W tym artykule dowiesz się o:
W minioną niedzielę w Hamburgu 23 tysiące biegaczek i biegaczy z całego świata rywalizowało w tamtejszym maratonie. Wśród pań bezkonkurencyjne okazały się dwie zawodniczki z Etiopii - Meselech Melkamu i Meseret Hailu.
Dla polskich fanów najważniejszy był występ Moniki Stefanowicz, która - pod panieńskim nazwiskiem Drybulska - brała udział w igrzyskach w Atenach i Pekinie, a teraz walczy o wyjazd do Rio de Janeiro. Polka (na zdjęciu) pobiegła znakomicie. Uzyskała czas 2:28:26, który jest lepszy od minimum Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Zajęła czwarte miejsce.
Sensację sprawiła zaś ta, która przedzieliła Stefanowicz i dwie Etiopki. O tej maratonce mówią od kilku dni całe Niemcy. To 30-latka, która na co dzień pracuje na pełny etat. Poprawiła życiówkę o prawie 9 minut, dzięki czemu jest o krok od wyjazdu na igrzyska.
Poznajcie niesamowitą historię Anji Scherl, zawodniczki z Niemiec.
Niemka - jeszcze pod panieńskim nazwiskiem Schneider - zaczynała przygodę z bieganiem dość późno, bo dopiero po 20. urodzinach. Namówił ją do tego jej chłopak (a obecnie mąż) Marco Scherl, trener lekkiej atletyki.
Anja biegała rekreacyjnie i postanowiła ukończyć maraton. W klubie DJK Weiden, w którym zaczynała, trenerzy stwierdzili jednak, że korzystniej będzie, jeśli najpierw sprawdzi się na krótszych dystansach. Schneider rywalizowała więc na bieżni - na 800 m, 1500 m czy 3000 m. Odnosiła sukcesy w lokalnych i regionalnych zawodach. Stopniowo wydłużała dystans.
ZOBACZ WIDEO Prezes TVP ogłasza zakup wielkiego pakietu piłkarskiego
{"id":"","title":"","signature":""}
W końcu zapadła decyzja o pierwszym starcie w maratonie. W 2014 r. w Hamburgu zajęła szesnaste miejsce, z czasem 2:48:08. Jak na debiutantkę, amatorkę, kobietę pracującą 40 godzin w tygodniu - bardzo dobry wynik. Nikt wówczas nie przypuszczał, że pochodząca z Bayreuth biegaczka dopiero się rozkręca. Rok później, ponownie w Hamburgu, uzyskała wynik 2:36:31, dzięki czemu znalazła się w czołowej "10" (na dziewiątym miejscu).
To po tym biegu wyznaczyła sobie cel. Nie, nie było to Rio. O Rio nawet nie marzyła.
W lipcu tego roku w Amsterdamie odbędą się lekkoatletyczne mistrzostwa Europy. Po raz pierwszy organizatorzy umieścili w programie półmaraton. I to ten właśnie udział w tych zawodach - na dystansie 21,097 km - stał się dla Scherl (latem ubiegłego roku poślubiła Marco) celem numer 1.
Jednak w lutym 2016 r. jej plany trzeba było zmodyfikować. Niemka zaskoczyła bowiem wszystkich - w tym siebie - wynikiem uzyskanym w półmaratonie w Barcelonie. Czas 1:11:17 dał jej czwarte miejsce, najlepsze z Niemek (choć przecież startowały dużo bardziej znane Anna Hahner czy Katharina Heinig).
Kwalifikację na ME w Amsterdamie miała praktycznie zapewnioną. Wtedy jednak zaczęła się zastanawiać, czy nie powalczyć o coś więcej. Wynik z Barcelony stwarzał bowiem nadzieję na bardzo dobry rezultat w maratonie. Minimum DLV (Niemiecka Federacja Lekkiej Atletyki) uprawniające do startu w Rio wynosi 2:30:30. Anja podjęła wyzwanie.
17 kwietnia Scherl walczyła o spełnienie marzeń. To był jej trzeci maraton w życiu i... trzeci w Hamburgu. - Pierwszy był wspaniałym wydarzeniem, poszło mi naprawdę dobrze. Również z poprzedniego roku mam pozytywne wspomnienia. Ucieszę się, jeśli nadal tak będzie po tegorocznym starcie - mówiła przed zawodami.
Od początku biegła w czołówce. Wyglądało to trochę tak, jakby dała się ponieść emocjom. Jej tempo było zdecydowanie za wysokie w stosunku do założeń. Marco Scherl kręcił głową z niedowierzaniem.
- Pomyślałem: "O Boże, jest o wiele za szybko" - mówił, gdy Anja zbliżała się do półmetka. Pierwszą część trasy pokonała w 1:13:57. Marco założył, że zrobi to w 1:15:00, ewentualnie o kilkanaście sekund szybciej. Ale nie o ponad minutę!
Mąż zaczął się martwić, że jego ukochana nie wytrzyma tempa i - na własne życzenie - zmarnuje ogromną szansę. - Sama byłam zaniepokojona - przyznała potem maratonka.
Szansy jednak nie zmarnowała. Biegła jak natchniona. Po 30. kilometrze maratończycy, nawet ci najlepsi, często przeżywają kryzys. Anja miała wrażenie, że biegnie wolniej, ale niespodziewanie pomógł jej pewien zawodnik. Nie znała go.
- Poświęcił swój cel w maratonie, aby mnie wspierać i motywować. To było wspaniałe - mówiła w wywiadzie dla "Der Spiegel". Dopiero później sprawdziła, kim był człowiek w żółtej koszulce, z numerem 1016. To Portugalczyk Rui Muga, któremu następnie dziękowała za pośrednictwem mediów.
30-letnia Scherl wpadła na metę wyczerpana, ale niezmiernie szczęśliwa. Czas był bowiem fantastyczny - 2:27:50. - Ten wynik to obłęd. Gdy zobaczyłam zegar, nie umiałam w to uwierzyć. Na mecie była ulga i radość z tego, że udało się wypełnić minimum - mówiła. Mąż komentował: - To był bieg życia!
Ten wynik daje jej miejsce w Top 10 wszech czasów w rywalizacji niemieckich maratonek (ósma lokata). Jak Scherl tłumaczy taką eksplozję formy?
Progres Niemki jest olbrzymi. W porównaniu z rokiem ubiegłym pobiła "życiówkę" w maratonie o 8 minut i 41 sekund. Na czym polega tajemnica jej sukcesu?
Scherl tłumaczy, że nigdy wcześniej tak ciężko nie trenowała. W okresie świąt Bożego Narodzenia spędziła 16 dni na zgrupowaniu. Później powtórzyła to w okresie wielkanocnym. Wyjechała do Portugalii. - Na obozie byłam z zawodnikami z mojego klubu - LG Telis Finanz Regensburg. To także było dla mnie nowe. Zwykle bowiem trenuję sama - wyjaśnia.
Po zgrupowaniach wracała jednak do pracy i spędzała w niej po 40 godzin tygodniowo. Anja jest programistką w firmie z Norymbergi. Przez cztery dni w tygodniu dojeżdża do tego miasta pociągiem. Raz w tygodniu może sobie pozwolić na pracę zdalną - ze swojego domu w Bayreuth.
Zawodowi biegacze takich zmartwień nie mają. Mogą trenować po dwa razy dziennie, poświęcać odpowiednio dużo czasu na odnowę biologiczną, wysypiać się do woli. Scherl nie narzeka jednak na swój los. Podkreśla, że dzięki mężowi jest w stanie pogodzić treningi z pracą.
- Mogę trenować tylko w wolne wieczory. Ale na szczęście mąż, który mnie trenuje, dba o wszystko. Wie, jakie mam obowiązki zawodowe i dostosowuje do tego plan treningowy. Może zareagować na bieżąco, gdy muszę dłużej zostać w pracy - tłumaczy trzecia zawodniczka maratonu w Hamburgu.
Scherl nazywano do niedawna "najlepszą rekreacyjną biegaczką Niemiec". Czy nadal uważa siebie za amatorkę? - Bieganie to moje hobby, ale uprawiam je dość profesjonalnie, z ukierunkowaniem na cel - przyznaje, od razu zaznaczając: - Jasne jest jednak, że pierwszeństwo ma moja praca. To moja przyszłość.
Na szczęście zawodniczka z Bayreuth ma wyrozumiałego szefa, który do tej pory pozytywnie rozpatrywał jej wnioski urlopowe, gdy tylko potrzebowała wyjechać na zgrupowanie. - Teraz, po maratonie w Hamburgu, też mogłam sobie wziąć urlop na poniedziałek, wolałam jednak iść do pracy. Ten urlop bowiem wolałabym przeznaczyć na coś innego - uśmiecha się.
Jak nietrudno się domyślić, chodzi o przygotowania i start w igrzyskach. Mimo wypełnienia minimum Scherl musi się jeszcze wstrzymać z bukowaniem urlopu. Dlaczego?
W Niemczech trwa bowiem jeszcze rywalizacja o wyjazd do Rio. O trzy miejsca walczy kilka zawodniczek - oprócz Scherl: bliźniaczki Lisa i Anna Hahner, Katharina Heinig oraz Fate Tola. Ta ostatnia to Etiopka, która czeka na przyznanie obywatelstwa niemieckiego.
Największe szanse ma Lisa Hahner, która wygrała mistrzostwa Niemiec, co powinno jej zagwarantować start w Rio. Z pozostałej czwórki najlepszy rezultat ma Scherl. Heinig pozostawiła sobie jednak jeszcze jedną szansę - 24 kwietnia pobiegnie w Zurychu. Później zaś DLV wręczy trzy nominacje.
Sama Scherl jest optymistką. - Wprawdzie dopóki nie otrzymam nominacji, to nie zaczynam z szefem tematu urlopowego, ale myślę, że mam duże szanse na start na igrzyskach - mówi 30-latka. - Drzwi do Rio są szeroko otwarte - cieszy się Marco Scherl, jej mąż i trener.
Zobacz wideo: Kierunek Rio: Afryka podbiła świat biegów długodystansowych
{"id":"","title":"","signature":""}