Piotr Małachowski: Będę musiał nauczyć się życia

- Sport upośledza. Mamy wszystko zaplanowane i podstawione pod nos. Później kariera się kończy, a człowiek musi nauczyć się normalnego życia - mówi nam wicemistrz olimpijski w rzucie dyskiem Piotr Małachowski.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
Getty Images
Kamil Kołsut (WP SportoweFakty): Gerd Kanter i Robert Harting zakończyli karierę. Dinozaury wyginęły, został tylko pan.

Piotr Małachowski: Czasem znajdą się jeszcze jakieś szczątki. Niech pan o tym pamięta. W moim przypadku najważniejsze jest to, jak będzie wyglądała sytuacja ze zdrowiem.

Jak jest teraz?

W porządku, trenuję. Nie mam oczywiście jeszcze normalnej siłowni, zajęć po dwa razy dziennie. Pracuję na spokojnie. Jeśli jednak będę chciał na poważnie myśleć o igrzyskach olimpijskich w Tokio, to przyjdzie czas, w którym zaryzykuję. Pojadę kilka miesięcy na maksa. Dziś najważniejszy jest jednak spokój, nie mogę dać się ponieść chorej ambicji.

Jest grudzień, a zamiast do Spały, rusza pan do Tallina trenować z Kanterem.

Wiele się u mnie zmieniło. Mam nowego trenera i menadżera, teraz lecę do Estonii. Chcę zaryzykować, spróbować czegoś nowego. Na pewno muszę być przygotowany na ciężką pracę. Bieganie, skakanie, rozciąganie... Czeka mnie sporo zabaw ruchowych. Wrócimy też do podstaw, do poprawnego wykonywania ćwiczeń na siłowni. Może z mniejszym ciężarem, ale dokładnie. Wszystko po to, aby uniknąć kontuzji w najmniej oczekiwanym momencie.

Brzmi jak powtórka elementarza.

Techniki nie zmienimy. Na to potrzeba czterech-pięciu lat, a my mamy dwa. Bez sensu. Siłowo jestem na dobrym poziomie, musimy więc skupić się na szybkości, dynamice, mocy. I poprawności wykonywania ćwiczeń. Nie chodzi o to, że coś robiłem źle. Po prostu czasem w prawidłowym wykonywaniu ćwiczeń przeszkadzało mi zdrowie.

Kto do kogo przyszedł: pan do Kantera czy Kanter do pana?

Rodziło się to powoli. Podczas zawodów rozmawialiśmy o naszych treningach, planach i tym, że trudno nam pracować w taki sposób, jak robią to młodzi. Gerd zasiał wówczas ziarno. W ostatnich latach trenował sam siebie, a to prawdziwa sztuka. Zdobył w tym czasie kilka medali i najwyraźniej wie, o co chodzi. Przemyślałem sprawę, porozmawiałem z Urbankiem i uznaliśmy, że warto spróbować.

Długo zbierał się pan do rozmowy z Witoldem Suskim?

Tak, przecież pracowaliśmy razem przez 20 lat! Błąkałem się z myślami, minęło kilka tygodni, nie przespałem paru nocy. Wreszcie szczerze pogadaliśmy. Dobrze, że dowiedział się o tym ode mnie i Roberta, a nie od osoby trzeciej. Myślę, że zachowaliśmy się fair.

Bardzo to przeżył?

Powiedział nam: "W porządku. Jeśli uważacie, że to dla was dobra rozwiązanie, rozumiem". Nie było tak, że zdobyłem medal igrzysk, przewróciło mi się w głowie i zacząłem wymyślać. Po prostu na koniec kariery chcę spróbować czegoś nowego.

Wraca pan jeszcze czasem do mistrzostw Europy w Berlinie?

To daleko za mną. Jestem naładowany nową energią.

Wkurzają pana pytania o wiek?

Nie. Czasem mam wrażenie, że jak ktoś nie ma pomysłu na pytanie, to zahacza właśnie o to. I z jednej strony słyszę: "Szkoda, że niedługo kończysz karierę", a z drugiej: "Widziałeś swój PESEL?". Wiem, jak wygląda mój PESEL, ale się tym nie stresuję. Jasne, nie jestem tak dynamiczny i silny jak kiedyś, ale przecież ciągle rzucam.

Zawodowy sport to często życie z bólem. Da się do niego przyzwyczaić?

Tak. Po prostu przychodzi taki moment, że człowiek już się nad tym nie zastanawia, nie myśli. Przyjmuje sytuację taką, jaka jest. To normalne. Czasem śmieję się, że po przebudzeniu muszę mieć często 20-30 minut na rozruch. Dopiero po tym jakoś wyglądam i lepiej się czuję. Boksował pan ostatnio?

Fajna rzecz na roztrenowanie, ale i potwory wysiłek. Pięć rund po trzy minuty, a ja mam siły na trzydzieści sekund. To jednak zawsze coś innego, boks wymaga zupełnie innej koordynacji. Trzeba nauczyć się chodzić, odpowiednio ustawiać. Ja przez przyzwyczajenia z dysku kompletnie się odsłaniam, uderzam jakbym kosił trawę.

Przygotowuje się pan do walki w MMA?

Chciałbym spróbować, ale to wymagałoby solidnego przygotowania. Może też być tak, że dostanę jeden cios i powiem: "Dziękuję, ja się nie nadaję". Może zablokuje mnie adrenalina, a może okaże się, że jestem workiem do obijania. Trudno powiedzieć. Trzeba też zejść z masy, a to kawał ciężkiej pracy. Inna sprawa, że mi byłoby łatwiej schudnąć niż takiemu Mariuszowi Pudzianowskiemu. On musiał schodzić z mięśni.

Kilka miesięcy temu wspominał pan o diecie.

Na pewno nie jem już tak, jak kiedyś. Przyswoiłem właściwe nawyki. Odżywiam się lepiej, zdrowiej, normalniej. Nie robię jednak nic wbrew sobie. Jestem normalnym człowiekiem. Każdemu zdarzają się słabsze chwile, kiedy musi zjeść fast fooda.

ZOBACZ WIDEO "Podsumowanie tygodnia". Fatalny mecz na szczycie Lotto Ekstraklasy. "Kit zamiast hitu"
Czy Piotr Małachowski zdobędzie medal IO w Tokio?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×