Andrej Urlep - sprawiedliwy furiat. Ile zostało z jego magii?

Andrej Urlep znów w PLK! To szokujący powrót 64-letniego Słoweńca, który jest jedną z najbarwniejszych postaci ostatnich lat w polskiej koszykówce. Budzi skrajne emocje. W Śląsku liczą na jego magię. W zespole jest pożar do ugaszenia.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
Andrej Urlep WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: Andrej Urlep
"Witamy w domu" - tak przedstawiciele WKS-u Śląsk Wrocław poinformowali o powrocie 64-letniego Andreja Urlepa do klubu, w którym przed laty święcił wielkie triumfy. Ze Śląskiem jako trener zdobył pięć medali mistrzostw Polski, w tym aż cztery złote. Na ścianie w "Kosynierce" zawisła pamiątkowa tablica z nazwiskiem trenera i listą jego osiągnięć z wrocławską ekipą.

Dziennikarz Krzysztof Sendecki na Twitterze zauważył, że gdy Urlep po raz pierwszy zdobywał mistrzostwo Polski (1998), to internet dopiero raczkował, nie było serwisów: Youtube, Wikipedii, Facebooka, a litr benzyny... kosztował trzy złote!

Teraz Słoweniec znów wraca do Wrocławia, bo w drużynie jest wielki pożar i trzeba błyskawicznie zaprowadzić porządek. A Urlep jest znany z tego, że umie gasić nawet największe pożary. W Śląsku liczą na jego magię. Sęk w tym, że czasu na poprawę nie ma, bo już w czwartek zespół gra mecz w Szczecinie, a za osiem dni zainauguruje sezon w rozgrywkach EuroCup.

Stracił szatnię


Urlep we Wrocławiu zastąpi Petara Mijovicia. Mimo szumnych zapowiedzi przed sezonem, ten wybór okazał się wielką pomyłką. Czarnogórzec - przy pomocy ludzi z klubu - nie zbudował drużyny, która budziłaby postrach na boiskach PLK. Było wiele zastrzeżeń do koncepcji składu: brak mocnego rozgrywającego, lidera i środkowego.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tego byś się nie spodziewał po trenerze Roberta Lewandowskiego

Katastrofa! - tak najkrócej można opisać początek sezonu 2021/2022 w wykonaniu koszykarzy WKS-u Śląska Wrocław. 17-krotni mistrzowie Polski, którzy byli wymieniani jako jeden z kandydatów do mistrzostwa Polski, przegrali 5 z 7 meczów i znaleźli się pod ścianą. Wrocławianie z bilansem 2:5 są dopiero na 10. miejscu w lidze.

To fatalny wynik jak na możliwości i potencjał klubu. A warto dodać, że do zmiany trenera mogło dojść już... po czwartej kolejce. Wtedy Mijović uratował się jednak wygraną z Enea Astorią. Nie na długo. Porażka z Czarnymi Słupsk w kiepskim stylu była gwoździem do trumny. Takim wymownym obrazkiem był moment, gdy Mijović w trakcie meczu szarpie swojego podstawowego rozgrywającego Strahinję Jovanovicia. To był wyraz wielkiej frustracji Czarnogórca, który zdawał sobie sprawę, że wyniki zespołu były słabe, a styl - mówiąc delikatnie - też nie porywał. Śląsk był drużyną bez tożsamości.

"Stracił szatnię" - takie docierają do nas głosy ws. pracy Mijovicia we Wrocławiu. Widzieli to też szefowie Śląsku, którzy musieli zareagować, bo lada moment zaczynają się rozgrywki EuroCup, a trzeba też ratować sezon w PLK. Czarnogórzec - co budziło duże zaskoczenie - nie korzystał za bardzo z polskich zawodników. W jego drużynie nie pełnili wielkich ról. Byli na bocznym torze, mimo już wyrobionych nazwisk w PLK: Dziewa, Karolak, Kolenda. Młodzi gracze, których Śląsk ma w swoich szeregach, praktycznie w ogóle nie pojawiali się na parkiecie. A szkoda, bo wydaje się, że taki Szymon Tomczak ma papiery na grę w PLK. U Mijovicia w ogóle nie zafunkcjonował.

Nietuzinkowa postać


"El Furioso", "Gargamel" - Andrej Urlep podczas wieloletniej pracy na parkietach PLK dorobił się kilku pseudonimów. To barwna postać, która wzbudza wielkie emocje. Jedni wychwalają go pod niebiosa, drudzy krytykują, a nawet nienawidzą. Urlep jest znany z impulsywnego charakteru. Łapanie się za głowę, machanie rękoma, rzucanie bidonami czy tablicą do rysowania zagrywek - z tych zachowań wszyscy Słoweńca kojarzą.

Nikt jednak nie może deprecjonować jego licznych sukcesów w Polsce - Słoweniec jest pięciokrotnym zdobywcą mistrzostwa, dwa razy kończył rozgrywki PLK ze srebrnym medalem, a raz stanął na najniższym stopniu podium.

Urlep to legenda Śląska. To jego czwarty powrót do klubu, ale ten z pewnością można uznać za najbardziej niespodziewany i spektakularny. Wiele obserwatorów było w szoku, gdy usłyszało, że 64-latek znów zasiądzie na ławce "Trójkolorowych". Pojawiły się komentarze, że Urlep jest już wypalony. Umiejętności i wiedzy nikt mu oczywiście nie odbiera, ale podkreślano jednocześnie, że doświadczony szkoleniowiec dawno niczego nie wygrał (ponad 10 lat temu). Nasuwa się pytanie: czy "El Furioso" nadal to ma?

