- Nic się nie zmienia - mówi Martin Lewandowski w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet. Jak podkreśla współwłaściciel organizacji - doping wykryto po ostatniej walce pięściarskiej Krzysztofa Głowackiego w styczniu zeszłego roku, a nie "pod auspicjami federacji" KSW.
We wtorek, 2 stycznia, pojawiła się informacja o dopingowej wpadce byłego mistrza świata w boksie. Badanie odbyło się bezpośrednio po ostatniej pięściarskiej walce Polaka z Richardem Riakporhe (porażka przez TKO w 4. rundzie). W organizmie "Główki" wykryto niedozwoloną substancję - boldenon.
Po wykryciu dopingu Brytyjska Agencja Antydopingowa (UKAD) zawiesiła Polaka na cztery lata. Kara obowiązuje jednak jedynie w boksie, a nie w MMA, w których Głowacki aktualnie występuje.
ZOBACZ WIDEO: "Ewenement na skalę światową". Mateusz Borek o walce Adamek vs. Chalidow
Przypomnijmy, że 37-latek już zadebiutował w nowej formule walk. Na czerwcowej gali XTB KSW 83 na Stadionie Narodowym "Główka" pokonał Patryka Tołkaczewskiego, popisując się jednym z najładniejszych nokautów w świecie MMA w 2023 roku.
Już szef Polskiej Agencji Antydopingowej zapewniał nas, że nałożona dyskwalifikacja nie będzie obowiązywała w KSW. - Sama federacja nie wdrożyła przepisów antydopingowych, więc ta kara bezpośredniego przełożenia na rywalizację w KSW nie ma - podkreślał Michał Rynkowski (więcej TUTAJ). Później tę informację potwierdził sam Lewandowski.
Zakazana substancja boldeon rzadko jest stosowana przez zawodników sportów walki. To anaboliczny steryd nowej generacji, z którego korzystają kulturyści w budowaniu tzw. suchej masy mięśniowej.
Sam Głowacki zapewnił, że nigdy świadomie nie wziął niedozwolonego środka, a kontrakt z grupą pięściarską rozwiązał jeszcze zanim dowiedział się o dopingu. "W związku z czym sugestie, że zrezygnowałem z kariery bokserskiej przez doping totalnie mijają się z prawdą" - napisał w oświadczeniu, które przeczytasz TUTAJ.