Atrakcyjny kierunek klubów PLK. Nawet najlepsi z niego korzystali

WP SportoweFakty / Rafał Sobierański / Na zdjęciu: Jonah Mathews
WP SportoweFakty / Rafał Sobierański / Na zdjęciu: Jonah Mathews

Stal i Śląsk, czyli medaliści minionego sezonu, pozyskały zawodników z ligi szwedzkiej. Do tej pory gracze stamtąd byli rzadko na radarze klubów PLK. Sprawdzamy, dlaczego ten kierunek stał się taki atrakcyjny.

Okres transferowy w tym roku był wyjątkowy krótki z powodu decyzji władz PLK o przyspieszonym starcie rozgrywek. Energa Basket Liga - na tle innych lig europejskich - startuje wyjątkowo szybko. Dlatego trenerzy musieli latem uwijać się jak w ukropie, by zbudować jak najlepszy zespół.

Sęk w tym, że obcokrajowcy nie chcieli schodzić z pewnego pułapu finansowego w lipcu i tak szybko przyjeżdżać na przygotowania do nowego sezonu (niektórzy tłumaczyli się tym, że potrzebują odpoczynku i resetu po ostatnim).

Z racji szybko upływającego czasu i goniących terminów, kluby zaczęły patrzeć w stronę nowych kierunków, które do tej pory był rzadko na ich radarze. To m.in. Szwecja i Portugalia. Do Polski z tych krajów w letnim oknie transferowym trafiło odpowiednio 6 i 5 zawodników. My szerzej przyjrzeliśmy się Szwecji. To był kierunek, z którego korzystali nawet najlepsi w PLK: Arged BM Stal Ostrów Wielkopolski, WKS Śląsk Wrocław, Trefl Sopot czy Anwil Włocławek. Do Polski z tej ligi trafili drugi (Jonah Mathews 20,2 pkt) i trzeci (Marek Klassen 18,8 pkt - najlepszy rozgrywający) strzelec rozgrywek, dwaj najlepiej zbierający (Cyril Langevine - 11,9 zb) i Adam Ramstedt (10,5 zb - MVP finałów). Do tego Terry Larrier (trafił do Stali, ale kontrakt rozwiązano z powodów zdrowotnych) i DeAndre Davis.

ZOBACZ WIDEO: ME siatkarzy. Aleksander Śliwka o problemach reprezentacji Polski. "Zwycięstwo rodziło się w bólach"

Łatwiej zrobić tam statystyki

Nasi rozmówcy zgodnie podkreślają, że Szwecję - jako pierwszy kraj w Europie - często wybierają młodzi Amerykanie. Nie trafiają tam wcale za wielkie pieniądze, ale to nie finanse są najważniejsze. Chodzi o sprawdzenie swoich umiejętności na Starym Kontynencie. To świadomy wybór, który można nazwać "miękkim lądowaniem" w nowej rzeczywistości. Poza tym, co nie jest tajemnicą, takim graczom łatwiej jest nabić dobre statystyki, co może w przyszłości zaprocentować transferem do lepszej ligi i klubu.

- Szwecja jest świetna ligą pomostową pomiędzy tzw. "entry level" a średnim europejskim poziomem. Bywa tak, że agenci wolą wysłać amerykańskich pierwszoroczniaków właśnie tam, a nie np. do zespołu z dołu tabeli w Polsce ze względu na małą różnicę w pensji, przyzwoity profesjonalizm i relatywnie niski poziom rozgrywek, który ułatwia wyróżnienie się statystyczne - mówi nam skaut Ratiopharmu Ulm, Bronisław Wawrzyńczuk, który współpracuje także z Polskim Związkiem Koszykówki.

- Jaka jest liga szwedzka? Poziom jest ok, ale na pewno gorszy niż w Polsce. Co prawda nie ma tylu dobrych drużyn jak w Polsce, ale można tam rozwinąć swoje umiejętności. Lubiłem tam grać, ale uznałem, że czas rozpocząć nową przygodę w mocniejszej lidze - twierdzi DeAndre Davis, który latem - w miejsce Witalija Kowalenki - trafił do Trefla Sopot. - Podobał nam się jego profil. Szukaliśmy atletycznego gracza na tę pozycję - komentuje trener Marcin Stefański.

