Pocałunek obręczy w finale konkursu wsadów. Anfernee Simons spełnił marzenia

Getty Images / BUTCH DILL / Na zdjęciu: Anfernee Simons
Getty Images / BUTCH DILL / Na zdjęciu: Anfernee Simons

Anfernee Simons był bliski pocałowania obręczy przy swoim finałowym wsadzie, a jury doceniło jego wysiłek i kreatywność.

W tym artykule dowiesz się o:

To był inny konkurs wsadów, niż wszystkie pozostałe od 1984 roku. Pandemia COVID-19 i brak kibiców w hali zmusił komisarza ligi Adama Silvera do zmiany formatu. Tym razem Slam Dunk Contest miał trzech uczestników i odbył się w przerwie Meczu Gwiazd.

Wzięło w nim udział dwóch zawodników debiutujących w NBA, Cassius Stanley (Pacers) i Obie Toppin (Knicks), a także posiadający trzyletni staż reprezentant Portland Trail Blazers, Anfernee Simons. Spekulowano, że to Stanley i Toppin rozstrzygną między sobą zwycięstwo w tym konkursie, ale Simons nie odpuścił.

21-lalek, mierzący 193 centymetry wzrostu spisał się świetnie. Gracz Blazers od razu udowodnił, że potrafi wysoko skakać i popisał się kreatywnością, bo w pierwszej próbie ściągnął piłkę z przymocowanego nad obręczą mini kosza. Simons przy swoim drugim podejściu założył jego koszulkę i nawiązał do wsadu Tracy'ego McGrady'ego z 2010 roku.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: rajskie wakacje seksownej tenisistki

Obi Toppin w drugiej próbie pierwszej rundy wykonał ciekawy wsad, przeskakując nad kolegą z New York Knicks Juliusem Randle i swoim ojcem, Obie Toppinem Seniorem. Otrzymał 46 punktów i awansował do finału.

Tam jury, w którego skład wchodzili Dominique Wilkins, Dee Brown, Jason Richardson, Josh Smith i Spud Webb, nie przyznawało już ocen, ale wyłoniło zwycięzcę, bazując na ostatnich próbach, które mieli do wykonania finaliści. Zdaniem legend lepszy był Anfernee Simons! Gracz zespołu z Portland przed tym, jak wsadził piłkę do kosza, prawie pocałował obręcz. To zapewniło mu triumf.

- To zdecydowanie spełnienie moich marzeń - powiedział po konkursie wsadów Simons. - Kiedy dorastałem, oglądałem co roku wiele tych konkursów i to było dla mnie jedno z najważniejszych, o ile nie najważniejsze wydarzenie Weekendu Gwiazd. To, że miałem szansę brać w tym udział i zwyciężyć jest dla mnie surrealistyczne - dodawał przejęty rozgrywający Blazers.

Niedosyt pozostawia występ Stanley. Być może jest on jednym z najlepiej wsadzających piłkę do kosza zawodników w NBA i było widać, że ma potencjał, ale go nie wykorzystał. 21-latek nie awansował nawet do finału. Pierwsza próba była efektowna, ale nie porwała jury. W drugiej na początku nie wychodziło mu to, co planował i zdecydował się wykonać mniej skomplikowany wsad, za co dostał zaledwie 37 punktów i zakończył swój udział.

Czytaj także: Kolejny wielki gest gwiazdora Philadelphia 76ers. Wspomoże trzy ośrodki dla bezdomnych
Wielki dramat Greka w Zastalu! Czy klub zrobi transfer?!

Komentarze (0)