Transfer na medal? To byłaby sensacja!

Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Marcus Lewis
Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Marcus Lewis

Gdyby ktoś przed sezonem powiedział trenerowi i prezesowi Czarnych Słupsk, że zespół będzie liderem PLK i może zdobyć medal, to obaj szeroko by się uśmiechnęli. Teraz - po przeprowadzeniu mocnego transferu - jest to realne.

Chodzi oczywiście o 29-letniego (za tydzień kończy 30 lat) Marcusa Lewisa, którego słupszczanie pod koniec listopada pozyskali z ligi greckiej. W obozie Grupa Sierleccy Czarnych cierpliwie czekali na koszykarza, który będzie istotnym elementem w układance, ale nie zaburzy też zbudowanej już hierarchii. W Słupsku zdawali sobie też sprawę z tego, że Amerykanin - z racji przerwy od grania - będzie potrzebował czasu, by pokazać pełnię swoich umiejętności.

I tak w rzeczywistości było. Lewis miał nienajlepsze dwa pierwsze mecze, w których zdobył łącznie sześć punktów. Ale z każdym kolejnym tygodniem i spotkaniem było jednak coraz lepiej, w meczu z HydroTruckiem zdobył 22 punkty, trafiając 8 z 13 rzutów z gry. Słupskich kibiców zachwycił też efektownymi wsadami, które mogły robić wrażenie.

W ostatnim czasie o skali jego umiejętności i możliwościach atletyczno-fizycznych przekonali się też najlepsi w Energa Basket Lidze. 29-latek zagrał koncertowo przeciwko drużynom, które myślą o zdobyciu mistrzostwa Polski. Ze Stalą zdobył 22 punkty, ze Śląskiem 23, a z Anwilem zrobił coś, o czym będzie się długo rozmawiało i pisało!

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Pudzianowski świętował urodziny. Jak? Tego się nie spodziewaliście

Niebywałe!

Po trzech kwartach Amerykanin na swoim koncie miał 0 punktów i aż cztery faule, nic dobrego o jego grze nie można było powiedzieć. Eksperci byli w szoku, jak łatwo Lewis "wpadł" w problemy z przewinieniami, było widać, że jest sfrustrowany całą sytuacją, ale trener Mantas Cesnauskis zadbał o to, by był gotowy do gry w najważniejszej części meczu. Zdawał sobie sprawę, że do głosu dojdą liderzy, zawodnicy o dużych umiejętnościach indywidualnych. A takiej grze Lewis czuje się wybornie.

- Tam była taka sytuacja, że Lewis był blisko drugiego przewinienia technicznego. Na szczęście go złapałem, bo inaczej mógłby przedwcześnie wylądować w szatni. Usiadł na ławce i ochłonął. Prawda jest taka, że na czwartą kwartę był świeży i wypoczęty - uśmiecha się Cesnauskis.

Lewis w ostatnich dziesięciu minutach "przejął" mecz, zdobył aż... 17 punktów (20 całej drużyny - dwa punkty Słupiński, jeden Klassen), w końcówce praktycznie się nie mylił. To był popis jednego aktora. Trener Czarnych świadomie dał mu ogromną swobodę, wiedząc, że to jest gracz, który - mimo wcześniejszych problemów - jest w stanie dać drużynie dużo jakości. Taki manewr powiódł się w 100 procentach.

- Tak właśnie chcieliśmy grać, wszystko było dokładnie zaplanowane. Wiedzieliśmy, że Anwil będzie robił zamianę w obronie i Lewisa przejmie Petrasek. Chcieliśmy go atakować 1vs1, Lewis jest w stanie tak grać - słyszymy.

Marcus Lewis przejął mecz na szczycie
Marcus Lewis przejął mecz na szczycie

Nie ma co ukrywać, że drużyny w Hali Gryfia rozegrały prawdziwą bitwę, która jest doskonałą zapowiedzią tego, co będzie się działo w fazie play-off. Na razie to był przedsmak tego, jak trenerzy będą reagować. Akcja-reakcja, kto kogo wyprzedzi na koszykarskiej szachownicy.

- Popełniliśmy błędy w obronie - nie ukrywa z kolei Przemysław Frasunkiewicz. Nasuwa się pytanie, dlaczego w IV kwarcie włocławianie mocniej nie atakowali Lewisa, który grał z czterema przewinieniami na koncie.

- Nie jestem fanem atakowania jednej osoby przez większą liczbę minut. Jego cztery przewinienia wynikły po prostu z gry. Nie uważam, żeby była konieczność jego atakowania za wszelką cenę, zwłaszcza, że w grze 1vs1 w tym meczu - poza Dimcem - byliśmy po prostu słabi - tłumaczy trener Anwilu.