Jeden z agentów, który uczestniczył w transakcji polsko-szwedzkiej, mówi nam, że zawodnicy nie grają tam za wielkie pieniądze, dlatego kluby z Energa Basket Ligi będą coraz częściej zwracać uwagę na graczy z tamtego regionu. Za relatywnie niewielkie środki można pozyskać zawodnika, który w Polsce jest w stanie eksplodować i wypłynąć na szerokie wody. Tak miało być chociażby z Terrym Larrierem, ale jego przygoda ze "Stalówką" zakończyła się jeszcze przed rozpoczęciem sezonu. Amerykanin - co mówił w wywiadzie dla WP SportoweFakty - miał wielkie plany i oczekiwania. Nie wyszło z powodów zdrowotnych (więcej --> TUTAJ).

- Pierwsze co rzuca się w oczy, to fakt, że w Szwecji ląduje dużo zawodników prosto po uczelni. U nas kluby praktycznie od tego odeszły, a tak po jednym roku grania w Europie można już zdobyć więcej informacji, jak zawodnik odnajduje się w europejskim graniu, ale także jak funkcjonuje poza domem. Plus jest jeszcze taki, że tam zawodnicy zarabiają mało, więc praktycznie każdy klub w Polsce jest w stanie dać mu dużo większe pieniądze - podkreśla nasz rozmówca.

- Nie bez znaczenia jest też aspekt adaptacji kulturowej do Europy, która dla młodych graczy zza oceanu jest w Skandynawii bardzo łatwa. Na tym rynku podobną czy nawet jeszcze lepszą renomą cieszy się też liga fińska - zaznacza skaut Ratiopharmu Ulm.

Polska jako przystanek. Czerapowicz przykładem!

Zawodnicy po lidze szwedzkiej czy portugalskiej chętnie wybierają Polskę jako kolejny przystanek w karierze. Traktują Polskę jako pomost między Szwecją, a Francją czy Włochami. Jeśli sprawdzą się w warunkach Energa Basket Ligi, mają szansę zaistnieć w jeszcze mocniejszych ligach. Idealnym przykładem jest... Chris Czerapowicz, który w 2016 roku trafił do beniaminka Miasta Szkła Krosno ze szwedzkiego zespołu Sodertalje Kings. Dla trenera Michała Barana to był strzał w "dziesiątkę".

- Ligą szwedzką mało kto się wtedy interesował. Praktycznie w ogóle nie był penetrowany ten rynek. To spowodowało, że mieliśmy na niego szansę, bo nas nie było stać na zakontraktowanie graczy po ligach hiszpańskich, włoskich czy niemieckich. Musieliśmy skupić swoją uwagę na rozgrywkach pobocznych. Nie chcę mówić o kwotach, ale nikt za pewne by nie uwierzył za jakie pieniądze Chris Czerapowicz jest w Krośnie - wspomina po latach trener Baran, który jest teraz jest dyrektorem sportowym w Krośnie.

Czerapowicz w sezonie 2016/2017 był jedną z największych gwiazd Energa Basket Ligi. Średnio notował 17,7 punktu i 6,9 zbiórki na mecz. Na jego grę patrzyło się z wielką przyjemnością. Jego świetne występy zaowocowały transferem do mocniejszej ligi. W trakcie rozgrywek został sprzedany do hiszpańskiej MoraBanc Andorry.

Tam już tak dobrze mu się nie wiodło. Pełnił jedynie rolę zadaniowca (jedynie 4,9 punktu na mecz). Później grał w lidze VTB, a ostatnio znów w Hiszpanii. A warto dodać, że koszykarzem - po odejściu z Krosna - interesowały się inne polskie kluby - m.in. Asseco Arka Gdynia. Możliwe, że teraz... jego brat zagra w rozgrywkach PLK. Chodzi o Davida Czerapowicza. Jeśli FIBA zniesie Arce zakaz transferowy, Szwed ma zagrać w Gdyni.

