Legii, który w ostatnich kilkunastu dniach przejrzał sporo kandydatur zawodników. Z naszych źródeł wiemy, że trwały też rozmowy na linii Legia-Enea Zastal BC ws. transferu Amerykanina Blake'a Reynoldsa. Kamiński mówi, że brakowało konkretów, a Legia też już nie chciała dłużej czekać na rozwój wydarzeń. Zwłaszcza, że pojawiła się oferta Lichodieja.
- Była rozmowa z agentem Reynoldsa. Usłyszeliśmy, że być może zawodnik będzie niedługo wolny, ale sprawa się przeciągała i nie chcieliśmy już dłużej czekać. Ostatecznie Reynolds nadal jest zawodnikiem Zastalu i wydaje mi się, że w klubie chyba nie do końca były chęci, żeby go zwalniać i puszczać do innego zespołu. Poza tym uważam, że Lichodiej jest lepszym zawodnikiem od Reynoldsa - mówi wprost.
To trzeci ruch Legii w trakcie trwania rozgrywek. Wcześniej pozyskano Nickolasa Neala i Lestera Medforda, teraz do zespołu dołączył Lichodiej. Łączy ich jedno - wszyscy rozpoczęli rozgrywki w klubach Energa Basket Ligi i do Warszawy mieli zaledwie... około 100-150 kilometrów do pokonania. Ten pierwszy grał w Radomiu, drugi w Lublinie, a Rosjanin we Włocławku. To świadome działanie ze strony Legii. Kamiński chce mieć zawodników gotowych do gry i walki od zaraz.
- To jest bardzo świadome działanie z naszej strony. Proszę zobaczyć, że parę klubów przekonało się o tym, że zawodnicy przyjeżdżający po bardzo długiej przerwie są nieprzygotowani do gry, trzeba na nich czekać. Poza tym załatwienie transferu z klubu do klubu, w tej samej lidze jest dużo łatwiejsze, zwłaszcza w tych czasach - tłumaczy trener Legii Warszawa.
Czarodziejska różdżka
Ostatnio o Kamińskim mówi się jako trenerskim czarodzieju, który za pomocą różdżki wydobywa ukryte talenty z zawodników. Najlepszy przykład to Lester Medford, który w Lublinie nie umiał się kompletnie odnaleźć, tymczasem w Warszawie wyrasta na jedną z gwiazd Energa Basket Ligi. W dwóch ostatnich meczach Amerykanin zdobył łącznie 62 punkty. Powoli w stolicy zapominają o Justinie Bibbinsie, który za duże pieniądze trafił do ligi francuskiej. W Legii bardzo dobrze grają też Jamel Morris, Grzegorz Kulka czy Jakub Karolak.
- Tak czasami jest w tym zawodzie. Czasami idzie dobrze, trafia się z transferami, ale warto docenić, że za tym stoi cały sztab ludzi, a nie tylko Wojciech Kamiński. Mam na myśli mojego asystenta, trenera od przygotowania motorycznego i sztab medyczny. Ten sezon jest dla nas udany. Bo nawet jak ktoś odchodzi, to w ich miejsce przyszli nowi zawodnicy i też grają bardzo przyzwoicie. Przez tych 20 lat mojej pracy w roli trenera przewinęło się kilkunastu zawodników, którzy byli zapomniani i zostali "odgrzebani" albo byli młodzi i potrzebowali szansy i minut - wyjaśnia Kamiński.
- Kevin Punter - takie nazwisko przychodzi mi jako pierwsze do głowy. Z nim Kamiński pracował w Radomiu, teraz koszykarz z powodzeniem gra w Eurolidze.
O, to jest dobry przykład - uśmiecha się Kamiński i po chwili dodaje: Kevin przed przyjściem do Radomia zmienił w jednym sezonie dwa kluby. I wszędzie był... przeciętny. Nie chcieli go w Belgii. Był anonimowy w Europie, a dzięki występom w Rosie - i oczywiście swojej pracy - gra teraz w Eurolidze. Cieszę się, że dołożyliśmy cegiełkę do jego rozwoju.
Kamiński kontynuuje swoją wypowiedź: Kolejny przykład to Ben McCauley. Nikt już nie pamięta, że to był zawodnik, który w Polsce swoją karierę zaczynał w Polpharmie. Ściągaliśmy go razem z prezesem Olszewskim. Miał wcześniej problemy i postanowiliśmy dać mu szansę. Myślę, że z perspektywy czasu był to strzał w dziesiątkę. Byli też inni gracze: Miller, Hill...
Teraz w Warszawie wszyscy liczą na to, że Legia - z doświadczonym Lichodiejem w składzie - powalczy o udział w strefie medalowej i tym samym, nawiąże do wielkich sukcesów z lat 50. i 60. XX wieku.
Zobacz także:
"Zespół muzyczny", "pracuś" i "bonus od JJ", czyli jak Zastal pokonał wielkie CSKA
Marcin Gortat: Takich momentów się nie zapomina. Aż mnie zmroziło [WYWIAD]
Wojciech Kamiński: 6-7 drużyn po cichu myśli o finale. Legia też [WYWIAD]
Chase Simon, była gwiazda PLK: Tęsknię za Polską. Chciałbym zagrać dla Milicicia [WYWIAD]