Czarni na medal?

- Miałem cztery przewinienia, a wiedziałem, że musiałem pomóc drużynie. Koledzy i trener mnie wspierali, bym nie wypadł z rytmu. To nie była dla mnie łatwa sytuacja - mówi Lewis, który nie ukrywa, że mecz na szczycie PLK był dla niego dużym wyzwaniem emocjonalno-sportowym. Musiał utrzymać nerwy na wodzy, by w najważniejszych momentach wziąć piłkę i przesądzić o losach spotkania.

Cesnauskis chwali Lewisa, ale zwraca też uwagę na fakt, że wielką rolę w tym meczu po stronie słupskiej odegrali zawodnicy drugiego planu: Jakub Musiał (9 pkt, 6 zb, +16), Bartosz Jankowski (8 pkt, 3 zb) i Dawid Słupiński (10 pkt, 3 zb).

- Wiadomo, że Lewis zrobił swoje, ale za ten mecz chciałbym wyróżnić naszych zadaniowców: Słupińskiego, Musiała i Jankowskiego. Oni wykonali tytaniczną pracę. Myślę, że wielu jest zaskoczonych tym, jak oni sobie radzą w tym sezonie. Oby nie zeszli z tej drogi. Mamy kompletną drużynę - cieszy się Cesnauskis.

- Ten mecz ma dla nas duże znaczenie, bo pokonaliśmy w meczu na szczycie drużyną, która ma duży ofensywny potencjał. To dobry prognostyk przed play-offami. Pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną waleczną, taką, która nigdy się nie poddaje - podkreśla Lewis.

Czarni, którzy są rewelacyjnym beniaminkiem i liderem ekstraklasy, wysyłają coraz mocniejszy sygnał do innych: "musicie się z nami liczyć w walce o medale". Nikt już nie pojmuje ich jako "przypadkowej drużyny".

W Słupsku z kolei uważają, że rywale nie śpią i w kolejnych meczach będą jeszcze mocniej naciskać. A z tyłu są m.in. mistrz i wicemistrz Polski, czyli Stal i Zastal. A Anwil, który przegrał dwa mecze z rzędu też nie powiedział ostatniego słowa.

Trzeba wprost przyznać, że w ekipie Cesnauskisa jest wszystko poukładane: są liderzy i gracze drugiego planu (dają wsparcie), zawodnicy są charakterni i nigdy się nie poddają. To ważne cechy, by odnieść sukces w play-off.

Gdyby ktoś przed sezonem powiedział trenerowi i prezesowi Czarnych Słupsk, że zespół będzie liderem PLK i może zdobyć medal, to obaj szeroko by się uśmiechnęli. Nikt nie miał takich planów, wszyscy mówili o spokojnym utrzymaniu. Dlatego zdobyty medal - patrząc na przedsezonowe oczekiwania - należałoby odbierać w kategoriach sensacji. A teraz - po przeprowadzeniu mocnego transferu - jest to całkiem realne. Trener słupszczan nie ukrywa, że bardzo mu zależało na pozyskaniu Marcusa Lewisa.

- Starałem się o niego, bo wiedziałem, jakie są jego atuty i co może nam dać. Cieszę się, że go mamy, bo uważam, że jest dla nas dużym wzmocnieniem. To bardzo atletyczny gracz, który może wykreować pozycję dla siebie i innych zawodników. Przekonał mnie do siebie przede wszystkim dużą energię na boisku i potencjałem - podkreśla Cesnauskis.

Czarni - już jako samodzielny lider PLK - zmierzą się w czwartek z Asseco Arką Gdynia. W następnym tygodniu słupszczanie zagrają w ćwierćfinale Pucharu Polski (rywal - Śląsk Wrocław).

Świetne spotkania Lewisa w PLK:

MeczPunktyZbiórki + asysty
HydroTruck 22 5+1
Enea Astoria 18 5+2
Stal 22 6+1
Śląsk 23 4+3
Anwil 17 1+1

CZYTAJ TAKŻE:
Gigant kusił gwiazdę polskiej ligi. Jonah Mathews: trener mówił: "tylko mln dolarów"
Amerykanin czeka na kasę z polskiego klubu. Padły gorzkie słowa
Aleksander Dziewa: Bałem się Urlepa. Jego magia nadal działa! [WYWIAD]
Travis Trice: Chcemy złota! Wraca do sytuacji z Mathewsem

Komentarze (0)