- Często się tak zdarza, że nieźli zawodnicy na początku swojej kariery trafiają do takich lig jak Szwecja, Słowacja czy Portugalia. Transfer do Polski to dla takich zawodników duży krok do przodu. Jeśli ktoś się tutaj sprawdzi, to ma bilet do jeszcze lepszych lig. Następnym przystankiem mogą być Włochy czy Francja - przyznaje trener Marcin Stefański.

- Wybrałem Polskę, ponieważ wydawało mi się, że to świetna liga do tego, aby stać się lepszym koszykarzem. Jestem pewien, że jeśli sprawdzę się w tej lidze, może to mi otworzyć wiele drzwi do innych lig - nie ukrywa DeAndre Davis.

- Oczywiście w Szwecji zdarzają się też perełki, które wskakują od razu do klubów np. ligi włoskiej jak Gerry Blakes bądź Terry Larrier, który odmówił klubom w silnych ligach w tym serie A czy VTB ze względu na występy w BCL i mógł być jednym z objawień naszej ligi - dodaje Bronisław Wawrzyńczuk, który ma swoje wytłumaczenie na to, dlaczego tak dużo zawodników latem trafiło ze Szwecji do Polski.

- Mały wpływ na zaistniałą sytuacje mogło również mieć pojawienie się rozgrywek w programie "Instat", dzięki któremu każdy szkoleniowiec może "prześwietlić" gracza w kilkanaście minut bez konieczności oglądania wielu meczów, a wiadomo, iż zbyt duża część scoutingu spoczywa w Polsce na barkach trenerów, którzy mają na to mało czasu - komentuje.

Skaut Ratiopharmu Ulm wspomina także osobę Radosława Soji, który w przeszłości pracował w lidze szwedzkiej. Teraz pracuje jako I trener w zespole Miasta Szkła Krosno na zapleczu ekstraklasy. W minionych rozgrywkach pełnił rolę asystenta Alessandro Magro w MKS-ie Dąbrowa Górnicza.

- Radosław Soja pracował w lidze szwedzkiej i jest szanowanym asystentem w kręgach naszej ekstraklasy, więc pewnie nieraz służył radą kolegom po fachu i był w stanie zasięgnąć wiarygodnych informacji o graczach, co upewniało kluby w przekonaniu o podpisaniu kontraktu - podkreśla.

Nasi rozmówcy są też nieco zdziwieni faktem, że polskie kluby odeszły od kontraktowania zawodników tuż po ukończeniu uczelni w Stanach Zjednoczonych. Kiedyś był to bardzo popularny trend, osoby z kręgów PLK jeździły nawet do USA na Ligę Letnią, by z bliska przyjrzeć się potencjalnym kandydatom.

W tym roku na palcach jednej ręki można wyliczyć graczy tuż po uczelni - dwaj trafili do Anwilu: Alex Olesiński i Austin Davis (ten drugi już wyjechał). Być może pandemia wyhamowała ten trend, trenerzy wolą postawić na zawodników, którzy mieli już styczność z grą na Starym Kontynencie.

- Trenerzy uważają, że rookie to większe ryzyko, wolą wziąć gracza sprawdzonego w Europie. Nie rozumiem trochę takiego podejścia, bo przy odpowiednim researchu można mieć mega gracza za małe pieniądza z dużą jakością - mówi nam jeden z agentów.

 Kto trafił do PLK ze Szwecji:

ZawodnikKlub w PLK
Jonah Mathews Anwil Włocławek
DeAndre Davis Trefl Sopot
Cyril Langevine WKS Śląsk Wrocław
Marek Klassen Grupa Sierleccy Czarni Słupsk
Adam Ramstedt GTK Gliwice
Terry Larrier Arged BM Stal Ostrów Wielkopolski (kontrakt rozwiązany)

Zobacz także:
"Nie skaczemy do pustego basenu". Prezes beniaminka PLK: Nie zagramy na kredyt!
Arkadiusz Lewandowski, prezes Anwilu: Kryzys z całą pewnością jest już za nami
Marcin Woźniak: Nie palę za sobą mostów [WYWIAD]
Polska znów pionierem... Nie zazdroszczę trenerom. Będzie dużo zmian! [KOMENTARZ]

Komentarze (0)