[b]
W weekend we Włocławku po raz kolejny triumfował pan w mistrzostwach Polski. Początek zawodów w pańskim wykonaniu jednak nie zwiastował łatwej przeprawy.
[/b]
Marcin Krukowski: Pojawiły się małe problemy w pierwszych próbach przy wyrzucie oszczepu. Trajektoria jego lotu nie była optymalna. Oszczep leciał grotem do ziemi, przez co szybciej spadał. Udało się jednak wyjść obronną ręką.
W gronie seniorów zdobył pan tytuł mistrza kraju po raz szósty z rzędu, z ponad siedmiometrową przewagą nad resztą stawką. Brak silnej, wewnętrznej konkurencji nieco rozpręża?
Akurat przy okazji takich zawodów, jak mistrzostwa Polski, nie brakuje mi motywacji, zwłaszcza że podczas nich bronię swojego rekordu wygranych. Każdego roku podchodzę do nich z myślą o dalszym śrubowaniu kolejnych zwycięstw. Z postawionym pytaniem muszę się zgodzić. Rzeczywiście, podczas wielu mniejszych mityngów startujemy w węższym gronie i czasem bywają problemy z motywacją. Na arenie międzynarodowej nie muszę się jednak o to martwić. Zazwyczaj wokół mnie są zawodnicy, którzy rzucają dalej niż ja.
ZOBACZ WIDEO: KSW 54. Zwycięski debiut Izu Ugonoha w MMA. Padło pytanie o walkę z Mariuszem Pudzianowskim
Pewnie o odpowiednią motywację dba ojciec-trener. Bliska relacja jest przeszkodą we właściwej współpracy? Są sytuacje, że przy wymianie poglądów z tatą "lecą iskry"?
Taka relacja w pracy szkoleniowca i zawodnika nie zawsze jest łatwa, bo wiadomo, że w pewnych momentach możemy sobie pozwolić na więcej słów, niż gdybyśmy byli dla siebie obcy. Bywało między nami gorąco, zwłaszcza że z młodym zawodnikiem jest więcej problemów, ale udało się przetrwać trudne momenty i po latach się dotarliśmy.
Skrócony sezon dobiega końca. Odwołano m.in. mistrzostwa Europy w Paryżu, a igrzyska olimpijskie w Tokio przełożono na przyszły rok. Przystopował pan z obciążeniami, mniej eksploatował pan organizm?
Wiedzieliśmy, że z pewnością czekają nas jakieś starty, więc szykowaliśmy się normalnie. Nasze przygotowania nie były zaburzone, tylko po prostu inne niż w poprzednich latach. Z tej lekcji wyciągnęliśmy wnioski na przyszłość, wiemy, że w różny sposób można się przygotować do występów. Jeżeli uczciwie się trenowało przez ostatnie piętnaście lat, to kilka miesięcy pracy w innej formie nie sprawi, że człowiek zapomni, jak daleko rzucić oszczepem.
Na walkę o pierwszy medal na międzynarodowej arenie wśród seniorów musi pan poczekać przynajmniej do następnego sezonu. W roku olimpijskim miał nadejść szczyt formy Marcina Krukowskiego. Dalej pan to podtrzymuje?
Nie wycofuję się ze swoich słów. Zresztą, sam czuję się najlepiej, jestem pewny swoich możliwości. Pandemia koronawirusa w pewien sposób pokrzyżowała mi plany. Nie ma co ukrywać, że wreszcie chciałem rozwiązać worek z medalami poza krajem. Muszę więc czekać, ale umówmy się – igrzyska wciąż są pod znakiem zapytania. Mamy nadzieję, że chociaż mistrzostwa świata lub Europy dojdą do skutku.
Ewentualny start w Tokio byłby pańskim drugim na igrzyskach, ale czy ostatnim?
Wszedłem w najlepszy wiek dla oszczepnika. Szkoda byłoby zmarnować ten okres kariery przez sprawy pozasportowe. Nie chciałbym poprzesuwania kolejnych igrzysk o rok. W planach mam także udział w IO w Paryżu w 2024 roku, a jeżeli zdrowie pozwoli, to i w 2028 roku w Los Angeles na zwieńczenie przygody ze sportem. O formę raczej jestem spokojny. Wiek jest tylko liczbą, wszystko zależy od prowadzenia się zawodnika i tego, w jaki sposób był eksploatowany.
Od ponad trzech lat i 93. MP w Białymstoku czeka pan na poprawienie rekordu życiowego (88.09). W tym sezonie, podczas 23. Grand Prix Sopotu im. Janusza Sidły przekroczył pan "jedynie" 87.07 metrów.
Musi się złożyć wiele składowych, żeby spróbować walczyć o pobicie "życiówki", choćby samopoczucie, dyspozycja dnia czy warunki atmosferyczne. W mojej konkurencji bywają przeciążenia i czasem mikrourazy wykluczają dalekie rzuty. Motorycznie i technicznie na pewno jestem teraz przygotowany, żeby poprawić swój rekord.
Duże mityngi, na które człowiek się szykuje, zazwyczaj są rozgrywane na dużych obiektach, na których warunki te nie zawsze sprzyjają najdalszym próbom. Wiatr jest bardzo pomocny, a na zamkniętym stadionie niespecjalnie można na niego liczyć. Moja konkurencja jest o tyle dziwna, że jednego dnia można rzucić 85-86 metrów, a dwa-trzy dni później – tylko 72. Są zawodnicy z rekordami powyżej 90 metrów, a którzy przy identycznie wykonanej pracy rzucali znacznie bliżej w następnym sezonie. W oszczepie wszystko się może zdarzyć.
W niedzielę, 6 września, zobaczymy pana w Chorzowie, w 11. Memoriale Kamili Skolimowskiej.
Po tych zawodach czekają mnie jeszcze zagraniczne starty m.in. w Ostrawie czy Berlinie, ale z pewnością jest to najważniejszy mityng na końcówkę sezonu. Na Stadionie Śląskim, na swojej ziemi chcę się pokazać z jak najlepszej strony. Znów będę walczył m.in. z Niemcem Johannesem Vetterem, brązowym medalistą MŚ z zeszłego roku z Dohy, który w bieżącym sezonie jest w fenomenalnej formie. Chciałbym rzucić mu rękawicę i tym razem wyjść zwycięsko z tej rywalizacji.
Tak wyglądały mistrzostwa Polski. Czytaj więcej--->>>
17-latek zrobił furorę. Polak ma ogromny potencjał. Czytaj więcej--->>>