65:63 - takim wynikiem na korzyść BC Polkowice zakończyło się pierwsze finałowe spotkanie Energa Basket Ligi Kobiet, w którym rywalem jest Pszczółka Polski Cukier AZS UMCS Lublin.
- Dwa zespoły trochę cierpiały, dwa zespoły szukały swojej tożsamości - mówi Karol Kowalewski.
Było dużo walki, fajnych akcji, ale i nerwowości oraz niedokładności. Presja w połączeniu z pełną halą fanów dały znać o sobie.
- Nie pamiętam, kiedy była taka atmosfera w Polkowicach - komentuje szkoleniowiec. - Kibice z jednej strony pomogli nam niesamowicie, a z drugiej to jednak czasami ten początek meczu paraliżuje.
ZOBACZ WIDEO: Piękna miss Euro wbiła szpilkę gwiazdorowi Szwecji
I "Pomarańczowe" faktycznie niezbyt dobrze weszły w mecz. Ręka drżała nawet tej najbardziej doświadczonej Erice Wheeler. Ostoją była z kolei Stephanie Mavunga, która nie tylko punktowała, ale i zabezpieczyła "deskę" mając aż 24 zbiórki!
Polkowiczanki miały dwa problemy: gra zrywami i tylko 25 procent skuteczności w rzutach zza łuku (10/40). Czy nie warto było zagrać bardziej "do kosza"? Kowalewski tłumaczy, że to sprytny zabieg rywala.
- Lublin chce, żebyśmy te rzuty brali. Oni bardzo dużo ryzykują w obronie i to jak my gramy, jest poniekąd wymuszone ich sposobem obrony. Mocno stoją w "pomalowanym", dlatego mamy mnóstwo tych otwartych rzutów. Jestem zdania, że jeżeli te rzuty są otwarte, to trzeba je brać - tłumaczy.
Dodaje, że najważniejsze było zacząć od wygranej. - Graliśmy zrywami, mieliśmy duże przestoje. Dla nas liczy się jednak 1:0, to bardzo ważne pierwsze zwycięstwo - zakończył.
Drugi mecz finałów Energa Basket Ligi Kobiet już w niedzielę, 10 kwietnia (godz. 18:00). Gospodarzem ponownie będzie ekipa BC Polkowice. Finałowa seria toczy się do trzech wygranych.
Zobacz także:
Mocny cios na otwarcie serii. Walka o brąz tylko formalnością?
Zaskoczyli wszystkich bez wyjątku. Nawet trener nie wierzył w taki wynik