Mówią o nim "Michael Jordan maratonu". 41-latek pobiegnie na igrzyskach w Rio

PAP/EPA / Matt Campbell / Meb Keflezighi wygrywa maraton w Bostonie w 2014 r.
PAP/EPA / Matt Campbell / Meb Keflezighi wygrywa maraton w Bostonie w 2014 r.

Meb Keflezighi jest żywą legenda tej dyscypliny. Wygrał maratony w Nowym Jorku i w Bostonie, zdobył srebro olimpijskie. Choć jest już po "czterdziestce", potrafi pokonywać znacznie młodszych od siebie. Jak on to robi?

W tym artykule dowiesz się o:

13 lutego w Los Angeles, podczas kwalifikacji olimpijskich kadry USA w maratonie, Amerykanie emocjonowali się debiutem Galena  Ruppa na "królewskim dystansie". Podopieczny Alberto Salazara nie zawiódł, wygrywając US Olympic Trials. Po tym biegu równie wiele, a może nawet więcej mówiło się o zawodniku, który przybiegł na drugiej pozycji (przepustkę na igrzyska w Rio wywalczyła najlepsza trójka).

Tym drugim był Meb Keflezighi, żywa legenda maratonu. Uzyskał kwalifikację jako najstarszy amerykański maratończyk - w wieku 40 lat i 284 dni. Gdy stanie na starcie w Rio, będzie mieć już ponad 41 lat (urodziny obchodzi 5 maja).

"Igrzyska? A co to jest?"

Meb, choć ustąpił Ruppowi dość wyraźnie, wydawał się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Gdy biegł po drugie miejsce kwalifikacji w Los Angeles, nie posiadał się ze szczęścia. Pozdrawiał publiczność. Cieszył się jak dziecko. Marzył o występie na trzecich igrzyskach olimpijskich i udało mu się to zrealizować.

Po raz pierwszy słowo "igrzyska" usłyszał jako 12-latek. W szkole w San Diego przebiegł jedną milę (1609 m) w 5 minut i 20 sekund. - Pewnego dnia pojedziesz na igrzyska - powiedział jego nauczyciel wychowania fizycznego. Meb wrócił do domu i zapytał ojca: - A co to są igrzyska?

Nie tylko tego słowa nie znał w dzieciństwie. Kilka lat wcześniej nie wiedział także, czym są rzeczy, z których ludzkość korzysta na co dzień. Gdy po raz pierwszy zobaczył samochód, zaczął uciekać. Gdy pokazano mu telewizor, był zdumiony, że ludzie zmieścili się w takim małym "pudełku". Zaczął ich szukać, zaglądał w tylną część odbiornika. Keflezighi przyszedł bowiem na świat w biednej rodzinie i w biednym kraju.

Przez Włochy do USA

Erytrea - wchodząca w skład Etiopii - walczyła przez wiele lat o niepodległość. Ojciec Mebrahtoma (bo tak brzmi pełne imię maratończyka) - Russom - udzielał się w ruchu niepodległościowym. To jednak sprowadzało na jego rodzinę niebezpieczeństwo ze strony wojsk etiopskich. Głowa rodziny zdecydowała się wyjechać do Europy. Russom Keflezighi trafił najpierw do Włoch, przez kilka lat gromadził środki, by sprowadzić żonę i dzieci (w tym Meba). W 1986 r. rodzina dotarła do Mediolanu, ale nie był to koniec ich wędrówki. Jesienią 1987 r. przenieśli się do San Diego. Meb miał wówczas 12 lat.

Bieganie stało się jego pasją. Odnosił sukcesy w szkole, następnie na wyższej uczelni - ukończył UCLA w 1998 roku. W tym samym roku został obywatelem USA.

Sławę przyniósł mu start na igrzyskach olimpijskich w Atenach, w 2004 r. Przegrał tylko ze Stefano Baldinim, sięgając po srebrny medal. Był to pierwszy medal dla USA w maratonie od srebra Franka Shortera w Montrealu (1976). Na kolejne igrzyska - w Pekinie - Keflezighi się nie dostał. Wygrał za to kwalifikacje do IO w Londynie. Przed czterema laty pobiegł znakomicie, ale musiał uznać wyższość biegaczy z Ugandy i Kenii. Zajął najgorsze dla sportowca miejsce - tuż za podium. Rio będzie więc jego trzecią olimpijską próbą.

Jak Jordan albo Gretzky

Wizytówką Meba jest nie tylko srebro z Aten, ale także dwa triumfy w najbardziej prestiżowych amerykańskich maratonach. W 2009 r. zwyciężył w maratonie nowojorskim, zaś w 2014 r. okazał się najlepszy w Bostonie, bijąc przy tym rekord życiowy (2:08:37). Za ten drugi sukces otrzymał Nagrodę im. Jesse Owensa dla najlepszego lekkoatlety w USA.

Jest jedyną osobą, która wygrała dwa najbardziej prestiżowe maratony w USA i zdobyła olimpijski medal. Na oficjalnej stronie igrzysk w Rio możemy o nim przeczytać: "Michael Jordan biegu maratońskiego". Hasło to uzasadnia Ryan Lamppa, historyk zajmujący się bieganiem. - To sportowiec typu "jeden na milion". Ma to nieuchwytne "coś", o czym rozmawiają ludzie. Jak Michael Jordan czy Wayne Gretzky - podkreśla Lamppa. - Myślę, że Meb jest największym amerykańskim maratończykiem w historii - dodaje.

Jak to możliwe, że Keflezighi - po "czterdziestce" - nadal jest w stanie rywalizować z dużo młodszymi biegaczami i ich pokonywać? - Tak drastycznie człowiek nie niszczeje - stwierdził w jednym z wywiadów.

Tylko on może cofnąć czas

Jego sekret to profesjonalne podejście do pracy. Nie zaniedbuje żadnych środków treningowych - tempówki, interwały, crossy, wybiegania. Ale równie wiele czasu poświęca innym aktywnościom. Bardzo dba o odnowę biologiczną i regenerację, stosuje dietę wysokobiałkową. Przede wszystkim zaś doskonale zna własne ciało. Woli zrobić sobie dzień wolny, gdy czuje się gorzej, niż wykonać kolejny trening zgodnie z planem, ale się "zajechać".

Jest człowiekiem niezwykle lubianym przez Amerykanów. Kwalifikacje olimpijskie odbywały się w jego okolicy. Do Los Angeles przyjechała jego liczna rodzina i znajomi. Prosił ich, by nie stali w jednym miejscu, tylko "rozproszyli" się po trasie i dodawali mu otuchy. - Publiczność była wspaniała. Ciągle słyszałem: "Dawaj Meb, dawaj Meb!" - mówił uśmiechnięty po przekroczeniu linii mety. Witały go trzy córeczki, którym obiecał przed kwalifikacjami, że jeszcze raz wystartuje na igrzyskach.

Co stanie się w Rio? Amerykanie największe nadzieje wiążą ze startem wspomnianego Ruppa, ale Keflezighi udowodnił, że potrafi się świetnie przygotować na najważniejsze imprezy. Kto wie, być może w wieku 41 lat pokaże "młodym wilkom", że stać go jeszcze na wiele. - Jeśli ktoś będzie w stanie cofnąć czas, to tylko Meb - komentują amerykańskie media.

Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: kuriozalna sytuacja w młodzieżowej Lidze Mistrzów!

Źródło artykułu: