Gospodarze sporo zmienili po klęsce w Gliwicach (70:110). Od zespołu został odsunięty Jacobi Boykins. Trener na gorąco po kolejnym spotkaniu nie chciał wypowiadać się na temat przyszłości amerykańskiego koszykarza. To nie jedyna zmiana. Z pierwszej piątki wypadł najlepszy strzelec, który do tej pory odpowiadał również za rozegranie. W sobotę Erick Neal miał głównie zdobywać punkty i z tego zadania wywiązał się dobrze dokładając 18 "oczek".
Do roli z poprzednich lat wrócił Tomasz Śnieg i na parkiecie spędził prawie 35 minut. - Jeśli byśmy nie zrobili czegoś po tym, co się wydarzyło w Gliwicach to byśmy dalej brnęli w stagnację, nijakość. Daliśmy od początku Tomka, kapitana na boisko. Wszyscy zaakceptowali swoje role. W tym zestawie ludzkim, w którym teraz jesteśmy każdy powiedział, że idzie w tym meczu na całość. Może poza początkiem wszyscy spełnili swoje zadanie - wyjaśnił Marek Łukomski.
- Bardzo ciężki mecz mentalnie. Ostatnio dużo się działo. Dziękuję tym, którzy w nas wierzyli. Daliśmy z siebie wszystko. Bardzo cenne zwycięstwo. niepewność siedziała nam w głowach. Wiedzieliśmy, że jako zespół potrafimy grać. mieliśmy bardzo dobre momenty chociażby w drugiej kwarcie. Mam nadzieję, że będziemy trzymać taki poziom i wtedy na pewno możemy zaskoczyć nie jednego rywala - analizował na konferencji prasowej Tomasz Śnieg.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Co za gol w Polsce! Można oglądać godzinami
Stargardzianie mieli niezwykle trudne wejście w mecz. Nie dość, że im nie szło to bardzo szybko musieli zmierzyć się z negatywnymi reakcjami kibiców. - Nie był to łatwy tydzień dla każdego z nas. Takie jest życie trenerów, sportowców. W tym trudnym momencie trzymaliśmy się razem. Chcemy walczyć, wygrywać, bo znamy swój potencjał. Jesteśmy w koszykówce zbyt długo żeby być oceniani po jednym spotkaniu - skomentował kapitan PGE Spójni Stargard.
Asseco Arka zaczęła znakomicie, ale później kompletnie nie wykorzystała swojej szansy. - W pierwszej kwarcie byliśmy bardzo skuteczni. Graliśmy konsekwentnie. Z tego weszły otwarte rzuty, które trafiliśmy. Za bardzo się wtedy skupiliśmy żeby rzucać, a za mało żeby grać do kosza, co jest naszą grą - ocenił trener Milos Mitrović.
- Największym problemem była dla nas fizyczność PGE Spójni. Po prostu w pewnych momentach wyglądało, jakby nam skakali po głowach i zbierali piłki. To im dało pewność, że niecelne rzuty mogli dobić i wrócić do meczu. Do końca nie mogliśmy sobie z tym poradzić. Jak zaczęliśmy penetrować do kosza to oni zaczęli zwężać pole trzech sekund i otwierać nam rzuty. Nie zareagowaliśmy dobrze. Stanęliśmy i to był duży problem - dodał szkoleniowiec gdyńskiej ekipy.
Na inny element zwrócił uwagę Dominik Wilczek. - Zaczęliśmy bardzo dobrze. Rzuty wpadały. Piłka chodziła po obwodzie bardzo szybko. Dzieliliśmy się nią i graliśmy dobrze w ataku wykorzystując złe ustawienie PGE Spójni. Później gra stanęła. W takiej hali jeżeli da się gospodarzom złapać rytm publika to podchwyci i później trudno ich zatrzymać. Przełamali nas. Odskoczyli i nie daliśmy rady ich dogonić. Mieliśmy 35 proc. z gry. Trudno wygrać spotkanie przy takiej skuteczności - przyznał koszykarz, który świetnie zna stargardzki obiekt, a z PGE Spójnią w Energa Basket Lidze do tej pory nie przegrywał.
To było w derbowych starciach, gdy grał jeszcze w Kingu Szczecin. Latem zmieniał klub i mógł trafić do PGE Spójni. Stało się jednak inaczej, a w pierwszej połowie sobotniego meczu zaaplikował temu przeciwnikowi 13 punktów. - Z Wilkami zawsze tutaj przyjeżdżaliśmy i te mecze wygrywaliśmy. Czuję się tutaj dosyć pewnie. Graliśmy też tutaj spotkania domowe w swoim sezonie. Ta hala jest mi znana. Trenowaliśmy tutaj i to na pewno też trochę pomogło. Była rozmowa natomiast byłem już wcześniej dogadany z Arką. Temat się przewinął natomiast nic poważnego - uciął Dominik Wilczek.
Zobacz także: Kolejny trener zwolniony! Jest już znany następca
Właściciel Stali odpowiada Hiszpanom. Są mocne słowa! Mówi nam o Almeidzie i Groselle’u