Z przeprowadzonych rozmów wynika, że Słoweniec nadal ma w sobie dużo pasji do tego zawodu. "To osoba, która cały czas interesuje się koszykówką. To jego wielka miłość w życiu. Myślę, że to nigdy się nie zmieni" - słyszymy. "Przed nim duże wyzwanie, ale on nigdy nie uciekał od odpowiedzialności. Myślę, że zespół zacznie grać lepiej" - dodaje kolejny rozmówca.

Zawodnicy, którzy z nim współpracowali, podkreślają, że treningi są u niego mordercze, ale 64-latek docenia ciężką pracę i zaangażowanie. Określenie "sprawiedliwy furiat" przewija się bardzo często w rozmowach. Urlep ma swoją wizję koszykówki. Trzyma się żelaznych zasad, z którymi gracza nie mogą dyskutować. 

- Nie ma znaczenia to, czy kogoś lubię, czy nie. Szanuję zawodników, którzy się poświęcają, ciężko pracują i dla których głównym celem jest zwycięstwo drużyny, a nie indywidualne osiągnięcia - tłumaczył Słoweniec w przeszłości.

- Urlep jest profesjonalistą, który uwielbia analizować najmniejsze detale. To co ja w nim ceniłem, to fakt, że był sprawiedliwym trenerem. Grali ci, którzy w danym momencie byli w lepszej formie - mówił mi wcześniej Kamil Łączyński, który pracował z Urlepem w AZS-ie Koszalin. Było to w sezonie 2011/2012, gdy Akademicy w ćwierćfinale byli o krok od wyeliminowania wielkiego Asseco Prokomu Gdynia. Przegrali po zaciętej walce 2:3.

- Andrej Urlep to świetny fachowiec i zarazem prawdziwa legenda PLK. Jak byłem młodszy, to z przyjemnością oglądałem drużyny, które prowadził.  Takich ludzi trzeba szanować. Urlep swoją pracą przez wiele lat zasłużył na duży respekt - komentował Marcin Kloziński, były trener m.in. Trefla Sopot.
Urlep i Adamek - ten duet poprowadzi Śląsk Wrocław Urlep i Adamek - ten duet poprowadzi Śląsk Wrocław

Nieudany okres w Zielonej Górze

W polskiej lidze Urlep prowadził także Turów Zgorzelec, AZS Koszalin, Energa Czarnych Słupsk, a w 2017 roku przejął - po Arturze Gronku - drużynę Stelmetu Zielona Góra, która potrzebowała wtedy mocnego wstrząsu. I to Urlep początkowo dał, bo zespół momentalnie wskoczył na wyższy poziom, zachwycał w PLK i w Basketball Champions League. Mówiono nawet o... "miesiącu miodowym".

Kryzys przyszedł po 2-3 miesiącach. Drużyna przeplatała dobre mecze ze słabymi występami, po których spadała na nią lawina krytyki. Dostawało się też Urlepowi, któremu zarzucano m.in. brak wykorzystania potencjału poszczególnych zawodników i - o dziwo - fatalną grę zespołu w defensywie (z tego był wcześniej znany, mówiono nawet, że zrewolucjonizował polską koszykówkę pod tym względem).

Słabo wyglądała także komunikacja Słoweńca z zawodnikami, którzy często kwestionowali jego decyzje. Niektórzy machali rękoma, inni kiwali głowami z niezadowolenia. Kiedyś za czasów wielkiego Śląska czy Anwilu było to nie do pomyślenia.

"Urlep potrafi obudzić drużynę, wyprowadzić ją z marazmu, ale na dłuższy okres jest trudny do współpracy" - mówi nam jedna z osób z koszykarskiego środowiska.

Warto dodać, że Słoweniec w szokujący sposób pożegnał się z zielonogórskim klubem. Urlep zrezygnował z posady po... pierwszym meczu o brąz, który Zastal przegrał z Polskim Cukrem 95:117. Zrobił to, bo nie miał już wpływu na drużynę, która rozegrała najsłabsze zawody w sezonie. Słoweniec nie pożegnał się z koszykarzami. Podobno na to nie zasłużyli. Miał już ich dość.

- Trener nikogo nie oskarżał, wziął winę na siebie. Sporo zyskał w moich oczach, bo niewielu zdecydowałoby się na taki krok - tłumaczył później Janusz Jasiński, właściciel zielonogórskiego klubu.

Następnie Urlep wrócił na Litwę. Pracował w BC Dżukija Olita. Po jednym sezonie, w którym dotarł z drużyną do ćwierćfinału (tam współpracował z Turkiem Keremem Kanterem), zdecydował się na egzotyczną przygodę. Wyjechał do Tajlandii. Tam - wspólnie z Andrzejem Adamkiem - aż do wybuchu pandemii covid-19 prowadził ekipę Mono Vampire.

Przed Urlepem duże wyzwanie. W Śląsku jest sporo pracy do zrobienia. Brakuje wyników, styl gry nie przekonuje, a i atmosfera w zespole też nie jest najlepsza. We Wrocławiu liczą na to, że Słoweniec szybko zaprowadzi porządek w drużynie, a ta - pod wpływem jego metod - nabierze tożsamości i zacznie grać uporządkowaną koszykówkę. Czy tak będzie?



Zobacz także: Łukasz Kolenda: Bardzo mały margines błędu. Ale to dobrze! [WYWIAD] "Anwil gra teraz najlepiej" - mówią eksperci. Ten gracz robi wielkie wrażenie! Amerykanin wychwala polskiego trenera. Mówi, że Anwil to zespół wojowników! "Kadra Taylora doszła do ściany". Ekspert mówi, czego oczekuje od Milicicia
Czy Andrej Urlep zaprowadzi porządek w WKS-ie Śląsku Wrocław?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×